Jak nas biednych ludzi rzeczywistość ze snu budzi
Chwilowe oszołomienie „euro 2012” pozwoliło zapomnieć o realiach życia, jakie mamy pod panowaniem UE. Nie miejmy złudzeń one coraz bardziej będą dawać się nam we znaki, albowiem do kłopotów dnia codziennego dojdą jeszcze rachunki za szaleństwa mistrzostwa Europy. Szacuje się, że wydatki państwowe związane z Euro 2012 wyniosły około 70 mld. zł. znakomita większość tych wydatków to inwestycje, które powinny być już dawno poczynione i to nie z okazjonalnego tytułu, ale ze względu na niezbędne potrzeby. Skorzystaliśmy zatem z okazji żeby, choć trochę nadrobić zaległości cywilizacyjne. Tylko, że gdybyśmy to robili systematycznie, a nie pod naciskiem terminu rozgrywek to może byłoby to zrobione porządniej i taniej. W pośpiechu zafundowaliśmy sobie najdroższy stadion z pewnością bez szans na amortyzację wydatków, przepłacone, ale za to niedokończone autostrady itp.
Przed kompromitacją może nas ocalić zmniejszona frekwencja, co jednak wpłynie na wynik finansowy imprezy, a szczególnie dotkliwie odczują to przygotowani na większe obroty usługowcy. Również miasta obdarowane darem Danajów w postaci stadionów, które mają nikłe szanse na zwrot kosztów utrzymania będą miały z tym problemem nieliche kłopoty.
Jak na razie GUS mógł odnotować sukces gospodarczy w postaci przyrostu wartości produkcji sprzedanej w pierwszych czterech miesiącach tego roku o 3,5 %, co zawdzięczamy głównie budownictwu wykazującemu przyrost aż o 6,7 %.
Niestety mimo tego sukcesu na miarę całej UE bezrobocie mamy ciągle na najwyższym poziomie -12,9 %, a co najgorsze wśród młodych do 25 lat aż 19,8%, co nosi już znamiona klęski.
W produkcji rolnej notujemy spadek skupu żywca o 4,9 % i, co bardziej jeszcze niepokoi spadek pogłowia trzody aż o 12,1 %. Pocieszający jest wzrost skupu mleka o 10,7%, ale ilość 3,1 mld. litrów wskazuje na poziom około 12 mld. litrów w skali rocznej, co w porównaniu z Niemcami osiągającymi ponad 20 mld. litrów przy takiej samej powierzchni gruntów rolnych, jest ciągle stanowczo za mało.
Pisałem o tym wielokrotnie, że polskie rolnictwo ma ogromne szanse rozwojowe właśnie w dziedzinie hodowli i produkcji mleka, a też w uprawach kwalifikowanych, tylko że za przyczyną uległości rządu wobec dyrektyw unijnych jest ona sztucznie hamowana.
Niepokojący jest też spadek ceny skupu mleka o 0,9 %, mamy zatem w skupie niecałe 1,20 zł./l. przy cenie detalicznej, do której przecież się dopłaca, powyżej 2 zł./l. I pomyśleć, że przed wojną przy cenie skupu około 20 groszy za litr, bez żadnych dopłat w detalu cena wynosiła 25 groszy.
W przemyśle przy wzroście produkcji sprzedanej w kwietniu o 2,9 % spadła nam równocześnie produkcja samochodowa o 6,8 %, węgla o 13,7 %, mebli o 9,8 %, innymi dziedzinami GUS się nie zajmuje, ale w sumie wygląda na to, że wzrost sprzedaży został osiągnięty albo produkcją importową, albo upłynnianiem remanentów, co wobec eurokoniunktury mogło być prawdopodobne.
W budownictwie poza stadionami i pseudoautostradami mamy do odnotowania sukces w postaci zwiększonej ilości oddanych do użytku mieszkań, ale trzeba sobie uświadomić, że owe 46,5 tys. mieszkań za 4 miesiące oznacza około 140 tys. w skali rocznej, czyli mniej więcej połowę tego, co jest potrzebne. Wobec tego popyt reguluje się za pomocą ceny.
Pocieszającym nieco jest większy wzrost eksportu niż importu, tylko że przy 145,4 mld. zł eksportu mamy 157,4 mld. zł importu w dalszym ciągu istnieje ujemne saldo w wysokości 12 mld. zł, co na skalę roku oznacza 36 mld. zł. czyli nie zmienia się stan istniejący od 23 lat. Ciekaw jestem jak długo to może trwać? Niepokojąca jest też nasza zależność od Niemiec /26 % eksportu i 21 % importu/ oraz stan obrotów z Rosją / tylko 5,1 % eksportu przy 14,7 % importu/. Wobec znanej nam życzliwości naszych wielkich sąsiadów stawia nas to w szczególnie niekorzystnej sytuacji.
Na pocieszenie możemy odnotować dobrą kondycję banków w Polsce /bo nie polskich/, których zysk netto wzrósł o 12,8 % osiągając 5,3 mld. zł. Jak zwykle zapłaciliśmy za to z własnej kieszeni za pomocą wygórowanych kosztów kredytu i usług bankowych. Na domiar złego banki w Polsce muszą dofinansowywać swoje centrale w bogatych krajach Europy ze względu na „pakt fiskalny”.
W budżecie państwa wykonano z nadwyżką wydatki -36,1 % budżetu rocznego osiągając dochód zaledwie w 32,0 %, natomiast deficyt połknięto już w 70,9 % i tym optymistycznym akcentem możemy pokwitować naszą rzeczywistość.
Ale GUS nie byłby sobą gdyby nie wskazał, że jest „byczo” gdyż PKB nam wzrosło jak zwykle rekordowo w UE, bo o 3,8 %, tylko można zapytać: -z czego?
PS. tuż po napisaniu powyższego tekstu nastąpiło pierwsze przebudzenie, reprezentacja Polski zajęła ostatnie miejsce w grupie, którą uznano za wymarzoną na awans. Lata przygotowań, zbieranie czego się tylko dało po całej Europie, wydanie mnóstwa pieniędzy przyniosło najbardziej żałosny efekt, jaki tylko można było sobie wyobrazić, a to tylko dla uzupełnienia ogólnego obrazu sytuacji.