Humoreski na żołdzie neoGoebbelsa – jak w Niemczech robi się karierę na antypolonizmie
13/03/2011
416 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
W Niemczech można zrobić karierę na powielaniu antypolskich stereotypów w komicznej formie o niesmacznym charakterze. Okazuje się, że już od kilku lat na scenach niemieckich miast pojawia się człowiek ubrany w czerwoną koszulkę z białym orłem na piersiach oraz obwisłych spodniach od dresu, celowo mówi nieskładnie po niemiecku, z polską wymową. Nosi artystyczne nazwisko Marek Fis i udaje człowieka na wiecznym kacu oraz najniższym poziomie intelektualnym. Oto postać stworzona przez niemieckiego komika, o polskim pochodzeniu, (jego nazwisko pomijamy na razie zażenowanym milczeniem), który tworzy dla Niemców stereotyp statystycznego Polaka, czyli także Ciebie Czytelniku. Jak twierdzi Marek Fis, Polska to dla Niemców wciąż egzotyczny kraj (sic! – czyżby młodzi Niemcy nie pamiętali już wielkiej fali emigracji do Polski w 39 […]
W Niemczech można zrobić karierę na powielaniu antypolskich stereotypów w komicznej formie o niesmacznym charakterze. Okazuje się, że już od kilku lat na scenach niemieckich miast pojawia się człowiek ubrany w czerwoną koszulkę z białym orłem na piersiach oraz obwisłych spodniach od dresu, celowo mówi nieskładnie po niemiecku, z polską wymową. Nosi artystyczne nazwisko Marek Fis i udaje człowieka na wiecznym kacu oraz najniższym poziomie intelektualnym.
Oto postać stworzona przez niemieckiego komika, o polskim pochodzeniu, (jego nazwisko pomijamy na razie zażenowanym milczeniem), który tworzy dla Niemców stereotyp statystycznego Polaka, czyli także Ciebie Czytelniku.
Jak twierdzi Marek Fis, Polska to dla Niemców wciąż egzotyczny kraj (sic! – czyżby młodzi Niemcy nie pamiętali już wielkiej fali emigracji do Polski w 39 roku?). W ramach „artystycznej kreacji” stworzył swoich dwóch polskich braci o wdzięcznych imionach Świnia i Osioł, a w jednym ze swoich skeczów nadał swojemu wymyślonemu synowi imię „Kur.. Andrzej”. Słowo na „k” powtarza się w jego skeczach zresztą często, możemy sobie więc wyobrazić ich nędzny poziom. Zdarza się też przedstawiać owemu „komikowi” jako „pierwszy polski komik od czasu ostatniej wizyty Jana Pawła II” w Niemczech. Dziwi się przy tym, że jego „dowcipy” są odbierane w Polsce negatywnie, ponieważ stara się być „ambasadorem Polski, który chce jednoczyć narody (sic!)”
Oczywiście w swoim programie „artystycznym” komik nie porusza żadnych drażliwych czy niewygodnych kwestii dla Niemców. Jest więc jednostronny i pokazuje, że każdy z nas, Polaków jest prostakiem, pijakiem, katolikiem (to śmieszne naturalnie!), dresiarzem i mówi wciąż „k…”.
Kariera, którą robi, jest zapewne związana z podatnym gruntem, czyli rynkowym zapotrzebowaniem. Smutna to prawda, ale ofiar się nie lubi. Ofiary się dehumanizujeWyobraźmy sobie, że w Polsce podobny komik parodiuje tak Niemców (stereotyp nazisty, obozy, gwałty, grabieże itd.). Czy przeszłoby to naszym kraju? Otóż nie. Nie tylko z tego powodu, że „dorabia to gębę Niemcom”, ale przede wszystkim nie byłoby to śmieszne, bo my dobrze wiemy, jak naprawdę wyglądały tamte czasy.
Tymczasem na widowni w Niemczech siedzą potomkowie polakobójców, a nierzadko także pewnie neonaziści czy starzy weterani Drang nach Osten i śmieją się z untermenchen. A współczesny Goebbels zaciera ręce i hojnie wynagradza za to, że ktoś publicznie zarysowuje wyraźnie granicę pomiędzy rasą panów a robactwem ze Wschodu.
Marek Fis mówi przy tym, że swoją (ob)sceniczną działalnością próbuje łamać antypolskie stereotypy! Czy to jest ten paradygmat równości, szacunku i zrozumienia, który pojawia się na ustach polityków?
Do sprawy powrócimy. Proponujemy wysyłać listy do tego "komika", z wiadomą treścią. Na jego stronie internetowej jest mnóstwo antypolskich komentarzy w podpisach (adresu nie podajemy, żeby nie promować antypolonizmu). Nikt nie reaguje. Śmieszne, prawda?
Wojciech Oleszczak, bo tak się nazywa, bierze za to kasę, za to, że Niemcy uważajją Was za gorszych ludzi (podludzi?).
Więcej (oraz zdjęcie z ) w Rzeczpospolitej