Premier Tusk obiecuje – tym razem radykalne działania.
Oczywiście chodzi o tzw. aferę taśmową, która po pięciu latach bycia w koalicji z PSL nagle otworzyła Donaldowi Tuskowi oczy i wreszcie pokazała, w jaki sposób dla dobra naszego państwa działa jego koalicjant, któremu był łaskaw w swoim ostatnim expose, powołując swój nowy rząd, tak bardzo dziękować za to, że razem z PO dokładał i nadal dokłada swoją cegiełkę do budowy "bezpiecznej Polski".
Nie wiem za dokładnie, co premier miał na myśli mówiąc w swoim expose o "bezpiecznej Polsce" – ale biorąc pod uwagę nie tylko ostatnie wydarzenia, chociażby te wcale nie tak odległe, do których doszło przed wyborami w Wałbrzychu, przypuszczam, że w jego ustach bezpieczna to znaczy taka, w której wszystkie ważniejsze stanowiska są obsadzone przez tzw.swoich ludzi, najlepiej jeszcze przy tym skoligaconych rodzinnie, aby przez przypadek jakieś wrogie siły nie zaczeły skrycie i podstępnie budować Polski niebezpiecznej, radykalnej, mącącej, jątrzącej i oczywiście będącej pośmiewiskiem pozostałych krajów wspólnoty europejskiej.
Dlaczego tak sądzę?
Takie myśli nasunęły mi się po przeczytaniu informacji na temat aktualnego miejsca zatrudnienia byłego ministra skarbu, Aleksandra Grada, który, jak może nie wszyscy już pamiętają, nie tak dawno robił wszystko, co w jego mocy, aby uratować polskie stocznie za pomocą katarskiego inwestora:
"Gazeta przypomina, że niedawno szefem spółki PGE PEJ1, zajmującej się energią atomową, z wynagrodzeniem miesięcznym 110 tysięcy złotych został Aleksander Grad – były minister skarbu i poseł PO. Rzeczniczką w spółce PGE Dystrybucja jest jego synowa." (1)
Katarski inwestor ściągnąć się nie dał, minister Grad w nowym rozdaniu rządowym nie jest już ministrem, ale jak się wydaje, za swój ciężki trud, włożony w budowanie bezpiecznej Polski, praca na nowym stanowisku z 110 tys. zł miesięcznie powinna być wystarczającą rekompensatą, nieprawdaż?
Wracając do obietnicy premiera – nie pierwsza to i pewnie nie ostatnia, ale taki już "wdzięk" Donalda Tuska. Czy pamiętacie Państwo, jak premier obiecywał we wrześniu 2010 r., że przeprowadzi się do Sejmu, aby spędzić tam każdy roboczy dzień do końca roku, aby zintensyfikowac działania legislacyjne rządu, któremu co niektórzy zarzucali, że jakoś tak nie bardzo pali się do roboty? No cóź, minął rok i w swoim expose z 2011 r. premier podszedł już do tej kwestii nieco… inaczej:
"Wbudujemy w prace kancelarii premiera i liczymy także na alogiczne działania w Sejmie, taki mechanizm, który uniemożliwi nadprodukcję ustaw. Wyłącznie jednoznacznie pozytywna ocena wszystkich skutków danego projektu ustawy pozwoli na zwolnienie tej ustawy z rządu do parlamentu." (2)
Teraz już nikt nie zarzuci premierowi Tuskowi, że się leni – on i członkowie jego rządu mają zamiar walczyć z nadprodukcją ustaw, więc jego ponowna przeprowadzka do Sejmu raczej nie jest w najbliższym czasie przewidziana.
Czytając expose premiera Tuska z 2011 roku natknąłem się na jeszcze jedną ciekawą obietnicę, którą pozwolę sobie Państwu przytoczyć:
"(…) jeśli chcemy zacząć naprawiać na serio system finansów publicznych, to nie możemy rzucić się na oślep i ciąć tak bez umiarkowania, jak to zdarzyło się w niektórych krajach, bo to będzie owocowało bardzo negatywnymi skutkami społecznymi i gospodarczymi.
Musimy te cięcia precyzyjnie dedykować tam, przede wszystkim tam, gdzie mamy do czynienia z przywilejami, ze szczególnymi uprawnieniami, a w innych przypadkach także z nadużyciami czy zwykłym cwaniactwem."
No to ja teraz spokojnie będę sobie patrzył, jak premier Tusk walczy z tym cwaniactwem – tym bardziej, że o sposobach traktowania przez PSL państwowych spółek, które przypadły tej partii w udziale jako koalicjantowi PO, Donald Tusk wiedział już od… 2008 r.:
"Super Express" dotarł do pisma, jakie do premiera Donalda Tuska w 2008 r. wystosowali członkowie kierownictwa ARR. Na kilkunastu stronach przedstawione są nieprawidłowości oraz bezprawne działania podejmowane przez ówczesnego szefa ARR Bogdana Twarowskiego.
Lista zarzutów jest naprawdę długa. Obejmuje omijanie ustawy kominowej poprzez zasiadanie w radach nadzorczych aż trzech związanych z agencją spółek. Poza tym miał on traktować agencję jak swój prywatny folwark, żądając zakupu dla siebie wielu luksusowych gadżetów. " (3)
Jak rozumiem, premier, profesjonalnie podchodząc do swojej roli, nie chciał działać na oślep – no, ale przez cztery lata już się chyba wreszcie zdecydował, jakich to dokona "precyzyjnych cięć", prawda?
Czekamy, premierze Tusk, czekamy…
Źródła:
(3) http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/afera-tasmowa-w-psl-tusk-wiedzia-o-przekretach-w-psl_269871.html