Mąż dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, pan Sitko, robił to co zwykle. Czyli stał pod osiedlowym marketem i usiłował naciągnąć przechodniów na pożyczkę euro „na bułkę”.
Mąż dozorczyni bloku, w którym mieszkali Hiobowscy, pan Sitko, robił to co zwykle. Czyli stał pod osiedlowym marketem i usiłował naciągnąć przechodniów na pożyczkę euro "na bułkę". Szło mu bardzo kiepsko, bo wszyscy już go dobrze znali i wiedzieli, że czego jak czego, ale bułek to pan Sitko akurat nie konsumuje.
I stał tak biedny pan Sitko i dumał nad swym losem i nad tym skąd wziąć brakujące pół euro do najtańszego wina w sklepie, gdy nagle ujrzał swą małżonkę. Biegła ku niemu zaaferowana czymś wielce.
– Pożar! – wystraszył się pan Sitko.
– Ależ sąd! Wręcz przeciwnie! – krzyczała pani Sitko. – przyszedł esemes od naszego syna! Dostał pracę!
Ludzie zaczęli oglądać się za nimi z zazdrością.
– I to nie w administracji jak pierwszy lepszy! – powiedziała pani Sitko do swojego męża tak głośno, żeby wszyscy słyszeli. – Dostał robotę w prywatnym sektorze!
– I co będzie robił? – spytał lekko oszołomiony pan Sitko.
– Przecież dziś jest dopiero pierwszy dzień w pracy! – warknęła pani Sitko. – Dopiero mu powiedzą!
I poszli do domu, a pan Sitko, oszołomiony, myślał przez całą drogę. Jakie to szczęście! Syn wreszcie będzie na siebie zarabiał! Nie trzeba będzie płacić za niego: za telefon, internet, piwo i papierosy! Może nawet na wino dla pana Sitko coś zostanie!
Młody Sitko wrócił późno. Minę miał niewyraźną, to już było podejrzane. I w ogóle nie chciał opowiadać o tym, co było w pracy.
– Na pewno dostałeś tą pracę? – powątpiewał pan Sitko.
– No pewno! – obruszył się młodzian. – Tylko… Jutro mama musisz ze mną pójść. Do dyrektora.
– Umowę podpisać?! – ucieszyła się pani Sitko. – Ale to możesz przecież sam zrobić. Rozumiem, chcesz żeby mama ją sprawdziła przed podpisaniem?
– Nie, chodzi o coś innego – kręcił się na krześle młody Sitko. – Tak, jak w szkole… No wiesz…
– Chyba nie dostałeś nagany? – wystraszyła się pani Sitko, ale jej syn zaciął się i nic więcej powiedzieć nie chciał.
Następnego dnia pani Sitko pojechała razem z synem do zakładu pracy. Tam udali się do gabinetu dyrektora.
– Ach, to pani – powiedziała sekretarka spoglądając na panią Sitko i jej syna rozbawionym wzrokiem. – Proszę, niech państwo wejdą. Pan dyrektor czeka.
Pan dyrektor przywitał panią Sitko i rzekł:
– Proszę pani, pani syn odmawia stosowania się do regulaminu zakładu i przepisów behape…
– Mam swoje prawa! Nikt mi nie będzie rozkazywał! Narzucał światopoglądu! Jest wolność! Tolerancja! – zadeklamował młody Sitko.
Pan dyrektor spojrzał na niego dziwnym wzrokiem i kontynuował:
– Odmówił założenia obuwia ochronnego i stroju roboczego…
– Zmuszanie do noszenia mundurków to gwałt na psychice! – odparł młody Sitko.
– No i w trakcie pracy mało robił, a ciągle bawił się telefonem komórkowym.
– Mój telefon, sam za niego płacę!
– My płacimy, twój tata i ja – sprostowała pani Sitko.
– No i poza tym ja muszę być na fejsie!
– Proszę mi powiedzieć, czy pani syn pracował gdzieś wcześniej? – westchnął pan dyrektor.
– Nie… To jego pierwsza praca – przyznała pani Sitko. – Przedtem chodził do szkoły…
– Tak myślałem. Mogłaby pani zostawić mnie i syna na chwilę samych?
– Oczywiście – pani Sitko powoli wstała i wyszła. Domyślała się co nastąpi.
– Do szkoły też tak przychodziłeś z mamą? – spytał pan dyrektor.
– No jasne!
– A wiesz czym się różni szkoła od pracy?
– W pracy płacą.
– O, jest jeszcze jedna różnica. Co się działo w szkole po takiej wizycie twojej mamy?
– Pan dyrektor mówił "wracaj do klasy".
– No właśnie. I tu jest różnica.
– Jaka?
– Bo w pracy mówią: "spierdalaj".
Kiedy bezrobotny już młody Sitko szedł ze swoją matką do domu dał upust swojej irytacji:
– Ten kraj nie oferuje nic dla młodych, takich jak ja… Mama? Doładujesz mi telefon?
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!