Ponieważ nic nie trwa wiecznie, nawet sztandarowe pozycje telewizyjne odnotowały po jakimś czasie spadek widzów. Różne kanały różnie się ratowały.
Ponieważ nic nie trwa wiecznie, nawet sztandarowe pozycje telewizyjne odnotowały po jakimś czasie spadek widzów. Różne kanały różnie się ratowały. Najczęściej łącząc tytuły. I tak na przykład "Ojca Mateusza" połączono z "komisarzem Alexem" tworząc "Ojca Alexa", pełną ciepła humoru opowieść o księdzu-detektywie wspomaganym przez psa. Inna z kolei telewizja stwierdziła, że formuła muzycznego show chyba się wyczerpała. A było to wtedy, gdy osiem miejsc w finałowym odcinku zajęło osiem młodych dziewczyn. Każda dysponująca autentycznym, czarnym głosem. I każda zaśpiewała tą samą piosenkę. W związku z tym stacja postanowiła dodać do swoich show muzycznych akcenty mody czy fryzjerstwa. I tak powstały turnieje takie jak "Must be the guzik" czy "Bitwa na włosy".
Natomiast trzecia telewizja zaprezentowała zupełnie nową produkcję. I to jakoś tak bez rozgłosu i bez reklam. Kiedy Hiobowscy zorientowali się, że coś takiego jest nadawane, program był już na etapie półfinałów. Chociaż dziadek Łukaszka i siostra Łukaszka utrzymywali, że taki program jest niemożliwy.
Program nosił tytuł "Jak oni piszą".
– I co oni tam robią? Piszą na scenie? – denerwował się dziadek. Tata Łukaszka odparł, że najprościej jest zobaczyć i włączył.
…program już trwał. Czteroosobowe jury, składające się z poetki, pisarza, wydawcy i księgarki, zaprosiło na scenę kolejnego uczestnika. Wyszło młode piegowate chłopię.
– Danielu, cóż przygotowałeś dla nas na dziś? – zapytała mdłym głosem pani księgarka. Daniel odparł, że napisał kawałek prozy o szumie morza. Ale zanim go zaprezentował, telewidzowie mogli obejrzeć krótki filmik o Danielu. Daniel chodził po mieście, opowiadał jak to jego marzeniem jest pisać książki o gejach, sponsoringu studentek, hipokryzji katolików i o krwiożerczych Polaków mordujących Żydów w czasie wojny. I żeby pisali o nim w "Wiodącym Tytule Prasowym". Wypowiadali się też jego znajomi, którzy kibicowali mu i trzymali za niego kciuki.
– A teraz przed państwem Daniel! – zakrzyknął jeden z prowadzących. Drugi prowadzący dodał nieśmieszny żart nie na temat i rozpoczął się występ Daniela. Daniel stanął na przedzie sceny trzymając w jednej ręce kartki ze swoim tekstem i mikrofon w drugiej.
– Szum morza… – zaczął nastrojowo. Zza kulis wybiegła czterdziestka tancerzy i rozpełzła się po podłodze. Pięćdziesięcioosobowa orkiestra łagodnie imitował szum morza. A Daniel snuł opowieść o spotkaniu dwojga kochanków na nadmorskiej plaży. Tancerze w strugach światła i przy wtórze muzyki imitowali fale, plażę i kochanków. Niestety, do spełnienia miłości nie doszło, bo kochankiem okazał się pijany Polak, a kochanką zdechła meduza wyrzucona przez fale na brzeg.
– …i zasnął na plaży, skacowany, woniejący wymiocinami, nie czując bólu jąder od zetknięcia z parzydełkami – zakończył z przytupem Daniel i zrobił coś na kształt telemarku. Na sali wybuchła owacja.
Drugi prowadzący zrobił z siebie idiotę, a pierwszy prowadzący poprosił o oceny jury.
– Dla mnie bomba! – podekscytowany pisarz ocierał łzę z oka. – To najlepszy wypis tego wieczora! Brawo!
– Mnie się nie podobało – skrzywiła się poetka. – Nie było do rymu!
– Bo to była proza – zmiażdżył ją pisarz.
– I co z tego? – poetka wzruszyła ramionami. – Przecież proza też może być do rymu! Jestem na nie.
Daniel drżał na całym ciele.
– To co pokazałeś było dobre, ale nie sądzę, żeby ta forma literacka ci leżała – powiedział wydawca. – W eliminacjach przekonałeś mnie do siebie, kiedy wylosowałeś reportaż. Twój wywiad z polskim upiorem narodowym był fantastyczny, świeży i jakże potrzebny. Ale teraz… Teraz, kiedy tu i teraz trzeba się określić, czy chcemy wojny z Rosją czy też nie, ty proponujesz sentymentalny eskapizm. Nie, nie i jeszcze raz nie.
– To się nie sprzeda – przejęła mikrofon księgarka. – Ale ni sprzeda się nie tylko z powodu tematyki, ale i z powodu twojego. Danielu, ty się zamknąłeś, nie pokazałeś jeszcze swojego prawdziwego "ja". Literatura jest po to, żeby się wyrażać! A ty się nie otwierasz. Czytelnik takie coś wyczuje. Też jestem na nie.
Publiczność jęknęła zawiedziona.
– Nie łam się Danielu – pierwszy prowadzący objął łagodnie Daniela za ramię. – Na końcu programu dostaniesz szansę w solówce na sto słów. Może przekonasz do siebie telewidzów.
– Drodzy widzowie! – krzyknął drugi prowadzący. – Wysyłajcie esemesy…
– Ta rozrywka jest poniżej wszelkiego poziomu – stwierdził tata Łukaszka i zaproponował:
– Nie oglądamy tego więcej!
– Ja się zgadzam! – rzekła siostra Łukaszka, chwyciła pilota i przełączyła na "Bitwę na włosy".
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!