Jakiś czas nie zaglądałem na „3Obieg”, ale dziś zajrzałem i zauważyłem, że i tu powtarza się merdialne głupoty o sfałszowaniu wyborów. Umówmy się. Jeśli nawet faktycznie zdarzały się fałszerstwa, to za obopólną zgodą obu stron „konfliktu”!
Hasło “sfałszowane wybory” to nic innego jak dalsze bicie piany przez obie strony i podtrzymywanie pseudo konfliktu między nimi, żeby Lemingi myślały, że to tak na serio. “Smoleńsk” się już z czasem zużył, więc trzeba wymyślać nowe “atrakcje” dla Lemingów, żeby miały się czym (jak również merdia) karmić. Trzeba sobie powiedzieć jasno:
Wbrew pozorom, wybory obecnie bardzo trudno jest sfałszować.
Wybory na masową skalę można sfałszować jedynie na szczeblu lokalnych komisji wyborczych, a jest to praktycznie niewykonalne i wie o tym każdy, kto choć raz był w komisji wyborczej.
Na ogół do komisji wyborczych delegowani są przedstawiciele zainteresowanych partii (ewentualnie mężowie zaufania gdy miejsc zabraknie) i są to na ogół „wierzący”, w miarę uczciwi idealiści nieraz wrogo nastawieni do siebie na wzajem, których nie można poinstruować, że oto właśnie, „wicie, rozumicie”, „dogadaliśmy się”, i że mają jakieś tam głosy jednej (czy dwóch) partii wspólnie sfałszować. Takie instrukcje dla niektórych członków komisji kolportowane na masową skalę zaraz by wypłynęły na wierzch i spowodowały kompromitację (ktoś by coś na przykład skopiował, czy nagrał). A tylko w ten sposób można by zrobić fałszerstwo na masową skalę. W komisji jedni drugim patrzą na ręce wierząc, że te wybory, to tak na prawdę. Nie wykluczam poszczególnych indywidualnych przypadków zmowy, ale są to sytuacje marginalne, bez żadnego wpływu na sumaryczny wynik wyborczy. I wiedzą o tym dobrze wszyscy, którzy bliżej z wyborami się zetknęli.
Z kolei fałszerstwo na wyższym szczeblu można łatwo wykryć jeśli się zsumuje głosy z poszczególnych komisji (jeśli tylko ktoś chce to zrobić) i nie trzeba do tego jakichś ruskich serwerów, super komputerów, sztabów sędziów i tabunów dobrze opłacanych informatyków. Wystarczy poleasingowy komputer za kilkaset złotych z darmowym arkuszem kalkulacyjnym i trochę aktywnych członków partii i sympatyków.
Taki system weryfikacji mieliśmy w Krakowie gdy jeszcze należałem do UPR. I bardzo dobrze się sprawdzał. I to w partii, która nigdy nie przekroczyła progu wyborczego i nie miała nigdy państwowych dotacji (jak partie parlamentarne) a pomimo to potrafiła zmobilizować swoich członków į sympatyków do działań, za które nie dość, że nie dostawali żadnych wynagrodzeń, to jeszcze do tego dopłacali własne pieniądze i udostępniali własny sprzęt.
Dla mnie jest to żenujące, że przywódca partii “opozycyjnej”, prezes Kaczyński udaje, że jest głupszy od średnio rozgarniętego Polaka. Czy PiSu nie stać na kilkanaście komputerów w dużych miastach i jeden komputer centralny z arkuszem kalkulacyjnym, na którym by zsumowano wyniki wyborcze ze wszystkich lokalnych komisji i to wcześniej niż zrobiłaby to PKW i jej superkomputery? Jasne, że stać. Czy nie stać aby każdy członek komisji wyborczej z PiS-u, albo oddelegowany mąż zaufania odpisał dane z wywieszonego protokołu i przekazał do punktu sumowania wyników? Oczywiście że stać! To dlaczego dotąd PiS tego nie robił i teraz też nie zrobił?
Bo nie mógłby krzyczeć o sfałszowaniu wyborów i maszerować kanalizując w pewnym stopniu oburzenie ludzi!
Jak słusznie zauważył jeden z komentatorów „Romanwers” ten cały marsz był:
„.. w obronie tego systemu władzy, jego inicjatywą była “OBRONA” zarówno systemu, jak rządu i nawet kłamliwych mediów – to było w jego nazwie zresztą. Utrwalanie demokracji ludowej (czy jaka ona tam jest) – czyż nie o tym w swoim przemówieniu mlaskał Pan Majdaniarz? Proszę sobie przypomnieć”
A dlaczego nie wytyka tego wszystkiego PiS-owi PO i cała POlska prasa? Bo chodzi o to, żeby piana była bita jak najdłużej. Proste? Proste!
˛
Rzeczywistym „fałszerzem” wyborów są merdia, które wbijają stale do głowy ludziom na kogo mają głosować, a kto z kolei w danej chwili jest be. I robią to tak skutecznie, że trafiają zarówno do ludzi wykształconych, przestępców jak i do „roślinek”. Mogłem się o tym przekonać będąc członkiem komisji w tzw. obwodach zamkniętych, jak domy opieki, więzienia i szkoły specjalne. Wszędzie wyniki nie odbiegały wiele od średniej krajowej. Mała ciekawostka: Będąc podczas którychś tam wyborów do Sejmu członkiem komisji w Wyższym Seminarium Duchownym, gdzie głosowali wyłącznie studenci i profesorowie tej uczelni byłem świadkiem jak wybory w tym seminarium wygrało SLD, przy czym wynik nie różnił się zasadniczo od końcowego wyniku ogólnokrajowego. Klerycy i księża poddani powszechnej merdialnej propagandzie, też wtedy zagłosowali na swoich wrogów, marksistów!
Obecnie około 50% Polaków zrozumiało, że wybory są bez sensu, a w dodatku i tak nic nie zmienią, więc przestało na nie chodzić.
Jakaś część (może 30%) jeszcze wierzy i chodzi nadal na wybory. Z kolei jakieś 20% chodzi z przyzwyczajenia i ze strachu, że im zabiorą emeryturę, wyrzucą z pracy lub nie dadzą podwyżki jak za “komuny”. Ci ostatni, ponieważ często są do tego jeszcze sfrustrowani, to z wyborów na wybory oddają coraz więcej głosów nieważnych, albo głosują na mniejsze znane z merdiów partie (jak ostatnio na PSL), bo mają dość wiecznie kłócących się ze sobą PO, PiS i SLD.
A słabsze wyniki KNP i RN ktoś zapyta?
To również proste. Odgłosy o jakimś wewnętrznym rozpadzie w KNP, które nagłośniły merdia szybko przełożyły się na spadek poparcia. W końcu sympatycy KNP nie są jakimiś szczególnymi, niczego nierozumiejącymi idiotami, za których niektórzy chcieli by ich uważać. A RN? Jeszcze nie okrzepł i nie ma wyraźnych przywódców. W dodatku wymiana kierownictwa w wyniku „afery listowej”, też raczej ujęła poparcia RN, niż przysporzyła.
Ot i cała “tajemnica” “sfałszowanych” wyników ostatnich wyborów.
Na koniec przypomniało mi się, jak moja św. pamięci mama ku mojemu dziecięcemu zdziwieniu wkładała do koperty kupony “Lajkonika” i zamiast kart wyborczych wrzucała do urny. To było dopiero fałszerstwo! Nie wiem jak postępowali w tamtych czasach inni, ale wyniki zawsze wychodziły wtedy na 99,99%, a nie raz i na 102%!
Dla wyjaśnienia: “Lajkonik” to była lokalna gra liczbowa (w innych miastach miała inne nazwy) – taki rodzaj późniejszego ogólnokrajowego ToTo Lotka.
Żurek Janusz
Z urodzenia (1949) optymista, z wykształcenia inżynier elektryk (AGH), z zawodu elektronik, z poglądów liberalny (wolnościowy) konserwatysta.