Na złapanego Polaka który wcześniej zbiegł ze służby rosyjskiej do Amerykanów wydano wyrok śmierci ze skutkiem natychmiastowym. Powieszono go na rei okrętu, na którym wcześniej służył.
Nie tak całkiem dawno Jan Piński opublikował pewną ciekawostkę na temat sojuszu Rosji i Stanów Zjednoczonych Północy w czasie wojny secesyjnej.
To przypomniało mi jeszcze jedno zdarzenie.
Otóż, cytując:
We wrześniu 1863 roku przybyło do portu w Nowym Jorku kilka okrętów rosyjskich. Na początku stycznia roku 1864 z jednego z okrętów zbiegł polski marynarz, Aleksander Milewski, który następnie zaciągnął się do wojsk Unii (do pułku artylerii) i wraz z nimi trafił na wschodni teatr działań.
Dowiedziawszy się o zniknięciu marynarza, ambasador rosyjski zażądał wszczęcia poszukiwań, które wkrótce rozpoczęto z rozkazu Edwina Stantona i Bestii Butlera. Milewski został odnaleziony, aresztowany i odesłany do rosyjskiej ambasady, gdzie zaraz odbył się sąd wojenny. Wydano wyrok śmierci ze skutkiem natychmiastowym. Polaka powieszono na rei okrętu, na którym wcześniej służył.
Czym rząd unijny usprawiedliwił taki postępek wobec polskiego żołnierza armii USA? William Seward, ówczesny sekretarz stanu, doszedł do wniosku, że nadal obowiązują ustalenia amerykańsko-rosyjskiej umowy, zawartej w roku 1832, o wzajemnym wydawaniu sobie zbiegłych marynarzy (mimo że umowę zawarto na okres 7 lat).
Jeden z politków amerykańskich rzekł nawet: "Nasze interesy leża po stronie Rosji i są przeciwne reakcyjnej, katolickiej Polsce"
Cóż..zapewne nie wiedział o tym niejaki Włodzimierz Krzyżanowski, dowóca 58 pułku ochotniczego, a i w szkołach jakoś specjalnie się o tym nie mówi.