10 października 1987 r. niemiecki polityk Uwe Barschel został zamordowany w Genewie przez komando zabójców Mosdu (tzw. kidon, czyli bagnet). Oto jak zginął i dlaczego.
Operacje przeprowadzono w hotelu Beau-Rivage. Zespół wyszkolonych zabójców Mosadu liczył cztery osoby (w tym dwie kobiety). Barschel był wówczas dopiero co po przegranych wyborach do krajowego parlamentu Szlezwik-Holsztynu. Do Genewy ściągnięto go pod pretekstem przekazania mu materiałów, dzięki którym mógłby oczyścić swoje dobre imię. Barschel stracił bowiem stanowisko premiera landu w wyniku intrygi Mosadu. Zagrażał bowiem jego interesom.
Agent Mosadu, który miał przekazać Barschelowi dokumenty podał mu środki odurzające w winie. Po czym zawołał zabójców. Barschelowi włożono do gardła rurkę przez którą wkładano mu do żołądka różne lekarstwa. Podano mu środki uspokajające i wywołujące gorączkę. Tak rozchwiany organizm włożono do wanny z lodowato zimną wodą. Nagła zmiana temperatury w połączeniu z lekarstwami miała wywołać atak serca. Zabójcy uznali, że zabili Barschela i przystąpili do zacierania śladów. Okazało się jednak, że popełnili szereg błędów. Zapomnieli zdjąć bielizny przed włożeniem Barschela do wanny. Na dodatek przynieśli złą markę wina na podmianę trunku, który zawierał środki odurzające. Nie mogli więc zostawić owej „czystej” butelki w pokoju. Mimo tych błędów śmierć Barschela została uznana za samobójstwo. Stało się tak, chociaż jego rodzina zaprzeczała samobójstwu i domagała się szukania zabójców.
Dlaczego Barschel musiał zginąć?
W latach 80. Mosad przeprowadził w Niemczech operację „Hannibal”. Polegała ona na sprzedaży uzbrojenie izraelskiego Iranowi za pośrednictwem wywiadu niemieckiego (BND). Iran potrzebował części zamiennych do samolotów F-4, których Izrael miał dużo i nie były mu już potrzebne. Dodatkowym powodem była chęć wspomożenia Iranu w walce z Irakiem. Z uwagi na otwartą wrogość, którą ajatollah Chomeini deklarował wobec Izraela bezpośrednia transakcja nie wchodziła w grę. Niemiecki wywiad zdecydował się wystąpić w roli „przykrywki”. W operacji brały udział również włoskie tajne służby, które fałszowały dokumentację kontenerów z Izraela. W operacji użyto tzw. OMI (skrót od ovet mekomi – pracownika lokalnego). Ten status mają izraelscy Żydzi studiujący w danym kraju, którzy zgłaszają się do ambasady z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy. OMI zostali zatrudnieni do prowadzenia ciężarówek, w których przewożono uzbrojenie dla Irańczyków.
W całą sprawę od początku był wtajemniczony Uwe Barschel, bliski przyjaciel kanclerza Helmuta Kohla. Aby zdobyć jego przychylność dla operacji niemieckie służby pomogły firmie transportowej, która była jego zapleczem finansowym, a przeżywała wówczas problemy finansowe. Obiecano mu także pomoc w pozyskaniu funduszy na inwestycje w landzie. Barschel miał wiedzę o operacji, że się odbywa, ale nie znał jej szczegółów.
Końcowym etapem podróży uzbrojenia była Dania. Tam, w porozumieniu z duńskim wywiadem, ładowano broń na statki duńskie, które płynęły do Iranu. W Danii nastąpił kryzys polityczny i tamtejsze służby wstrzymały współpracę z Izraelem.
Niemieckie służby nie chciały przerywać akcji, dlatego poprosiły premiera Barschela o zgodę na użycie portów w Szlezwik-Holsztynie. Ten jednak zdecydowanie odmówił. Przy okazji Barschel dowiedział się wówczas więcej niż powinien. Oficerowie Mosadu przestraszyli się, że może ujawnić sprawę. Podjęto więc działania na rzecz pozbawienia go wiarygodności. W tym celu posłużono się prowokacją. Agent Mosadu wcielił się w rolę Niemca powracającego do ojczyzny z Kanady, który przed powrotem „na stałe” chciałby rozkręcić jakiś biznes. Nawiązał kontakt z jednym z kolegów partyjnych Barschela. Posługując się szantażem (z akt policyjnych wynikało, że był on oskarżony o napaść na prostytutkę) przekonano go do działania przeciw Barschelowi. Tą część operacji Mosad prowadził bez wiedzy niemieckich służb, którym przekazywał nieprawdziwe informacje na temat nielegalnych transakcji Barschela. Oficerowie Mosadu byli na tyle dowcipni, że rozpuszczali plotki iż nielegalnie handluje on bronią. Kolportowano również nieprawdziwe informacje o interesach jego brata.
Równolegle sprowadzono agentów Mosadu, który jako prywatni detektywi, z gracją słonia w składzie porcelany, usiłowali zbierać kompromitujące materiały na konkurencję Barschela. Tuż przed wyborami jego kolega partyjny ujawnił iż to on wynajął owych detektywów, właśnie na polecenie Barschela. Media nie zostawiły na nim suchej nitki. Barschel przegrał wybory. Wkrótce potem pojechał po dowody swojej niewinności do Genewy, gdzie zamiast nich znalazł śmierć.
Sprawa ujrzała światło dzienne w 1994 r. Viktor Ostrovsky, pułkownik armii izraelskiej i najwyższych rangą agent Mosadu, który porzucił „biuro” (tak w żargonie nazwany jest żydowski wywiad) ujawnił wówczas okoliczności i motywy zbrodni („The Other Side of Deception: A Rogue Agent Exposes the Mossad’s Secret Agenda”).
Mimo oczywistych dowodów. Sprawa oficjalnie nie została wyjaśniona do dziś. W ubiegłym roku po raz kolejny wszczęto umorzone śledztwo.
Źródła (poza cytowanymi w tekście)
http://www.nytimes.com/1987/10/13/world/family-says-german-was-slain.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Uwe_Barschel
Na fotografii Barschell z lewej.