Informacja czy dezinformacja
13/04/2012
464 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
W czasie wizyty w Smoleńsku osoby mające dostęp do wraku TU 154M, w którym zginął prezydent Lech Kaczyński z delegacją do Katynia stwierdziły, że widoczne elementy zostały umyte. Prawnicy środowisk PiS stwierdzili, że to niedopuszczalna ingerencja.
Tuż przed obchodami II rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem zespół Macierewicza przedstawił opinię „eksperta” który stwierdził, że na pokładzie samolotu nastąpiły dwa wybuchy. Duże moje zdziwienie wywołał fakt, że o ile pierwszych ekspertów Macierewicz znalazł w USA, drugiego musiał szukać aż w Australii. Jeżeli tezy stawiane przez Zespół Macierewicza są słuszne powinny być one potwierdzane przez każde laboratorium a nie wybranych ekspertów z dwóch kontynentów. Również stwierdzenie wybuchu na podstawie badania zdjęć wygląda na co najmniej manipulację. O ile wybuch ładunku na skrzydle można ustalić badając widok elementów po katastrofie o tyle, twierdzenie, że wybuch nastąpił w kabinie pasażerskiej całkowicie nie trzyma się kupy. Jak widzimy ze zdjęć, wrak uszkodzony jest wyraźnie od góry. Ładunek wybuchowy działa punktowo, takie uszkodzenia może wykonać tylko rozłożony ładunek wybuchowy, którego działanie musiałoby być odzwierciedlone na ciałach ofiar. Prokuratura po przeprowadzeniu sekcji zwłok nie stwierdza śladów działania temperatury na ofiary. Prokuratura potwierdza wykonanie wiarygodnych badań fizykochemicznych przedmiotów oraz ubrań ofiar. Nie stwierdzono na nich śladów materiałów wybuchowych. Stąd twierdzenie iż ładunek znajdował się w kabinie pasażerskiej jest całkowicie nieuzasadnione.
Dokładnie to samo obala tezę, iż umycie elementów wraku może zacierać ślady fizykochemiczne zachowane na elementach samolotu. Takie badania przeprowadza się zaraz po katastrofie. Roczne przebywanie wraku na otwartej przestrzeni, spowodowało naniesienie na niego tak dużej ilości obcych cząsteczek, że jakiekolwiek badania śladów cząsteczek materiału wybuchowego nie będą wiarygodne. Wiarygodne mogą być wyłącznie badania ciał ofiar.
Dlaczego osoby które mają wyjaśniać Polakom, którzy przecież nie muszą być ekspertami sprawy katastrofy dopuszczają się kolejny razu PR-owskiej nadinterpretacji?