Bez jednoznacznego wskazania błędów prawicy i sposobu wyzwolenia się z nich nie ma szans na trwalszą mobilizację, bo zastępowanie języka konkretów mętnymi zaklęciami: „by było jakoś inaczej”, nie ma większej mocy mobilizacyjnej…
W wielkanocnym wydaniu Naszego Dziennika interesujący artykuł prof. Ryszarda Legutki, który – ze względu na okres świąteczny – nie dobrze by było aby pozostał niezauważony – cytuję istotne fragmenty – całość poniżej
„…Wciąż istnieją (…) środowiska jednoznacznie niegodzące się na obecny kształt i kondycję państwa, widzące w postulatach jego naprawy powszechną korzyść, tyle że środowiska te stanowią obecnie mniejszość…”,
„…Jeżeli aktualny mniejszościowy obóz IV Rzeczypospolitej ma odnieść bezprecedensowy sukces, to pozyskanie wyczerpującej nauki płynącej z naszych doświadczeń historycznych wydaje się konieczne…” ,
„…Wróg ten jest zawsze świadomy zagrożeń, jakie mogą przynieść jego prywatnym interesom projekty zmian, dlatego na partnera do rozmów się nie nadaje…”,
„…W walce o nieświadomych mamy swoje atuty, przede wszystkim aktywny czynnik ludzki. Powstają coraz liczniejsze media niezależne i wzrasta łatwość w dostępie do nich…”,
„…Dobrze wskazujemy naszych wrogów, z którymi rozmawiać nie ma sensu, weźmy choćby dla przykładu media głównego nurtu, których mit neutralności padł już dawno temu, z którymi nierówna gra może przynieść tylko porażkę…”,
„…wiemy, że sukces odnieść możemy tylko samodzielnie…”.
„…W pozyskaniu nieświadomych posłuży nam to, co już wiemy, a o czym oni – pozostawieni sami sobie – mogą dowiedzieć się już wtedy, gdy będzie za późno.
Rację mamy już od dawna. Teraz należy wreszcie wygrać.”
Nasz Dziennik, Wielkanoc, 23-25 kwietnia 2011, Nr 95 (4026)
„Projekt IV Rzeczypospolitej został wyśmiany przez większość, co wcale nie znaczy, że został on powszechnie zarzucony. Idea odnowy państwa nie wymaga zmian, aktualizacji czy minimalizacji oczekiwań, ale ponownego upowszechnienia i w tej perspektywie widzieć należy nasze podstawowe zadanie.
Projekt zmian ustrojowych i społecznych zwanych IV Rzecząpospolitą powstał w swoim zasadniczym zrębie tuż po wybuchu afery Rywina i w swojej zawartości jest on od tego czasu niezmienny. Idea odnowy uporządkowania państwa miała oczywiście swoją szalenie burzliwą historię recepcji – od powszechnego zainteresowania i akceptacji, przez falę panicznego strachu wpływowych środowisk widzących w niej – częściowo trafnie – zagrożenie dla swoich interesów, po stan obecnego plebejskiego szyderstwa w kabaretowej odsłonie, pełnego tanich grepsów, któremu towarzyszy dobrotliwy uśmiech i oddech zbiorowej ulgi salonu – najlepszy znak tego, że wszystko wróciło do normy, że realne zagrożenie zdaje się już tylko upiornym wspomnieniem z przeszłości i można się z niego bezkarnie pośmiać.
Projekt IV Rzeczypospolitej został wyśmiany przez większość, co wcale nie znaczy, że został powszechnie zarzucony. Tym bardziej nie znaczy to, że jego zawartość uległa zmianie bądź straciła na aktualności. Wciąż istnieją bowiem środowiska jednoznacznie niegodzące się na obecny kształt i kondycję państwa, widzące w postulatach jego naprawy powszechną korzyść, tyle że środowiska te stanowią obecnie mniejszość.
Racja niewysłuchanej mniejszości to pewna stała w historii ostatnich stuleci naszego Narodu. Warto wymienić jej najbardziej spektakularne odsłony i zastanowić się nad przyczynami jej do tej pory konsekwentnej serii porażek. Wydarzeniom takim jak choćby ruch egzekucyjny, próby reformatorskie pierwszych kilkunastu lat panowania Augusta II, Sejm Czteroletni czy zryw powstańców listopadowych towarzyszyły dość łatwo narzucające się zbieżności, które rozciągnąć możemy i na ostatnie wydarzenia. Było to m.in. panujące w większości społeczeństwa fałszywe poczucie bezpieczeństwa, swoistego końca poważnych zadań publicznych. Postulat zmian jawił się większości bądź jako zamach na ich dotychczasowy błogostan dobrobytu, małej prywatnej stabilizacji, dla której zachowania państwo wydawało się być niekonieczne, bądź jako bezsensowne awanturnictwo, które może przynieść jedynie szkodę. Perspektywa historyczna dodaje jeszcze jednoznaczną i rozpowszechnioną opinię obu obozów – rację zawsze miała mniejszość, dla naszego wspólnego dobra trzeba było się jej słuchać.
Wszystkie dotychczasowe zrywy i projekty sanacji państwa poniosły porażkę, choć – trzeba o tym zawsze pamiętać – nie jest prawdą, jakoby na tę porażkę były z góry skazane; wszystkie wymienione historyczne nauczki miały w chwili swych narodzin realne szanse odniesienia sukcesu, które zaprzepaściliśmy własnoręcznie, także wskutek błędów mniejszości. Jeżeli aktualny mniejszościowy obóz IV Rzeczypospolitej ma odnieść bezprecedensowy sukces, to pozyskanie wyczerpującej nauki płynącej z naszych doświadczeń historycznych wydaje się konieczne.
Podstawowym błędem dotychczasowych mniejszości był brak adekwatnej diagnozy aktualnych problemów oraz brak jasno zarysowanej wizji korzyści dla wspólnoty, jakie miałyby płynąć z przezwyciężenia tych problemów. Bez jednoznacznego wskazania błędów i sposobu wyzwolenia się z nich nie ma szans na trwalszą mobilizację, bo zastępowanie języka konkretów mętnymi zaklęciami: "by było jakoś inaczej", nie ma większej mocy mobilizacyjnej i funduje kolejny kardynalny błąd – niekonsekwencję w działaniach i natychmiastowy rozpad grupy.
Dalszą bolączką reformatorów był brak jednolitego i ciągłego kierownictwa. W takich warunkach nie ma mowy o poprawnej choćby strategii promowania, a następnie realizowania nawet najtrafniejszego programu. Ramami takiej taktyki prowadzonej i kontrolowanej zawsze przez wąskie centrum będą zawsze dwie wytyczne – dotarcie do jak najszerszego kręgu nieświadomych i jednoczesne unikanie jakichkolwiek gier z wrogiem. Wróg ten jest zawsze świadomy zagrożeń, jakie mogą przynieść jego prywatnym interesom projekty zmian, dlatego na partnera do rozmów się nie nadaje – nie mówiąc już o tym, że sam nigdy na serio do takiej roli się nie zgłosi – doskonale wie, że może na nich tylko stracić. Tradycja zgniłego kompromisu jest niestety bogata i wypadałoby również z niej wyciągnąć jakąś naukę.
Patrząc na krajobraz dzisiejszej Polski w świetle tych rozważań, można stwierdzić, że nie jesteśmy bez szans, przy czym wiemy już, że taka konstatacja nam nie wystarczy. W walce o nieświadomych mamy swoje atuty, przede wszystkim aktywny czynnik ludzki. Powstają coraz liczniejsze media niezależne i wzrasta łatwość w dostępie do nich. Mamy centralne kierownictwo z silnym przywódcą, autorem ostatnio wydanej diagnozy problemów Polski – jazgotliwa reakcja salonu na jedno wyrwane z kontekstu i skrajnie przeinaczone zdanie pośrednio potwierdza wartość tego dokumentu. Dobrze wskazujemy naszych wrogów, z którymi rozmawiać nie ma sensu, weźmy choćby dla przykładu media głównego nurtu, których mit neutralności padł już dawno temu, z którymi nierówna gra może przynieść tylko porażkę. Jesteśmy również świadomi śmiertelnego niebezpieczeństwa złudzenia koalicyjnych pertraktacji ze środowiskami nam odległymi – wiemy, że sukces odnieść możemy tylko samodzielnie.
W pozyskaniu nieświadomych posłuży nam to, co już wiemy, a o czym oni – pozostawieni sami sobie – mogą dowiedzieć się już wtedy, gdy będzie za późno.
Rację mamy już od dawna. Teraz należy wreszcie wygrać.
Autor jest profesorem filozofii, posłem do Parlamentu Europejskiego, byłym senatorem i wicemarszałkiem Senatu VI kadencji, był ministrem edukacji narodowej i sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.”
poprzedni artukuł: Ryszard Legutko – Dokądże mogli uciec?