Zachodzące w Europie procesy i przetasowania terytorialne są tak złożone, że stwarzają szerokie możliwości interpretacyjne. Jest zrozumiałe, że wiele z tych interpretacji, to interpretacje tendencyjne. Jednak główny kierunek jest już dobrze widoczny.
To przechodzenie od autentycznych dążeń integracyjnych do euro-totalitaryzmu. Czy ten proces uda się zatrzymać?
Na szczególną uwagę zasługują dwa uderzające podobieństwa (unifikacje) reakcji na kryzys dotykający kraje europejskie. Przede wszystkim podobieństwo to dotyczy polityki rządów w tych krajach, które – niezależnie od form kryzysu i specyfiki lokalnej realizują „standardowe” zalecenia stabilizacyjne, których uzasadnienie jest co najmniej mało wiarygodne. Pozornie jest to wyraz spójności i jednomyślności. Takie wrażenie zakłóca jednak fakt, że są to zalecenia w pełni zbieżne z ostrymi, trudnymi do zaakceptowania przez większość rządów warunkami stawianymi przez MFW i Unię Europejską. Podobieństwo to dotyczy również społecznej reakcji na wspomnianą politykę. Odnosi się ono zwłaszcza do opozycji politycznej, która prowadzi „ostrożną” krytykę polityki rządu, zaś w razie kryzysu politycznego przystępuje do kontynuacji tej polityki.
Jest również znaczne podobieństwo reakcji polityki rządów na głos opinii publicznej, który jest skutecznie i ostro tłumiony.
Taki stan rzeczy świadczy o uformowanym mechanizmie podporządkowania krajów europejskich jednolitym regułom ponadnarodowym, co z powiązaniu z innymi zjawiskami, musi budzić poważny niepokój.
Sytuacja powstała między rządami a dyrygującą nimi „trójką” (MFW – UE – EBC) jest w istocie rzeczy – mimo pozorów zgody – sytuacją konfliktową. Aby jednak rozpatrzyć istotę tego konfliktu, konieczne jest ukazanie wyjątkowego o charakteru wspomnianej „trójki”. Ma ona, po pierwsze, charakter instytucji nieformalnej, co oznacza nie tylko brak międzynarodowego porozumienia nadającego jej uprawnienia polityczne, lecz także – co jest szczególnie ważne – odpowiedzialności w stosunkach z poszczególnymi państwami. Proces odchodzenia od formalnych porozumień międzynarodowych, sankcjonujących funkcjonowanie międzynarodowych instytucji (w ślad za tym marginalizowanie znaczenia tych instytucji) widoczny jest od dłuższego czasu (Klub Rzymski, G7, G20 itp.) Po drugie, ”trójce” przypisuje się bądź czysto fasadowy, bądź „technokratyczny” charakter, a to oznacza, że interesy oraz decyzje polityczne i gospodarcze zapadają zakulisowo. Jest to więc niezwykle groźny mechanizm sprawowania władzy.
Brak jakiejkolwiek odpowiedzialności i znaczna rola decyzji podejmowanych zakulisowo, w szczególności przez polityków niemieckich i francuskich, silnie rzutuje na funkcjonowanie „trójki”. Trudno w tym funkcjonowaniu dopatrzyć się pogłębienia procesu integracji europejskiej. Jest to raczej jaskrawy przejaw marginalizacji tego procesu integracyjnego, ponieważ dopuszcza się do głosu interesy polityczne i gospodarcze, które interesem ogólno-europejskim mają niewiele wspólnego. Wydaje się jednak – obserwując grę polityczną w Europie – że również takie pogłębienie rozpoznania sytuacji w Europie jest niewystarczające, ponieważ za plecami polityków dostrzec można mniej eksponowane działania międzynarodowych i narodowych grup interesów, zwłaszcza finansowych. Tutaj dochodzimy praktyczne do światowego tabu.
Czym jest „trójka”?
Brak odpowiedzialności (oraz sygnalizowane zinstrumentalizowanie „trójki”) oznacza, że w tym systemie nie działa żadne sprzężenie zwrotne między jej projektami i warunkami realizacji tych projektów, żaden formalny (nie zakulisowy) układ umożliwiający uwzględnienie interesów poszczególnych krajów. Krytyka społeczna stosunkowo szybko wychwyciła jeden z najbardziej wyraźnych aspektów takiego systemu sprawowania władzy, określając to pierwotnie jako „deficyt demokracji” w UE, a następnie zwracając uwagę na silne podporządkowanie działań „trójki” interesom wielkich grup finansowych, Niemiec i organizacji syjonistycznych. Jednak mimo powszechności i silnej merytorycznie krytyki tego rodzaju, nie było z jej strony praktycznie żadnych sygnałów zwrotnych czy korekt politycznych (z wyjątkiem – jednak odrzuconej- propozycji Angeli Merkel skierowania części funduszy unijnych na promocję wzrostu gospodarczego).
Trudno się dziwić, że „trójka” jest nie tylko nielubiana przez opinię publiczną w krajach dotkniętych jej działalnością, lecz także przez znaczna część mediów. Jest bowiem generalnie postrzegana jako instrument zagranicznej ingerencji w sprawy wewnętrzne tych krajów, w skrajnych przypadkach również jako ośrodek podważający ich suwerenność. Mniej natomiast znane są obawy związane z skutecznością działania „trójki”, dysponującej profesjonalną i szczegółową wiedzą o warunkach gospodarczych i politycznych w poszczególnych krajach. Nie jest to kwestia drugorzędna, gdyż taka wiedza umożliwia ingerencję na poziomie konkretnych instytucji państwowych, przedsiębiorstw, własności narodowej, banków, a nawet mediów. A to oznacza głęboką penetrację władzy, gospodarki i społeczeństwa.
Do tego dochodzą silne zastrzeżenia dotyczące metod działania, spośród których na pierwszy plan wychodzi zarzut o stosowanie szantażu politycznego i finansowego oraz eliminowanie niewygodnych polityków z życia publicznego tych krajów (a także z forum międzynarodowego), a nawet podstawianie na ich miejsce ludzi wygodnych.
Eksperyment grecki
Znaczenie „trójki” niezwykle wzrosło wskutek jej aktywności jako głównego negocjatora z rządem zadłużonej Grecji. Zrobiono wszystko, co było możliwe, aby jej rzeczywiste znaczenie zatuszować i odwrócić uwagę opinii publicznej od jej faktycznej roli. W logicznym, odpowiadającym racjonalnym zasadom restrukturyzacji zadłużenia strony negocjacji są określone: wierzyciele versus dłużnicy. Temu odpowiada słaba asymetria pozycji negocjacyjnej stron (na korzyść wierzycieli). Powołanie „trójki” jako międzynarodowego negocjatora złamało te podstawowe zasady. Po jednej stronie znalazły się bowiem instytucje formalnie nie związane z wierzycielami i deklarujące „neutralną” pozycję: deklaracja pomocy finansowej ze strony MFW, zaniepokojenie ewentualnością kryzysu euro ze strony Unii Europejskiej.
Przy okazji warto zauważyć, że uznanie kryzysu w Grecji jako zagrożenia dla strefy euro, a nawet dla integracji europejskiej jest absurdalne, gdyż gospodarka tego kraju tworzy jedynie 2% PKB Unii Europejskiej. Jednak taki fałszywy obraz jest ciągle powielany, co z jednej strony daje usprawiedliwienie restrykcyjnym działaniom UE wobec Grecji, a z drugiej strony jest ważnym środkiem wywierania presji na pozostałe (z wyjątkiem Niemiec) kraje unijne, szantażowane bankructwem.
To absurd, aby gospodarka kraju, tworzącego jedynie 2 % krajowego UE mogła zagrozić wysadzeniem Europy w powietrze. Jednak taki fałszywy obraz kryzysu w Grecji jest wykorzystywany do wywierania presji na pozostałe średnie i małe kraje europejskie, straszone i szantażowane bankructwem.
Jednocześnie w ten sposób nastąpiła konsolidacja polityczna, umożliwiająca wierzycielom znaczne wzmocnienie pozycji negocjacyjnej, aż do zagrożenia zadłużonej Grecji „bankructwem” (co w istocie rzeczy jest zawoalowaną groźbą likwidacji państwa, a nie „bankructwa”). Natomiast dotychczasowe techniki restrukturyzacji zadłużenia zostały skutecznie zablokowane.
Podstawowym faktem pozostaje jednak to, że mimo deklaracji „trójka” jest agentem wierzycieli.
Mówiąc o eksperymencie greckim mam na myśli wypracowanie technologii wrogiego przejęcia wobec konkretnie wybranych krajów (poczynając od Grecji). Celem tego przejęcia jest zarówno majątek jak i władza.
W czerwcu 2010 roku na łamach EEM (w tekście „ Mechanizm kryzysu: odsłona pierwsza”) zwróciliśmy uwagę na dwie ważne tendencje dotyczące kryzysu w Grecji (wywołanego przez atak spekulacyjny przeprowadzony z pełną premedytacją przez międzynarodowe grupy finansowe).
„Z jednej strony, jest to silna presja (realizowana na różne sposoby) międzynarodowych instytucji finansowych i banków na rządy poszczególnych krajów wymuszająca wzrost zadłużenia publicznego. Jest to tendencja stosunkowo nowa, gdyż świadczy o nadmiarze kredytu i aktywnym kreowaniu przez ośrodki finansowe sztucznego popytu na środki pieniężne. Pomijamy fakt „uległości rządów”, który wyraża się nie tylko w ich braku umiaru lub marnotrawstwie, ale przede wszystkim w rozległej dyspozycyjności. Celowo to zaznaczamy, gdyż często krytyka rządów skupia się na ich ułomnościach, podczas gdy zasadniczą rolę odgrywa rozbudowany i wykorzystujący bogate instrumentarium proces uzależnienia. Zresztą proces ten został we współczesnej literaturze ekonomicznej dość dobrze zilustrowany.
Z drugiej strony, działa zespół czynników osłabiających gospodarki narodowe, które umownie można nazwać „syndromem otwarcia”. Ich głównym wyznacznikiem jest osłabianie (zarówno w sensie znaczeniowym jak i praktycznym) systemów kontroli finansowej. Szerzej, jest to demontaż bezpieczeństwa obrotów gospodarczych, ochrony praw własności, bezpieczeństwa socjalnego itd. To w praktyce oznacza, że kontrola nie tylko wymyka się z rąk (rządu, kraju), lecz przechodzi do rąk tych, którym ona nie przysługuje. Dzieje się to w ramach ortodoksji neoliberalnej, z której niewiele krajów potrafi się już wyłamać”.
Zgodnie z tym stanowiskiem „trójki” nie można traktować jako pomocniczego instrumentu w przezwyciężaniu kryzysu wywoływanego przez te same kręgi międzynarodowej finansjery, których de facto agentem jest owa „trójka”.
***
Nie trzeba chyba przypominać, że problemy dotykające Grecję dotyczą również innych krajów zagrożonych działalnością „trójki”, także nie mających lepszych możliwości obronnych przed podobną agresją.
EEM publikuje analizy i opinie dotyczace sytuacji i tendencji gospodarczych, ze szczególnym uwzglednieniem zmian zachodzacych na swiatowej i europejskiej scenie ekonomicznej. www.monitor-ekonomiczny.pl