My, zwolennicy dystrybucji własności, chcemy uwolnić świat od brzemienia proletaryzmu – stanu, w którym olbrzymie rzesze ludzkości, zależne od wynagrodzeń, są w istocie lokajami wiszącymi u pańskiej klamki, parobkami u bogaczy.
„Kapitalizm” to nieadekwatne słowo, i bardzo by się przydało zastąpić je jakimś innym. Ta nazwa spowodowała prawie tyle samo zamętu w świecie ideowym, co w świecie materialnym. Sugeruje ona, że kapitalizm ma coś wspólnego z kapitałem. Inaczej mówiąc, jako nazwa dla systemu jest to słowo całkowicie bezużyteczne, bo każdy system ekonomiczny, każde w ogóle ekonomiczne przedsięwzięcie opiera się na takim czy innym kapitale. W tym znaczeniu, komunizm jest kapitalizmem, feudalizm jest kapitalizmem, i nawet człowiek, który własnymi rękami buduje chatę na samotnej wyspie też reprezentuje kapitalizm, bo musi tę chatę budować z konkretnych materiałów.
W rzeczywistości więc używamy słowa „kapitalizm” mając na myśli system, w którym istnieje nie tyle kapitał, co kapitaliści. Ale nawet to nie jest żadnym wyróżnikiem, chyba że w sensie kapitalistów jako klasy uprzywilejowanej. Można równie zasadnie nazywać kapitalistą drobnego sklepikarza, jak wielkiego fabrykanta. Można też wyobrazić sobie system, gdzie kapitalistów będą miliony. Gdybyśmy podzielili całą ziemię w kraju na absolutnie równe, niewielkie spłachetki, to właścicieli tych spłachetków dałoby się bez trudu nazwać kapitalistami. To zbyt mylące i zdradliwe słowo. Może równie dobrze oznaczać każdego, kto posiada jakikolwiek kapitał, jak i określony rodzaj człowieka, który w konkretnych warunkach ekonomicznych zazwyczaj włada kapitałem. Żonglerka tym słowem, używanie go raz w jednym, raz w drugim sensie, to świetna zabawa, pozwalająca odsunąć w mglistą przyszłość jakąkolwiek zmianę systemu ekonomicznego.
Proponuję więc, żeby zamiast słowa „kapitalizm” używać słowa „proletaryzm”. „Proletaryzm” to właściwe słowo, bo wskazuje, co stanowi prawdziwy wyróżnik tego systemu. Nie zawracajmy sobie głowy kapitałem, który zawsze jest niezbędny, ani kapitalistami, których może być mrowie. Tym, co się liczy jest proporcja między liczbą kapitalistów a liczbą ludzi, zmuszonych do pracy na cudzym przez brak własnego kapitału. Proletaryzm to koszmarna nazwa dla koszmarnego systemu. Może przydałoby się używać tej nazwy tylko w momentach furii, kiedy gwałtowne i obelżywe słowa same pchają się na usta; na co dzień można by mówić po prostu o systemie opartym na pracy najemnej.
Tak czy owak, świat, w którym obecnie żyjemy jest światem najmitów. Ta właśnie cecha legła u jego podstaw – i tę właśnie cechę chcemy zmienić. My, zwolennicy dystrybucji własności, chcemy uwolnić świat od brzemienia proletaryzmu – stanu, w którym olbrzymie rzesze ludzkości, zależne od wynagrodzeń, są w istocie lokajami wiszącymi u pańskiej klamki, parobkami u bogaczy. Chcemy zmienić tę zależność w niezależność. Byłoby może nieco mylące, gdybyśmy ogłosili, że zamierzamy dać ludziom kapitał, aby wybawić ich od kapitalizmu. Nie – zamierzamy dać im własność, aby wybawić ich od proletaryzmu.
Istnieje pewien konkretny ideał, z którym dystrybutysta może się utożsamiać. Własność stwarza bowiem swój własny idealizm, a nawet własny altruizm. Istnieje taka relacja między człowiekiem a przedmiotem zdrowej własności, która nie sprowadza się, tak jak w wypadku wynagrodzeń, do samych tylko pieniędzy. Jest to relacja oparta na odpowiedzialności, przywiązaniu i honorze. I choćbyśmy tysiąc lat przetrząsali wszystkie biblioteki świata, nie znaleźlibyśmy słów, które lepiej to oddadzą niż słowa Ewangelii, tak przejmujące i tak dobrze znane w innym, wyższym znaczeniu: „Najemnik ucieka, ponieważ jest najemnikiem, ale dobry pasterz odda życie za swe owce”.
Jest w tych słowach ogromna treść symboliczna i transcendentalna, która w całkiem zrozumiały sposób przysłoniła nam fakt, że odnoszą się one również do sytuacji z życia wziętej. Ojciec syna marnotrawnego zachowuje się jak normalny ojciec, a natarczywa wdowa dokładnie tak jak wdowa. Jeśli traktujemy ewangeliczne przypowieści wyłącznie jako alegorię, możemy łatwo przeoczyć, że wielu pasterzy całkiem dosłownie musiało oddać życie za swe owce, broniąc stad przed watahami wilków. Patrząc pod tym praktycznym kątem, widzimy, że pasterz dużo chętniej odda życie, jeśli owce należą do niego. Nie można człowiekowi zapłacić za tak skrajne, mistyczne poświęcenie. Nie zakupi się paradoksu. Nigdy nie ma pewności, czy ten osobliwy duch bliskości, dumy z czegoś, identyfikowania siebie z czymś zewnętrznym będzie stanowił część kontraktu zawartego ze zwykłym pracownikiem najemnym. Czasami występuje to u służących, ale nie da się wpisać takiej klauzuli do umowy o pracę między panem a sługą. Ten rodzaj więzi rodzi się w duszy tylko wtedy, jeśli dusza pozostaje w prawidłowej relacji do materii. Proletaryzm nigdy nie da takiego poczucia przynależności.
Najemnik ucieka, ponieważ jest najemnikiem. Kiedy nadejdzie ciemność i nastanie dzień ostatni, ten cytat powinien zostać wypisany ognistymi literami na ruinach cywilizacji przemysłowej. Cywilizacja przemysłowa opiera się na założeniu, że wszystko da się załatwić, wszystko da się kupić, wszystkim da się sterować. Olbrzymie masy najemnych pracowników zaprzęgnięto do obsługi jej cywilizacyjnej maszynerii – a są to pracownicy równie obojętni jak maszyny, tak samo jak maszyny sprowadzeni do roli narzędzi nie dbających o ostateczny cel swego działania. Zgodnie z założeniem, dopóki będą dostawać polecenia i wypłatę, i dopóki znajdzie się dla nich praca, dopóty system będzie chodzić jak w zegarku, niezależnie od tego, czy ludziom zależy na dobrze wykonanych zadaniach, czy może nic ich to nie obchodzi. Cały nowoczesny przemysł funkcjonuje na tej samej zasadzie co latyfundia w późnym Cesarstwie Rzymskim – w oparciu o pracę wielkich grup ludzkich, niekoniecznie złożonych z niewolników, ale zawsze pełniących rolę czysto służebną. Wiele można by o tym systemie powiedzieć, ale dla nas akurat jedno jest ważne. Niektórzy twierdzą, że prowadzi on do wzrostu zamożności całego społeczeństwa, inni są zdania, że prowadzi tylko do większej zamożności bogatych. Lecz tak czy owak, jest związany z zamożnością – gdyż jest od niej zależny. Ustrój oparty na pracy najemnej jest wrażliwy na sytuację gospodarczą. W dobrych czasach ten system może się i sprawdza; dla nas liczy się tylko, że w złych czasach jest to zły system. Nie wytrzymuje napięć. A już z pewnością nie wytrzyma oblężenia.
Kiedy wilki zawyją dokoła, kiedy na wzgórzach i ulicach wyszczerzy zęby głód, nie da się wezwać tych ludzi do walki z watahą, jak kiedyś wzywano chłopów. I nie oni są temu winni. Fakt, że nie można na nich polegać wynika z samej natury systemu. Relacje między człowiekiem a jego pracą, człowiekiem a jego narzędziami, człowiekiem a jego dziełem są dziś odrealnione. Ci ludzie sami są używani jak narzędzia. Są kupowani i sprzedawani dokładnie tak jak wytwarzane przez nich produkty. Jest głupotą oczekiwać od nich feudalnej lojalności wobec firmy, która w każdej chwili może wyrzucić ich na bruk. Kłóci się z logiką, żeby wymagać od nich działania w czysto publicznym interesie, gdy jednocześnie podkreślamy, że zawarli czysto prywatną umowę.
Kapitalizm traktuje każdą pracę jak pracę przypadkową. Nic dziwnego, że przypadkowi pracownicy mają w nosie swoich pracodawców. Kiedy sytuacja gospodarcza się pogarsza, spada również jakość pracy, jak ma to miejsce dzisiaj. Związek między pracą a zamożnością, raz celowo rozluźniony, siłą rzeczy staje się coraz luźniejszy. Od rewolucji przeszliśmy do strajku włoskiego, od strajku generalnego do generalnego zobojętnienia, od tego, co nazywa się bolszewizmem i czerwonym niebezpieczeństwem do tego, co nazywa się zamknięciem rynku dla ludzi nie nadających się do żadnego zawodu. Na tysiąc różnych sposobów człowiek dzisiejszy potrafi okazać, że nie lubi swojej pracy lub że ponosi w niej klęskę. Ręka ześlizguje się z dźwigni maszyny; ludzie wymigują się od zawodowych obowiązków, których nigdy nie nauczono ich kochać czy bodaj respektować, dystansują się od nich emocjonalnie, porzucają je, wyrywają się na wolność. Nie czują się ze swoją pracą psychicznie związani i jak świat długi i szeroki okazują tę rezerwę. A kiedy nadciągnie mrok i głód, w ciemnościach da się wyczuć, że ludzkość przemieszcza się tak masowo, jakby sama ziemia się osuwała, w akcie powszechnej dezercji i milczącego buntu. „Najemnik ucieka…”
Gilbert Keith Chesterton
przekład: Jaga Rydzewska
Źródło: Świat najmitów – akapit 3 i 4 z artykułu „Proclamation abolishing certain words”, który ukazał się w „G.K.’s Weekly” w dniu 8.11.1924, oraz druga połowa 3 akapitu, akapit 4, 5 i 6 z eseju „The Wolf and the Wage-Slave”, który ukazał się w „G.K.’s Weekly” w dniu 12.09.1925, [w:] G.K. Chesterton, Obrona Wiary, FRONDA, 2012, ss. 323 -328. Przedruk za zgodą Wydawnictwa Fronda.
Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukujacego pieknych perel. Gdy znalazl jedna drogocenna perle, poszedl, sprzedal wszystko, co mial, i kupil ja.