POLSKA
Like

„Jak Leszek Mieszka Sprzedał Za Orzeszka”

29/12/2014
856 Wyświetlenia
1 Komentarze
15 minut czytania
„Jak Leszek Mieszka Sprzedał Za Orzeszka”

W poprzednim poście poruszyłem sprawę umów śmieciowych, które w pierwotnym założeniu nie powstały w celach stosowania ich powszechnie – lecz cóż, jak już wiemy dzieje się inaczej i umowy tego typu stały się koszmarem dla milionów pracobiorców. Praktycznie nie da się w tych umowach znaleźć nic, co by było korzystne dla pracownika. Ba! po dokładnym zapoznaniu się z taką umową, można zapaść w depresję, a bynajmniej szybko cię dołuje. A mimo to (zdając sobie sprawę z tego, że szansa na znalezienie czegoś lepszego jest równa niemal zeru), zgadzasz się i składasz podpisy – kartka, za kartką – ja pamiętam jak to przy podpisywaniu jednej z takich umów, w miejscu pracy, zacząłem się zastanawiać i wówczas usłyszałem głos: – Co, nie podoba się coś? – nic nie opowiedziałem, bo gdybym miał wyznać prawdę, musiał bym rzec: – Tu nie ma nic, co mogło by mi się podobać. Masa ludzi nie czyta nawet tego, tylko podpisuje, a co podpisujemy?

0


Podpisujemy szkolenia z BHP – których nigdy nie było. Na innej kartce podpisujemy oświadczenie, że mamy świadomość o odpowiedzialności cywilnej i karnej w dziedzinie przestrzegania zasad BHP. Podpisujemy też to, że jesteśmy świadomi, iż ta umowa nie jest umową o pracę i nie stosuje się do niej przepisów prawa pracy, a ewentualne spory będą rozstrzygane przez sąd właściwy rzeczowo dla siedziby zleceniodawcy. Podpisujemy oświadczenie (tak jest bynajmniej w przypadku pracowników zatrudnionych przy sprzątaniu wagonów), że zostaliśmy przeszkoleni i zapoznani z procedurą po ekspozycji na materiał potencjalnie zakaźny, oraz na temat zagrożeń z narażeniem na materiał zakaźny – oczywiście jest to kolejna lipa, bo nic takiego nie miało miejsca. Podpisujemy też to, że w chwili rozpoczęcia świadczenia usługi nie występują u nas żadne przeciwwskazania medyczne, opierając się głównie na własnej ocenie (a bynajmniej dotyczy to większości), nie posiadając aktualnych podstawowych badań, które wielu z nas ostatni raz wykonywało dziesięć, a bywa, że i dwadzieścia lat temu – z różnych przyczyn, często nie z naszej winny. Podpisujemy też przy wielu umowach Weksle In Blanco (ja taki weksel, aby otrzymać pracę, musiałem podpisać ostatnio w marcu 2014 roku). Z takimi wekslami mogą wiązać się bardzo poważne kłopoty, jak przykładowo kara za zerwanie umowy. Podpisujemy też zobowiązania, że nie wstąpimy do związków zawodowych, czy też innych organizacji o podobnym charakterze, ani nie będziemy takich organizacji tworzyć. Podpisujemy też zobowiązania terminowe, niekorzystne dla pracownika – można je nazwać „terminowym niewolnictwem”.
Podpisujemy właściwie wszystko, co może i często działa przeciw nam samym, z korzyścią dla firm, które zawarły z nami umowę śmieciową – a że nic nas nie chroni – żadne związki zawodowe, czy prawo pracy – gdy spotyka nas nieszczęście, lub krzywda wynikająca w naszej ocenie z winy pracodawcy – pozostajemy z naszym problemem, czy próbą walki o sprawiedliwość – sami.
Problem umów śmieciowych, to jest obecnie najważniejszy problem w naszym kraju do rozwiązania. Jeśli ktoś szuka afer – to prawdopodobnie tu znajdziecie ich najwięcej. Tu znajdziecie też najwięcej kanalii chodzących po tej ziemi.
Umowom śmieciowym bez wątpienia sprzyja bezrobocie i czym to bezrobocie będzie większe, tym większe będzie przynosić różnym ciemnym typkom korzyści, bo jak to mówią starzy ludzie: tonący człowiek złapie się choćby i za brzytwę, jeśli ta daje mu jakąś nadzieję wyjścia z topieli. Na miano tej brzytwy z przysłowia, z całą pewnością zasługują umowy śmieciowe, które z wielką starannością dbają wyłącznie o dobry interes pracodawcy – co już podkreśliłem.
Zatrudnieni na umowy śmieciowe pracownicy, coraz bardziej kojarzą się z niewolnictwem. Przypominają postaci z XIX wiecznych powieści Karola Dickensa, lub XX wieczne postaci z „Gron Gniewu” Johna Steinbecka – a warunki i miejsca w jakich wykonują swoją pracę owi nieszczęśnicy, często wołają o pomstę do nieba. O pomstę do nieba wołają też wynagrodzenia otrzymywane przez pracowników zatrudnianych na śmieciowe umowy. Słynnym już stało się owe 2 zł i 50 gr za godzinę pracy – chodziło tu o ochronę inspektoratu ZUS – otóż ZUS z przeprowadzonego przetargu, wybrał firmę oferującą najtańszą sumę za usługę ochrony obiektu, co w następstwie doprowadziło do bardzo niskich stawek godzinowych pracowników, zatrudnionych przez firmę która wygrała przetarg – moim zdaniem przedstawiciele ZUS biorący udział w tym przetargu, doskonale zdawali sobie sprawę do jakich skutków doprowadzi ich decyzja. Ten przypadek nie jest odosobniony – niskimi cenami usług zainteresowanych jest wiele instytucji państwowych i takim też kryterium przy przetargach się kierują. To jest już świadomym współuczestnictwem w roznoszeniu zarazy o jakiej jest mowa w tym poście – a przetargi są dowodami w tej sprawie. Niskie ceny usług, to wielkie oszczędności dla instytucji państwowych. Takie łupy, po podziale przeprowadzonym przez hersztów – trafiają potem między innymi do rąk urzędników, w formie nagród, premii, czy trzynastek.
Aby komuś coś dać, trzeba komuś innemu coś odebrać i tak się dzieje.
Ludzie którzy tym to procederem się zajmują, dobrze wiedzą co robią, kogo krzywdzą, kogo spychają swoimi decyzjami w nędzę i do Doliny Hinnom. Problem jest za tym bardzo poważny.
Z nowym rokiem 2016 mają ponoć wejść znaczące zmiany dotyczące oskładkowania umów zlecenia. Na pewno przyniesie to sporą korzyść dla ZUS – ale jeśli ZUS i tym podobne podmioty, nadal mają zamiar kierować się przy przetargach, stosując kryterium niskich cen za usługi – to jaką korzyść przyniesie ta nowelizacja pracownikom wykonującym tanie usługi? O ile wzrośnie wynagrodzenie tego typu pracowników? bo to jest najistotniejsza dla nich sprawa. Czy polepszą się warunki pracy, bezpieczeństwa i higieny? Czy otrzymamy ubrania ochronne, rękawice, okulary i maski, czy raczej nadal będziemy tyrać we własnych ciuchach, a za ochronę przed szkodliwą chemią i zarazkami, będzie nam służyć jeno modlitwa? Czy firmy nie zaczną w ramach szukania kolejnych oszczędności zwalniać ludzi, a tym samym na karki tych co pozostaną, spadną kolejne obciążenia? Czy stać mnie będzie na wykupienie leków zapisanych przez lekarza, bo jeśli nie, to komu ma służyć taka nowelizacja?
W nowym roku 2015 ma wejść podwyżka minimalnego wynagrodzenia i ma wynieść 1750 zł. brutto – to słowo „brutto” jest przy tej kwocie bardzo ważne i często stosowane w celach ukrycia tej właściwej sumy jaka trafi do rąk najniżej zarabiających pracowników – więc ile to wyniesie tak naprawdę na rękę?
Policzcie sami ile to wyniesie – potrącenia na ZUS – 239,93 zł., Subkonto w ZUS i II filar – 127,75 zł., Składka na ub. zdrow. – 135 zł., Zaliczka na podatek – 88 zł.
Przy takim wynagrodzeniu, jeśli dotyczy to osoby, dla której wspomniane wynagrodzenie stanowi jedyne źródło utrzymania – życie wcale, a wcale nie jest wesołe. W większych, a nawet i mniejszych miastach po opłaceniu lokum, gazu, prądu, wody, śmieci i jeszcze innych usług, praktycznie nic z takiej sumy nie pozostaje w ręku. To już horror i wygląda to w moich oczach tak, jakby władza świadomie, kierując się własnym interesem i zachłannością, w największym stopniu ponosiła odpowiedzialność za spychanie setek tysięcy ludzi do nędzy i Doliny Hinnom. Proces degradacji jest bardzo prosty (za wyjątkiem trzymających władzę, którzy i z igły zrobią widły). Człowiek upada, bo z jednej strony otrzymuje wysokie rachunki do zapłacenia, a z drugiej strony niskie wynagrodzenie – przy czym strona która określa wysokie ceny rachunków, gdy sama potrzebuje jakiejś usługi, wybiera w przetargach najtańsze oferty – tym samym jest główną przyczyną niskiego wynagrodzenia osoby, od której potem żąda wysokich opłat za czynsz itd.
Nim zakończę ten post, mam jeszcze wiele pytań i nie sposób je ominąć, bo być może za miesiąc, czy dwa, nie będę już w stanie nic umieścić w internecie, a może i napisać na papierze?
Warto też poruszyć sprawę tak zwanej „presji czasowej”, wywieranej na wielu pracownikach zatrudnionych na groszowych stawkach godzinowych. Presja czasowa zmusza pracownika do szybkiej, intensywnej pracy, a tym samym potrafi z człowieka wyssać ogromną ilość energii. Po powrocie do domu, dobrze czuć ten wysiłek w mięśniach, które zdarza się, że protestują wywołując skurcze. Przy presji czasowej pracownik musi przywyknąć do częstego poganiania, które może być poniżające i obraźliwe, zwłaszcza jeśli jakiejś określonej grupie pracowników zostanie przydzielony poganiacz. Do bicia bykowcem jeszcze nie dochodzi, ale przyszłość jest nieodgadniona. Ktoś może powiedzieć, że ja sobie żartuję – ale ja nie robię sobie żartów i to co opisuję nie jest dowcipem – nie ja zgotowałem milionom moim rodakom taką Gehennę.
Skłonne do żartów są raczej firmy, które przykładowo, by złowić nowego sprzątacza do ciężkiej roboty, do pracy w nocy, w niedzielę, święta i nadgodziny – piszą w ogłoszeniach coś o miłej atmosferze, o atrakcyjnym wynagrodzeniu, o udziale w budowaniu najwyższej klasy pociągów (ciekawi mnie jakim to sprzętem buduje pociągi zwykły sprzątacz? szmatą, miotłą i mopem?), a potem stawiają takie wymagania jak: dyspozycyjność, odporność na stres, umiejętność pracy pod presją czasową, silną motywację do pracy.
Warte zastanowienia są tego typu wymagania, gdyż jasno wskazują, że ta praca nie będzie należeć do przyjemnych, że będzie to ciężka harówka i nie będzie tam miłej atmosfery, bo po cóż by pisali o odporności na stres, czy o silnej motywacji? Tam ludzie przychodzą i szybko też odchodzą – właściwie jest tam ciągły ruch. Koledzy opowiadali mi o murzynie, który już po kilku godzinach miał dość.
W tym wszystkim co opisuję, ciekawa jest jeszcze jedna sprawa, dlaczego takie firmy (chyba jeszcze państwowe?) jak PKP, ZTM, czy Polskie Linie Lotnicze LOT, nie zatrudniają pod własnym szyldem sprzątaczy, tylko korzystają z usług innych firm?
Moim zdaniem i w tym przypadku rozchodzi się o oszczędności, jak też o sprawę umów zawieranych z pracownikami. Jakie to jest przykre, gdy człowiek wie, że inni wpychają go świadomie – kierując się zyskiem – w system niewolniczy. Cóż mogę jeszcze o tym powiedzieć? Chyba jeszcze to, że wielu takich jak ja – zatrudnianych na umowy śmieciowe – czuje się tak samo jak biblijny Józef, sprzedany przez swoich braci.

Epilog – Podpisując umowy śmieciowe bywa, że podpisujemy też zobowiązania o zachowaniu milczenia. Takie zobowiązania podpisują nie tylko ci co idą pracować przy dokumentach, ale również i pracownicy fizyczni – to dziwna sprawa, gdyż jakież to tajemnice może posiąść prosty pracownik? A może rozchodzi się tu o to, by pewne brudy dotyczące różnych firm, nie wyszły na światło dzienne? Jak lipne szkolenia z zakresu Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, czy wysyłanie pracowników bez odpowiedniego zabezpieczenia, do wykonania niebezpiecznego dla jego zdrowia zadania – jak na przykład dzieje się to w zajezdni tramwajowej R-3 w Warszawie. Otóż karze się tam pracownikom usuwać w wagonach napisy, za pomocą acetonu, bez jakiejkolwiek ochronny przed tym wielce szkodliwym środkiem chemicznym – to znaczy – bez używania maski – choćby tej najtańszej. Jako, że uczestniczyłem przy takiej pracy, zapewniam, że szkodliwy smród rozpryskiwanego acetonu jest straszny – ja po kilku minutach, odmówiłem dalszego wykonywania takiej pracy, ale nie wszyscy odmawiają, bo się boją późniejszych konsekwencji. Czy można w tak poważnej sprawie milczeć?
29 12 2014 r. autor postu – Edward Snopek
CDN

https://

0

Edward Snopek

Tyle czlowiek ma wolnosci, na ile kieszeń mu pozwoli, czas i zdrowie.

224 publikacje
1 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758