Janusz Korwin-Mikke to rosyjski agent, który sieje dezinformację na temat zamachu 10 kwietnia 2010 roku na prezydenta Lecha Kaczyńskiego – to jedna z teorii lansowanych ostatnio przez zwolenników PiS.
Partia ta w ten sposób stara się stworzyć monopol po stronie polskiej prawicy, dezawuując inne ugrupowania. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że PiS w warstwie gospodarki ma program socjaldemokratyczny. I ten program forsuje jako receptę na nadchodzący kryzys.
W 2001 roku uchwalono przepisy o finansowaniu partii politycznych z budżetu. Inicjatorami i zwolennikami tej ustawy byli przyszli posłowie PiS. Ustawa ta faktycznie stworzyła kartel partii politycznych preferujących ugrupowania otrzymujące dotacje, czyli praktycznie te, które są w Sejmie. Jednocześnie wprowadzono zakaz przyjmowania pieniędzy od firm i ograniczono wpłaty od osób prywatnych. W ten sposób doprowadzono do stworzenia quasi-monopolu już istniejących partii, które Janusz Korwin-Mikke nazywa „bandą czworga” (PO, PiS, SLD, PSL). Wejście do tej grupy Ruchu Palikota było możliwe tylko i wyłącznie dlatego, że lider tego ugrupowania Janusz Palikot ma majątek szacowany przez media na ponad 100 mln złotych. Ugrupowanie to weszło do Sejmu, mając ogromne długi, które zaczęło spłacać z dotacji budżetowych. To pokazuje, jak obowiązujący system finansowania partii eliminuje konkurencję polityczną.
Prawica light
Obecna taktyka polityczna kierownictwa PiS ma na celu za wszelką cenę nie dopuścić do powstania realnego bytu z prawej strony, który mógłby być alternatywą dla tej partii. Liderzy tej partii mają świadomość, że ich program jest prawicą w wersji light. Nie chodzi tylko o kwestie gospodarcze, w których program PiS jest zwyczajnie lewicowy (socjaldemokratyczny). Także w sferze wartości – i to najważniejszych, jak życie: PiS nie zgodziło się w 2007 roku na zmianę ustawy, które dopuszcza zabijanie dzieci chorych lub poczętych w wyniku gwałtu. Mając świadomość, że w kwestiach najważniejszych dla prawicy – takich jak wolność i ochrona życia – PiS prezentuje, delikatnie mówiąc, miękkie stanowisko, działacze tej partii z dużą zawziętością atakują potencjalną konkurencję.
Z lewicą pod rękę
Doskonale widać to było na ostatnim marszu 29 września w obronie Telewizji Trwam. Wspólnie z PiS maszerowała „Solidarność”, głosząca skrajnie lewicowe postulaty obciążenia dodatkowymi opłatami umów o dzieło i umów zleceń. Charakterystyczne jest, że o ile Jarosław Kaczyński wygłosił na marszu swoje przemówienie pod hasłem „Przebrała się miarka. My, polscy patrioci, mówimy nie!”, Piotr Duda, szef „Solidarności”, mówił o „umowach śmieciowych” i tym, jak rzekomo szkodzą one ludziom. Przyzwolenie na używanie lewicowej demagogii jest bardzo niebezpieczne. Zrealizowanie postulatów „Solidarności” nawet w części oznaczałoby pozbawienie pracy kilkuset tysięcy osób. Niezadowolenie z rządów Platformy Obywatelskiej jest powszechne. Legitymizowanie przez PiS związkowych radykałów grozi „przejęciem” przez nich ewentualnych protestów.
Brak alternatywy
Dla PiS bardziej znaczącym wrogiem jest obecnie Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro niż rządząca PO. Ziobro, cieszący się sympatią o. Tadeusza Rydzyka i mający otwarty dostęp do jego mediów („Naszego Dziennika” i Radia Maryja), ma potencjał stworzenia alternatywy dla PiS. W kwestiach gospodarczych Solidarna Polska jest nawet bardziej lewicowa niż PiS. Wynika to z przekonania liderów tej partii, że wyborców w Polsce bardziej kuszą obietnice podarunków od władzy niż hasła niskich podatków, wolności i odpowiedzialności. Solidarna Polska ma dziś poparcie na granicy progu wyborczego (5 proc.). Politycy PiS starają się, jak mogą, osłabić konkurenta. Co rusz partia ta ogłasza, że nastąpią transfery z SP do PiS. Te scenariusze się nie sprawdzają, pokazują jednak, że w walce o niedopuszczenie do powstania alternatywy dla elektoratu PiS nie cofnie się przed niczym.
Gra wartościami
Politykę PiS instrumentalnego wykorzystywania prawicowych wartości najlepiej widać w praktyce. Dziś PiS głosi poglądy eurosceptyczne, ale to jego politycy uzgodnili i podpisali traktat lizboński. Podobnie widać to w wypadku kary śmierci. Pod koniec 2011 roku PiS zaczęło domagać się jej przywrócenia. Jednak kiedy miało większość w parlamencie i prezydenta, nie zrobiło w tej sprawie nic. W podobny sposób należy traktować obecnie zgłaszane przez posłów PiS hasła ochrony życia od poczęcia. W 2007 roku Jarosław Kaczyński, mając pełnię władzy, zatrzymał nowelizację prawa. Obecne działania mają więc cel propagandowy, a przy okazji sieją zamęt w szeregach PO, której w kwestiach ideologicznych grozi rozłam.
Wolnościowcy na pokaz
Tworząc Solidarną Polskę, Zbigniew Ziobro zwrócił uwagę, że PiS nie ma realnej możliwości sięgnięcia po władzę z uwagi na brak koalicjantów. Rzucił wówczas hasło utworzenia „drugiego płuca prawicy”, którym miała być Solidarna Polska. Aspiruje ona do elektoratu, który nigdy nie poprze PiS, ale ma konserwatywne poglądy. Podobną rolę, tyle że z programem faktycznie prawicowym, spełnia obecnie Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikke. Zmęczenie obecną władzą jest duże i ludzie chcą nowych twarzy w polityce. Jarosław Kaczyński nie bez powodu uważany jest za doskonałego stratega politycznego, mistrza taktycznych rozgrywek. Właśnie postawił na frakcję wolnościowców w PiS, którą tworzą tam byli zwolennicy Unii Polityki Realnej – m.in. Przemysław Wipler. Problem polega na tym, że pokazywanie wolnościowców idzie w parze z głoszeniem socjalistycznych poglądów. Kaczyński stara się zagospodarować wolnościowy elektorat, ale jednocześnie idzie pod rękę z roszczeniową „Solidarnością”, której pomysły skutkowałyby dorżnięciem polskiej gospodarki.
PiS lub zdrada
Media sympatyzujące z PiS (od „Gazety Polskiej” do „Naszego Dziennika”) nie dostrzegają istnienia innych prawicowych ugrupowań. Lansują koncepcję wojny, w której każdy przeciwnik Platformy Obywatelskiej musi być zwolennikiem PiS. Osoby krytykujące PiS są traktowane jako wrogowie. Doskonale widać to po wpisach zawodowych komentatorów internetowych (zapewne opłacanych przez partię) piszących na najważniejszych prawicowych portalach. Każda opinia krytyczna wobec PiS jest przedstawiana przez nich jako akt zdrady narodowej i dowód na bycie zwolennikiem PO. W tym szaleństwie jest metoda. Dzisiaj w mediach głównego nurtu dziennikarze biegają koszulkach albo z napisem PiS, albo PO. Próba tworzenia niezależnych, krytycznych wobec władzy i opozycji mediów jest skazana na atak z obu stron. Obecny system odpowiada bowiem obu stronom. Liderzy PO mają świadomość, że największe szanse na utrzymanie władzy daje im toczenie sporu z PiS. Dopuszczenie do powstania realnej alternatywy nie jest w ich interesie. Jarosław Kaczyński zaś gotów jest posiedzieć kolejne cztery lata w ławach opozycji, ale nie dopuścić do urośnięcia w siłę prawicowej alternatywy dla PiS. Taka taktyka jest szkodliwa. Ostatnie pięć lat dowiodło, że PiS nie jest w stanie samo sięgnąć po władzę. Jednocześnie próbuje zdusić w zarodku każdą rosnącą siłę polityczną, która mogłaby być jego koalicjantem. Jest to dokładnie odwrotna strategia niż ta, którą forsuje rządząca PO. Wylansowała ona Ruch Palikota i dzięki temu może wybierać między koalicjantami: PSL, SLD lub Ruchem Palikota. I na tym nie koniec. W swoim ostatnim wywiadzie Roman Giertych zapowiedział powołanie kolejnej partii prawicowej. Jej celem jest „zabrać PiS, ile się da, i domknąć układ rządowy, jeżeli byłaby taka potrzeba”. Gołym okiem widać, że PO sprzyja powstawaniu bytów politycznych zagospodarowujących elektorat, który nie chce już popierać partii władzy. PiS natomiast każdą tego typu inicjatywę próbuje niszczyć. Ze szkodą dla siebie.
Tekst opublikowany w tygodniku "Najwyższy Czas!"