To miejsce przy stole, raz do roku jeżeli tak uzna przewodniczący, będzie nas kosztowało nie tylko duże pieniądze ale przede wszystkim brak możliwości rozwojowych na przyszłość. Ale czy Tusk i jego ekipa to rozumieją?
1. Im bliżej do unijnego szczytu w Brukseli 30 stycznia tym więcej informacji jak posługując się terminologią Premiera Tuska walczy on o znalezienie się przy stole, a nie w karcie dań. Co dziwniejsze walczy ciągle o to co jak przedstawiał w Sejmie w zasadzie załatwił na szczycie w Brukseli w dniach 8-9 grudnia poprzedniego roku.
Po hołdzie berlińskim ministra Sikorskiego wydawało się, że Niemcy dadzą nam to miejsce przy stole, niejako na tacy. Skoro powiedzieliśmy głośno to do czego oni dążą po cichu, że mają prawo, a nawet obowiązek być hegemonem w UE, trudno się było spodziewać, że mogą być aż takimi niewdzięcznikami.
Ale okazuje się, że Francuzi nie chcą ciągle przy stole kogokolwiek, kto nie posługuje się walutą euro, Niemcy muszą się z nimi liczyć, więc Premier Tusk poleciał szukać dla swojego pomysłu, poparcia w Rzymie.
W każdym razie zapewnienie, wcześniej już ponoć załatwionego miejsca przy stole, idzie jak po przysłowiowej grudzie.
2. W ostatni piątek pojawiła się w życzliwych Tuskowi mediach informacja wręcz o przełomie w tej sprawie. W projekcie porozumienia międzyrządowego umieszczono zapis, „że kraje spoza strefy euro będą mogły być zapraszane na posiedzenia przez przewodniczącego szczytów euro przynajmniej raz w roku jeżeli uzna on to za stosowne”.
Rzeczywiście „raz do roku” i „jeżeli przewodniczący uzna to za stosowne” to musi być przełom, za który warto zapłacić każą cenę.
Tę cenę zresztą Angela Merkel już określiła, przyjęcie reguły wydatkowej czyli coroczny deficyt strukturalny nie wyższy niż 0,5% nominalnego PKB (w naszym przypadku to nie więcej niż 7,5 mld zł) i automatyczna kara za jego nieprzestrzeganie w wysokości 0,1% PKB (w naszym przypadku 1,5 mld zł).
Francuzi także dorzucili swój zapis, że pakt fiskalny ma wzmocnić nie tylko dyscyplinę budżetową ale także zarządzanie gospodarcze i koordynacje polityk gospodarczych krajów, które go ratyfikują. A stąd już tylko krok do ujednolicenia obciążeń podatkowych w szczególności w zakresie podatku dochodowego od osób prawnych. Niemcy i Francuzi dążą do tego ujednolicenia już od 2004 roku kiedy do UE zostało przyjętych 10 nowych państw członkowskich.
Konieczne jest także zrzucenie się krajów które podpiszą pakt fiskalny na 200 mld euro pożyczki dla MFW. Na Polskę przypada ponad 6 mld euro i według informacji prasowych zarząd NBP podjął już wstępną decyzję o udzielenie tej pożyczki.
3. Jest jeszcze jeden wątek związany z paktem fiskalnym. Decydenci zdają się nie rozumieć jakie skutki będzie oznaczało przyjęcie wspólnej polityki fiskalnej dla naszego przyszłego rozwoju.
Rachunkowość budżetowa i ta unijna i ta nasza zawiera rozwiązanie, które jest szczególnie niekorzystne dla krajów na dorobku takich jak Polska, z zapóźnioną infrastrukturą techniczną, ochrony środowiska ,telekomunikacji, informatyczną, wreszcie edukacyjną i naukową.
Otóż w budżecie wydatki tak zwane bieżące jak i te rozwojowe kwalifikuje się jednakowo, jako wydatki powodujące deficyt, gdy brakuje dochodów budżetowych na ich pokrycie.
Inaczej jest w przedsiębiorstwach jeżeli pojawia się dobry pomysł inwestycyjny, są pracownicy i jest zidentyfikowany popyt na przyszłe dobra i usługi, które będą dzięki tej inwestycji wytwarzane, przedsiębiorstwo bierze kredyt i nikt go nie rozlicza z wielkości kredytu tylko z przyszłych wyników finansowych pochodzących z tej inwestycji.
Przy naszym poziomie rozwoju gospodarczego aby w budżecie pojawiły się wydatki o charakterze rozwojowym nie powodujące deficytu (albo deficyt tylko do wysokości 0,5% PKB), musimy albo prawie nie mieć wydatków na cele społeczne albo też podwyższać podatki.
Głębokie cięcia wydatków socjalnych przy takim poziomie biedy w Polsce, nie są możliwe. Podwyżki podatków i składek będą zarzynały naszą gospodarkę. Pozostaje tylko pożyczanie na cele rozwojowe albo zapaść infrastrukturalna w każdej dziedzinie życia.
Wspólna polityka fiskalna to uniemożliwi. Nawet takie obecne łamańce jak stworzenie Krajowe Funduszu Drogowego, który pożycza na budowę dróg emitując obligacje nie będzie możliwe. KFD nie zaliczamy do sektora finansów publicznych więc wynoszącego już 30 mld zł jego długu, nie zaliczamy ani do deficytu sektora finansów publicznych, ani długu publicznego.
4. Reasumując to miejsce przy stole, raz do roku jeżeli tak uzna przewodniczący, będzie nas kosztowało nie tylko duże pieniądze ale przede wszystkim brak możliwości rozwojowych na przyszłość.
Ale czy Tusk i jego ekipa to rozumieją? Śmiem wątpić, bo wyraźnie widać że nie ma ceny, której nie byli by gotowi zapłacić, żeby się to tego stołu dopchnąć. Być może zakładają, że jak przyjdzie ponosić zasadniczą część kosztów, to oni wtedy już nie będą odpowiadać za rządzenie w Polsce.