Kiedy zdyszany Łukaszek wysapał, że okradziono osiedlową pływalnię, tylko jedna osoba zachowała zimną krew. Była nią mama Łukaszka.
Kiedy zdyszany Łukaszek wysapał, że okradziono osiedlową pływalnię, tylko jedna osoba zachowała zimną krew. Była nią mama Łukaszka. Oświadczyła, że winę za ten czyn ponosi nie kto inny, a pewien polityk opozycji.
– Ciekawe jak, sam przyjechał i napadł? – spytała kpiąco babcia Łukaszka. – Nawet nienawiść ma swoje granice logiki!
– Ja go nie nienawidzę – wyjaśniła serdecznie mama Łukaszka. – Ja po prostu tak bym chciała, żeby on odszedł! Z gazet, z telewizji, z polityki, z życia społecznego…
– Z życia w ogóle – dodał złośliwie dziadek.
– Jak wtedy w tym kraju byłoby lepiej! – zakrzyknęła z radością mama Łukaszka i rozłożyła szeroko ręce.
– Jak? – spytał Łukaszek i został wyrzucony za drzwi.
– Dlaczego akurat on? – spytał skrzywiony dziadek Łukaszka.
– Przecież przez niego młodzież cierpi!
– Chyba nie powiesz, że zanadto im pobłaża – rzekł tata Łukaszka.
– Oczywiście, że nie. Swoją stanowczością wprowadza duszną atmosferę, która prowokuje młodzież do…
– Ty go chyba kochasz – stwierdziła siostra Łukaszka. – Ciągle o nim mówisz, codziennie o nim czytasz…
Mama pobladła, zawrzała gniewem i wyrzuciła wszystkich na korytarz. Usiadła na kanapie i wtedy zorientowała się, że została sama. Wyjrzała przez drzwi, reszta rodziny zakładała właśnie buty i kurtki.
– A wy dokąd? – spytała urażonym tonem.
– Idziemy zobaczyć miejsce przestępstwa – wyjaśniła tata Łukaszka zawiązując sobie szalik. – Tyle mówią o tych włamaniach, o tej przestępczości, jeśli jest okazja zobaczyć na własne oczy, to czemu nie?
– Zaczekajcie! Idę z wami!
Poszli pod pływalnię, a tam już zgromadził się spory tłumek. Okazało się, że sprawca…
– Albo sprawczyni! – wtrąciła surowo mama Łukaszka. – Jest równouprawnienie!
…albo sprawczyni wybił okno, wszedł do środka, narobił bałaganu, po czym ukradł kluczyki do szafek…
– Na nie jest największy popyt – wyjaśnił tata Łukaszka.
…trochę gotówki, gwizdek, telefon komórkowy oraz bieliznę pana ratownika.
– Ciekawe jak to wytłumaczysz? Też popyt? – chciała wiedzieć babcia Łukaszka.
I wybuchłaby straszna kłótnia, gdyby nie dziwne zachowanie policji. Funkcjonariusze wybili do końca szybę w oknie, zaczęli sprzątać poprzewracane sprzęty, umyli blat stołu…
– Ludzie, co wy robicie?! – nie wytrzymał Łukaszek. – A ślady?!! Nie zbieracie ich?!!!
– Po co mamy zbierać ślady? – spytał leniwie szef policjantów.
– Śledztwo! Śledztwo! – krzyczeli oburzeni zgromadzeni.
– Śledztwa nie będzie!
– To jak wykryjecie sprawców?
– Przecież wiadomo kto to zrobił – szef policjantów wzruszył ramionami. – Kosmici!
Wszystkich zatkało.
– Momencik…- odezwał się ktoś stojący koło śmietnika. – Kosmici? Ależ… To równie dobrze mogli być jacyś młodociani przestępcy!
– Nie ma o nich nic w oficjalnych materiałach – oznajmił z powagą szef policjantów i pokazał czystą, białą kartkę.
– A o kosmitach to jest?!
Ludzie zaczęli dzielić się na grupki i roztrząsać czy ktoś widział latający talerz, czy chuchrowaci z natury kosmici daliby radę zbić szybę i po co kosmitom bielizna ratownika. Niemniej jednak, część zebranych wznosiła antypolicyjne okrzyki i domagała się wdrożenia klasycznego śledztwa. Z tropieniem śladów, szukaniem winnych i tak dalej,
– Tłumaczyłem już państwu, że nie ma potrzeby – wyjaśniał cierpliwie szef policjantów. – Sprawcy są już znani. Wszyscy o tym wiedzą. Co tu jeszcze udowadniać? A, i mogę państwu jeszcze przekazać informację, którą podał mi przed chwilą kolega z centrali policyjnej. Otóż mają oni tam telewizor…
Przez tłum przebiegł szmer podziwu i okrzyki "niby ta policja taka biedna".
– …i na kanale informacyjnym Najlepszej Telewizji, na pasku informacyjnym, podano, że tego napadu dokonali kosmici. Tak więc sami państwo widzą…
Ale część osób nadal wznosiła nieprzyjemne okrzyki, a niektórzy artykułowali nawet konieczność odwołania szefa policjantów. Szef poszeptał chwilę ze swoim podwładnym i wszedł do środka.
– szef prosi państwa na konferencję za dziesięć minut – powiedział podwładny i po upływie oznaczonego terminu wpuścił zgromadzonych na teren obiektu.
Szef policjantów czekał na nich na głównej sali, gdzie znajdowała się niecka basenu. W atmosferze chloru, przy wtórze mlaskania wody, w refleksach lamp odbijających się od falującej powierzchni, szef policjantów odczytał swoje oświadczenie.
– Skandal… Ja się nie pozwolę tak obrażać… Trzydzieści lat służę… Tylko raz splamiłem mundur, ale wtedy jadłem gofra z bitą śmietaną… Przecież policja walczy w obronie obywateli… – po czym dodał na zakończenie:
– A teraz proszę państwa o opuszczenie pomieszczenia.
Wszyscy wyszli do szatni i zaczęli się zastanawiać co dalej będzie, z sali basenu doszedł ich głośny plusk.
– Może ktoś sika do basenu? – powiedziała jedna z osób stojących koło drzwi.
– Może przestępca wrócił! – zawołał ktoś. Uchylili drzwi i weszli z powrotem na salę. Szefa policjantów nie było tam, gdzie go zostawili…
– Skoczył do basenu! Na głębokie! Samobójca!! Chce się utopić!!! – wrzasnęła świdrującym głosem jakaś kobieta. Ludzie rzucili się na ratunek, ale zaraz zwolnili kroku i do samych słupków doszli już powoli i poczekali aż szef policjantów dopłynie do schodków.
– Ja naprawdę chciałem się zabić – zaznaczył szef policjantów wychodząc na brzeg basenu. Niewyraźnie zaznaczył, bo w ustach miał ustnik rurki do nurkowania. Zdjął ją. Po czym zdjął okularki pływackie, czepek, koło ratunkowe, płetwy i dmuchane rękawki.
– Coś tam pływa po wodzie – zauważył jeden z niedoszłych ratujących. Ktoś inny przyklęknął, sięgnął ręką i wyłowił niewielki dokument. Była to karta pływacka szefa policjantów.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!