Ilu powinno być Rumunów?
03/08/2012
437 Wyświetlenia
0 Komentarze
7 minut czytania
W czwartek, 2 sierpnia 2012, rumuński Sąd Konstytucyjny orzekł, że nie może rozstrzygnąć kwestii ważności niedzielnego referendum o usunięcie prezydenta, albowiem nie wie ilu jest Rumunów.
Takie pytanie zadał sobie rumuński Sąd Konstytucyjny zasiadając we wtorek, 31 lipca 2012, do rozważenia problemu czy referendum w sprawie usunięcia prezydenta Traiana Basescu, jakie odbyło się w niedzielę 29 lipca, należy uznać za ważne, czy też przeciwnie? Miesiąc wcześniej Parlament Rumuński uchwalił ustawę o referendum, w której zniósł wymóg quorum referendalnego, to znaczy, ustalił, że o wyniku referendum decyduje zwykła większość głosujących. Sąd Konstytucyjny uznał, że takie rozwiązanie jest sprzeczne z konstytucją, że konieczne jest quorum 50% + 1, a takie stanowisko poparte zostało stanowczymi oświadczeniami Komisji Europejskiej i USA, które w sposób nie dwuznaczny zagroziły Rumunom sankcjami, gdyby ośmielili się postąpić inaczej. W tej sytuacji Parlament ustąpił, rząd wycofał swoją ustawę o referendum.
Referendum odbyło się w niedzielę 29 lipca. Prezydent Rumunii wezwał do bojkotu, do bojkotu wezwały też wszystkie partie opozycyjne. Do Rumunii przyjechał premier Węgier, Wiktor Orban, i on też wezwał swoich rodaków mieszkających w Rumunii do nie uczestniczenia w referendum. W efekcie w regionach, w których większość mieszkańców stanowią Węgrzy frekwencja była znikoma: przykładowo w okręgu Harghita – 6, 85%, w okręgu Covasna – 12,39%.
Centralne Biuro Wyborcze ustaliło, że w referendum wzięło udział 8.459.836 obywateli, z których 7.403.836 zażądało ustąpienia prezydenta, a tylko 843.375 głosowało przeciw. Oficjalnie uprawnionych do głosowania było 18.292.484, a zatem frekwencja została oceniona na 46,24%, przy 88.7% za usunięciem Basescu, a 11,3% przeciw. No i z takimi liczbami CBW zwróciło się Sądu Konstytucyjnego o decyzję co do ważności referendum. Zarówno bowiem Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, jak i Premier zaskarżyli od razu te wyniki, kwestionując liczbę uprawnionych do głosowania i twierdząc, że ta liczba jest zawyżona i to nawet aż o prawie 2 miliony!
Przez dwie doby deliberował biedny Sąd Konstytucyjny nad tymi liczbami i w czwartek, 2 sierpnia, ok. godziny 16. ogłosił salomonowy wyrok: wyroku wydać nie może, natomiast daje rządowi i komisjom wyborczym czas do 12 września, na ustalenie, jaka naprawdę powinna być liczba uprawnionych do głosowania! W ten sposób ostry kryzys konstytucyjny w Rumunii został przedłużony o dalsze półtora miesiąca, prezydent pozostaje w zawieszeniu, obowiązki głowy państwa sprawuje tymczasowo marszałek Senatu Crin Antonescu, któremu już wcześniej ambasadorowie zaprzyjaźnionych państw zapowiedzieli, że nie może podejmować żadnych wiążących decyzji, jakie przysługują prezydentowi. Np. zapowiedziano mu, że nie może zastosować prawa łaski w stosunku do b. premiera Nastasi, skazanego na dwa lata więzienia, ani powoływać urzędników, którym upływają terminy konstytucyjne ich kadencji, np. prokuratora generalnego.
Zawieszony prezydent ogłosił się zwycięzcą, referendum uznał za zamach stanu, premiera i rząd za oszustów i złodziei, a parlament obsadzony przez kryminalistów i że tylko on jest w stanie zaprowadzić w kraju porządek.
Premier natomiast oświadczył, że Basescu został przez naród wyeliminowany z polityki, że politycznie już nie istnieje i żyje własnym życiem. Prawdopodobnie zachowa Pałac Prezydencki i wszystkie swoje wille i posiadłości, ale w opinii publicznej jest już nikim i jego rząd nie będzie już prowadził z nim żadnej polityki.
A jakie z tego wszystkiego nauki?
Parlament Rumuński i rząd Victora Ponty postawili przez narodami Unii Europejskiej przynajmniej dwa fundamentalne pytania:
Pierwsze pytanieo ordynację wyborczą: czy jakiś kraj Unii Europejskiej, poza Wielką Brytanią, może mieć ordynację wyborczą do parlamentu taką, jaką mają u siebie Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy, Hindusi? 22 maja taką właśnie ordynację uchwalił Parlament Rumuński, a ta ordynacja została uznana, za sprzeczną z Konstytucją i zasadami demokracji, a potwierdzili takie stanowisko, w swoich wypowiedziach ambasadorowie Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i nawet cała Komisja Europejska! Rząd rumuński oficjalnie wystąpił z takim pytaniem do Komisji Weneckiej przy Radzie Europy, która ma kłopot, jak na nie odpowiedzieć.
Drugie fundamentalne pytanie, to pytanie, czy w Unii Europejskiej, dla ważności referendum konieczne jest jakieś quorum? Jak bowiem pamiętamy w referendum brytyjskim z maja 2011 żadnego quorum nie było, o żadnym quorum nigdy nie słyszeli Szwajcarzy, więc jak to jest, że w Rumunii musi być quorum? To pytanie też zostało oficjalnie postawione Komisji Weneckiej.
I wreszcie: co to jest QUORUM? Jak i od czego policzyć te 50% +1?
Dochodzą też i inne, nie tak znowu błahe pytania: czy Głowa Państwa ma prawo wzywać do bojkotu referendum, jakie to państwo organizuje? Czy w cywilizowanych krajach premierzy innych państw mają prawo wzywać, tak jak zrobił to Orban, obywateli innych krajów do bojkotowania referendum?
Pytania te mają zasadnicze znaczenie dla nas, Polaków. Opinia publiczna nie jest informowana o wydarzeniach w Rumunii, a jeśli jakieś szczątkowe informacje się pojawiają są one jak częściowo nieświeże jajko. Jest zresztą faktem, że Polacy Rumunią się nie interesują, to jakiś dla nas egzotyczny kraj, ale nie pociągający tak jak np. Peru czy Ekwador. Może nie słusznie.