SPOŁECZEŃSTWO
Like

Jak gospodarka socjalistyczna zlikwidowała morze

13/10/2016
850 Wyświetlenia
1 Komentarze
17 minut czytania
Jak gospodarka socjalistyczna zlikwidowała morze

Mój śp. ojciec lubił mówić: „Gdyby komuniści rządzili na Saharze, to wkrótce zabrakłoby tam piasku”. To budzące uśmiech, znane powiedzenie wbrew pozorom nie jest dowcipem. Faktycznie tak się zdarzyło, z tą różnicą, że zamiast pustyni znikło… morze.

Sprawa dotyczy Morza Aralskiego, znajdującego się na granicy dwóch obecnie niepodległych państw: Kazachstanu i Uzbekistanu. W minionych czasach położone było na terytorium Związku Sowieckiego (…)

0


„Gdyby komuniści rządzili na Saharze, to wkrótce zabrakłoby tam piasku”. To budzące uśmiech, znane powiedzenie wbrew pozorom nie jest dowcipem. Faktycznie tak się zdarzyło, z tą różnicą, że zamiast pustyni znikło… morze. Sprawa dotyczy Morza Aralskiego, znajdującego się na granicy dwóch obecnie niepodległych państw: Kazachstanu i Uzbekistanu.

Mój śp. ojciec lubił mówić: „Gdyby komuniści rządzili na Saharze, to wkrótce zabrakłoby tam piasku”. To budzące uśmiech, znane powiedzenie wbrew pozorom nie jest dowcipem. Faktycznie tak się zdarzyło, z tą różnicą, że zamiast pustyni znikło… morze.

Sprawa dotyczy Morza Aralskiego, znajdującego się na granicy dwóch obecnie niepodległych państw: Kazachstanu i Uzbekistanu. W minionych czasach położone było na terytorium Związku Sowieckiego. Morze Aralskie w połowie ubiegłego wieku było ogromnym, bezodpływowym akwenem, zasilanym przez dwie wielkie rzeki Azji Środkowej: Syr-darię i Amu-darię. Morze Aralskie ze względu na bezodpływowość nazywane było również Jeziorem Aralskim i jako jezioro było klasyfikowane jako czwarte pod względem powierzchni na świecie.

Powierzchnia tego morza wynosiła wówczas prawie 70 tys. km2, a więc blisko tyle, ile wynosi powierzchnia Irlandii. Nad tym morzem leżały miasta, których ludność żyła m.in. z rybołówstwa.

Nowy wspaniały świat 

Tereny Azji Środkowej zostały włączone do Rosji w XIX wieku. Carat zadowolił się wasalnym statusem podbitych chanatów: Chiwy i Buchary, nie ingerując tam w sprawy społeczne. Bolszewicy, którzy opanowali te tereny w czasie wojny domowej, uznali, że panujący tam system społeczny to średniowieczny feudalizm. Postanowili, że zmienią tam nie tylko człowieka, ale całe jego otoczenie.

O ile stworzenie azjatyckiej wersji homo sovieticus wymagało kilku pokoleń, to przyroda była pod ręką. Już na początku lat trzydziestych powstały projekty nawodnienia wielkiej pustyni Kyzył-kum poprzez budowę ogromnej liczby kanałów. W ten sposób miano stworzyć wielkie pola uprawy bawełny i wielki przemysł bawełniany, dzięki któremu miało powstać ukochane dziecko marksizmu-leninizmu, czyli wielkoprzemysłowa klasa robotnicza.

Stworzenie tej klasy miało spowodować rozbicie feudalnych struktur społecznych i stać się pierwszym krokiem w budowie socjalistycznego raju. W ten sposób, nie licząc się z kosztami i ze zdrowym rozsądkiem, zaczęto budować przysłowiowe „zamki na piasku”.

Socjalistyczna gospodarka w natarciu 

W komunizmie cel polityczny był zawsze ważniejszy od gospodarczego. Jeśli ze względu na koszty jakieś przedsięwzięcie było nieopłacalne, ale miało przynieść polityczny sukces, to nie liczono się z kosztami. Tak było z projektem zbudowania rolnictwa na pustyni. W latach trzydziestychzapędzono olbrzymie masy ludności do kopania kanałów nawadniających pola. Nietrudno sobie wyobrazić, że nie robiono tego koparkami, lecz łopatami. Budowa wielkich obiektów wodnych w Związku Sowieckim to przede wszystkim niewolnicza praca zeków z Gułagu. Tak budowano kanały Białomorski, Wołga-Don czy Moskwa-Wołga. Kopanie kanałów w pustynnym krajobrazie i przy ekstremalnych warunkach klimatycznych i atmosferycznych było ogromnym marnotrawstwem ludzi i ludzkiej pracy.

Na pustyniach Kazachstanu i Uzbekistanu latem temperatura osiąga ponad 45°C, a zimą spada poniżej minus 40°C. Nic dziwnego, że w takich warunkach jakość pracy niewolników z Gułagu i miejscowych analfabetów była dramatycznie niska. Zgodnie z niepisanymi zasadami socjalistycznej gospodarki, liczyło się tempo budowy i oddawanie poszczególnych odcinków kanałów na czas, a nie jakość. Socjalistyczna gospodarka zawsze charakteryzowała się niską jakością prac.

System sowiecki był jej ekstremum. W takich warunkach życia nikomu nie zależało ani na wydajności, ani na jakości, toteż wykonywana praca stawała się jej karykaturą. Niechęć do niewolniczej pracy skutkowała brakoróbstwem, które przejawiało się brakiem szczelności kanałów i brakiem zabezpieczeń przed wsiąkaniem wody. Efektem tego hydrologicznego dyletanctwa były ogromne straty wody. Uważa się, że wówczas większość wody skierowanej z Syr-darii i Amu-darii do kanałów wsiąkała w ziemię albo parowała. Ówczesne straty wody wskutek wsiąkania w ziemię szacuje się nawet na 50 km3. Do dziś przytłaczająca większość kanałów pozbawiona jest zabezpieczeń chroniących przed wsiąkaniem wody. Tego problemu nie rozwiązano nigdy i do tej pory ogromna ilość wody jest marnowana.

Katastrofa

Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych rozpoczęła się wyraźna degradacja Morza Aralskiego. W 1960 roku powierzchnia morza wynosiła 68,5 tys. km2. Wtedy coraz większy pobór wody do kanałów irygacyjnych powodował coraz szybsze opadanie wody. W latach sześćdziesiątych poziom morza obniżał się o kilkanaście cm rocznie. W następnej dekadzie już o kilkadziesiąt, a w latach osiemdziesiątych prawie o metr. Wraz z obniżaniem się poziomu morza zmniejszała się jego powierzchnia. Na zdjęciach satelitarnych widać, że jeszcze w 1989 roku ogromny trzon morza istniał. Po tym roku ubytek powierzchni następował w zastraszającym tempie. 10 lat temu wynosił już ponad 90 procent. Na pozostałe 10 proc. składało się kilka oddzielonych od siebie akwenów, których kształt i powierzchnia zmieniały się nieustannie. Morze Aralskie, leżące na bardzo suchym, pustynnym i słonecznym terenie, charakteryzowało się bardzo intensywnym parowaniem wody.

W latach pięćdziesiątych XX wieku tyle samo wody wpływało do morza, ile parowało – po 60 km3 rocznie. Do 1957 roku proporcje wody dostarczanej przez rzeki i wody, która parowała, utrzymywały się na tym samym poziomie. Od tego czasu, wraz z rozbudową kanałów irygacyjnych, następował powolny, a potem coraz szybszy spadek dopływu wody, ale utrata wody z powodu parowania była przez te lata o wiele większa. W połowie lat osiemdziesiątych dopływ wody wynosił zaledwie 7 km3 rocznie. Obecnie proporcje dopływu i parowania są zbliżone do siebie, z lekką przewagą parowania, ale trzeba pamiętać, że obecne „morze” to tylko 10% dawnego. Wysuszone dno morza nazywa się teraz pustynią Aral-kum. Należy podkreślić, że uzyskanie niepodległości przez Uzbekistan w 1991 roku nie zmieniło polityki ekonomicznej. Nie mogło być inaczej, skoro jedyny jak na razie, zmarły niedawno prezydent Uzbekistanu, Islom Karimov, to wielkorządca tego kraju jeszcze za czasów sowieckich.

Wtedy eksport bawełny z Uzbeckiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej był największy na świecie. Do tej pory Uzbekistan jest liczącym producentem bawełny, zajmującym szóste miejsce na globie. Cena tej polityki jest straszna. Likwidacja Morza Aralskiego to największa pojedyncza katastrofa ekologiczna spowodowana przez człowieka. W morzu, w którym wraz ubytkiem wody wrastało odpowiednio zasolenie, wyginęły ryby i inne żywe organizmy. Siłą rzeczy zostało zlikwidowane rybołówstwo i przemysł przetwórstwa ryb, dające zatrudnienie znacznej liczbie ludności mieszkającej nad morzem. Ponadto powstał problem ogromnej ilości środków ochrony roślin oraz innych pestycydów, które są spłukiwane przez kanały lub ich resztki znajdują się na polach. Powoduje to burze pestycydowe oraz solne z dna dawnego morza. W konsekwencji sprzyja to rozpowszechnieniu różnego rodzaju zatruć – zarówno przyrody, jak i człowieka.

Odwracanie syberyjskich rzek

Nie ma takiego absurdalnego pomysłu, którego by nie chciała zrealizować socjalistyczna gospodarka zwana „planową”. W Związku Sowieckim były do tego szczególne warunki. System pod groźbą kar, bardzo często niszczących całe życie, wymuszał jednomyślność. Faktycznie ta „jednomyślność” sprowadzała się do akceptowania zdania tej jednostki, która aktualnie stała na szczycie – czy to państwa, czy to obwodu, czy instytutu naukowego i tak dalej.

Ten system przenikał do całego życia i dotyczył także świata nauki, chociaż tam było trochę więcej swobody niż gdzie indziej. Strach przed powiedzeniem „nie” pomysłom zwierzchnika skutkował akceptowaniem najbardziej fantastycznych projektów. Sprzyjało temu również przeświadczenie, wbijane do głowy społeczeństwu, że człowiek potrafi dokonać wszystkiego, jeśli tylko ma wiarę w słuszność sprawy.

Tylko w takiej atmosferze zawrotną karierę mógł zrobić naukowy szarlatan, agrobiolog Trofim Łysenko. Korzystając z poparcia samego Stalina, swoje fantazje próbował uskutecznić w praktyce, narażając sowieckie rolnictwo na gigantyczne straty, jednocześnie przyczyniając się do głodu ogromnej rzeszy sowieckich obywateli (w skrócie: negował prawa dziedziczności; postulował prawo prawie nieograniczonego przekształcania organizmów metodą zmian środowiskowych; twierdził np., że „wystarczy zacząć karmić pokrzewkę ogrodową gąsienicami, a powstanie kukułka” – dop. Red.).

Łysenko nie był jedynym fantastą w sowieckiej nauce. W końcu lat czterdziestych ub. wieku młody naukowiec Mitrofan Dawydow opracował projekt odwrócenia biegu wielkich syberyjskich rzek i skierowania ich do Azji Środkowej. Projekt zakładał zbudowanie gigantycznych, wielokilometrowych tam na Jeniseju i Obie w celu utworzenia ogromnego akwenu. Woda z niego miała zostać skierowana w kierunku południowym po przekopaniu ogromnego kanału.

Kanał miałby długość 800 km, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi odległość w linii prostej ze Szczecina do Lwowa. Dawydow uzasadniał swój projekt z pozoru logiczną uwagą, że płynąc na północ, syberyjskie rzeki przepływają przez tereny wiecznej zmarzliny, nie nadające się do uprawy roślin. Uważał, że skierowanie ich wód na południe zmieniłoby całą sowiecką Azję Środkową w kwitnącą krainę. Pustynie miały zostać wyparte, a na ich miejscu miały powstać pola uprawne i lasy.

Wody skierowane do Morza Aralskiego, utworzyłyby nowe morze, którym można byłoby transportować towary za granicę. Sowieccy uczeni bardzo optymistycznie oceniali przyszłe zmiany w przyrodzie. Uważano, że ogrom słodkich wód rzecznych w końcu zdominuje słoną wodę w Morzu Aralskim i pojawią się rzeczne ryby słodkowodne. Znajdujące się tam wówczas ryby morskie miały się, według słów sowieckiego fantasty, przystosować do nowej rzeczywistości.

To typowe myślenie człowieka z gospodarki nakazowo-rozdzielczej. Budujemy coś wielkiego (rozdzielamy dobro), więc inni muszą się do tego przystosować (nakaz). Niestety, ale owemu homo sovieticus przez myśl nie przeszło, że organizmy żywe mają wrodzoną niechęć do przystosowania do warunków sprzecznych z ich naturą. Ryby morskie mają zupełnie inny sposób regulowania parcia osmotycznego niż słodkowodne. Organizmy tych pierwszych przystosowane są do usuwania nadmiaru soli, tych drugich do jej kumulowania. Można domniemywać, że ryby morskie w ramach przystosowania się, zgodnie ze słowami dawnego przeboju, „w sposób naukowy opanowałyby styl grzbietowy”. Tego gigantycznego projektu nigdy na szczęście nie urzeczywistniono.

W latach osiemdziesiątych XX wieku planowano rozpocząć budowę, ale brak środków finansowych uniemożliwił rozpoczęcie prac. Inna sprawa, że w okresie w pieriestrojki, przy poluzowaniu cenzury, naukowcy śmielej mogli krytykować różne gospodarcze absurdy. O pomyśle odwróceniu biegu syberyjskich rzek wypowiadano się już niezmiernie krytycznie, mówiąc, że ta inwestycja przyniesie ekologiczną katastrofę dla zachodniej Syberii.

Powrót absurdu

Wydawało się, że ten pomysł umarł razem ze śmiercią Związku Sowieckiego. Tymczasem prezydent Kazachstanu, Nazarbajew, wrócił do niego w 2010 roku. Kazachstan, mający zawsze ostry niedobór wody, teraz dodatkowo cierpi po katastrofie Morza Aralskiego. Nazarbajew zaproponował prezydentowi Rosji, Miedwiediewowi, realizację tego projektu.

Odpowiedź rosyjskiego prezydenta była raczej zdawkowa i wstrzemięźliwa: „do zamrożonych projektów można wrócić”. Na tym na razie się skończyło. Dopóki istniał Sowiet, wszystkie skutki i koszty ponosiłby jeden podmiot, teraz przy istnieniu dwóch państw ewentualne korzyści z realizacji tego projektu miałby Kazachstan. Z punktu widzenia Astany ten projekt ma więcej plusów niż minusów i jest dla niej dobrym biznesem. Rosja natomiast poniosłaby ogromne straty w postaci ekologicznej katastrofy w zachodniej Syberii. Nic dziwnego, że Moskwa zupełnie nie pali się do realizacji tego szalonego pomysłu.

Rewitalizacja

Prezydent Kazachstanu podjął przy pomocy Banku Światowego udaną próbę rewitalizacji północnej części eks-morza. Odgrodził jego znacznie mniejszą część tamą i dzięki napływowi wody z Syr-darii udało mu się podnieść poziom wody na tyle, że miasto Aralsk znowu znalazło się nad wodą. Natomiast los południowej części dawnego morza jest przesądzony. Tam są zbyt wielkie straty, zbyt wielkie pustynnienie, żeby przy obecnych możliwościach finansowych i geograficznych udało się obecnie coś uratować. Koszty zagłady morza, które obecnie się ponosi, szacowane są na 2 mld dolarów rocznie. Uzbeckie przychody z eksportu bawełny oceniane są na mniej niż 1 mld dolarów…

Autor: Wojciech Tomaszewski

Jak gospodarka socjalistyczna zlikwidowała morze…

0

PAFERE http://www.pafere.org

Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego, będąc niezależną, pozarządową organizacją, zajmuje się wolnorynkową edukacją ekonomiczną, promocją wolności gospodarczej i wolnego handlu jako najskuteczniejszego a zarazem najsprawiedliwszego systemu powodującego podnoszenie zamożności ludzi i narodów, związkami etyki z ekonomią, a także rozwojem nauk ekonomicznych. Wesprzyj nas: Volkswagen Bank Direct PL 3321 3000 0420 0104 0942 1500 01 Przelewy spoza Polski: SWIFT: ING BP LPW PL 33 2130 0004 2001 0409 4215 0001

229 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758