Trzymam kciuki za to, aby rząd Donalda Tuska nie wynegocjował w Brukseli ani jednego euro dla Polski. A ludzi, którzy kibicują Tuskowi, aby przywiózł 500 miliardów euro pytam: Czy postradaliście rozum?
Więcej nie zawsze znaczy lepiej. W przypadku pieniędzy dla Polski, które negocjuje Donald Tusk, więcej oznacza "gorzej". Wbrew temu, co usiłują nam wmówić lojalne wobec rządu media, Polska nie "dostanie" pieniędzy z Brukseli. Polska te pieniądze może co najwyżej przyjąć, biorąc na siebie szereg zobowiązań co do sposobu ich zagospodarowania. To oznacza – jak w przypadku wszysctkich pieniędzy unijnych – że będziemy musieli zainwestować ileś tam w infrastrukturę (niekoniecnzie potrzebną), ileś tam w walkę z dyskryminacją, ileś tam w szkolenia, ileś tam w coś tam jeszcze. Pieniądze zostaną wydane, utrzymywanie inwestycji spadnie na nas – Polaków.
Kilka lat temu pieniądze z Unii Europejskiej zostały wydane na budowę basenów termalnych w Mszczonowie pod Warszawą. Baseny okazały się kompletną biznesową klapą, pieniądze zostały wydane, teraz przez następne lata musimy tę inwestycję utrzymywać za nasze pieniądze. Czyli dopłacać. Dopłacamy w podatkach, w tych samych podatkach, które płacimy na składki członkowskie do UE i na utrzymanie całej Unii. W taki sam sposób zostanie wydane to, co Donald Tusk wynegocjuje tym razem. I tak samo, za kilka lat będziemy musieli ponosić tego konsekwencje – np. utrzymując bezsensowne inwestycje.
Nie jest też jasne na jakich warunkach uzyskać mamy tę pożyczkę. Doświadczenie życiowe mówi, że pieniędzy nie dostaje się za darmo. Doświadczenie ostatnich pięciu lat uczy, że Donald Tusk zadłużał kraj w sposób gigantyczny, za każdym razem zobowiązując się do płacenia bardzo wysokich odsetek. Jeśli tak samo ma być tym razem, to niech lepiej nie wynegocjuje nic. Im mniej pieniędzy dostanie Tusk, tym mniejsze odsetki spłacać będzie musiała Polska. A więc tym mniej ukradną nam z portfelów kolejne rządy.
Każde euro, każdego dolara i każdą złotówkę, którą pożycza teraz rząd Donalda Tuska, spłacać będą nasze dzieci, wnuki i prawnuki. Im mniej będą miały do spłacenia tym lepiej. Dlatego trzymam kciuki, aby Tuskowi nie udało się przywieźć z Brukseli ani jednego euro.