Idź na Ruska albo kula w łeb
22/05/2011
442 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
Do drugiego, żeby przekaz dla widza był jasny i wyraźny, który pozostał w okopach (zagapił się, wystraszył-po prostu przeżycia bardzo młodego człowieka na swej pierwszej wojnie), powtarza te same słowa.
Wczoraj, w trakcie popołudniowej sjesty i w oczekiwaniu na spotkanie z kolegą przy znakomitym regionalnym piwie, włączyłem tv i obejrzałem przedostatni odcinek polskiego serialu „Wojna i miłość” (reż. Maciej Migas). Opowiada on o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. w sposób, jak się wczoraj przekonałem bardzo poprawny politycznie i w duchu PełOwego pojednania z Rosją. Wbrew oczywistym faktom, które skoro nie pasują do lansowanej obecnie polityki, to trzeba je zmienić.
Patrzę i oczom nie wierzę. Scena ataku na bolszewików. Młodzi Polacy, niespełna 17 letni, dopiero co wcieleni do wojska i widzący okropności wojny. Wypierani przez przeważające siły bolszewii, wycofują się do swych okopów i do jednego z nich zwraca się polski oficer z wymierzonym w jego głowę pistoletem, że za dezercję grozi kula w łeb. Do drugiego, żeby przekaz dla widza był jasny i wyraźny, który pozostał w okopach (zagapił się, wystraszył-przeżycia bardzo młodego człowieka), powtarza te same słowa.
Bynajmniej dotychczas wiedziałem, że to bolszewicy stosowali takie metody, szczególnie podczas II wojny światowej. A tu proszę, polski film, polscy aktorzy i przesłanie do rodaków, że i my byliśmy tacy sami.
I na dokładkę scena, w której jeden z najbardziej morderczych i wiernych socjalizmowi bolszewików, kiedy to jego towarzysze palą, plądrują polskie miasto i gwałcą Polki, zaczyna mieć wątpliwości, czy aby dobrze się dzieje. Ta jego twarz-pełna bólu (wiem-poprawniej będzie bulu), rozterki i współczucia. Dobroć bolszewika wyrażona obrazem. A mnie ojce uczyły, że dobry bolszewik to martwy bolszewik.
Myśląc o reżyserze, scenarzyście, aktorach itd. imaginuję sobie jakie to jest po prostu przerażające, potworne. Jak można się tak skundlić, byle tylko trzymać z linią partii.