Humor nie popłaca. Zapewne także w życiu prywatnym, bo zawsze istnieje ryzyko, że palniemy jakieś głupstwo i atmosfera się zwarzy.
Choć z drugiej strony – istnieje teoria, że jak jesteśmy w stanie utrzymać kobietę przez dwie godziny w stanie stałego roześmiania, to jest prawie pewne, że ją zaciągniemy do łóżka). Ale humor przede wszystkim nie popłaca w życiu politycznym.
Politycy to jedni z najbardziej dowcipnych ludzi, jakich poznałem. Ale raczej na offie, niż przed kamerami. Przed wejściem do studia tryskają dowcipami i skojarzeniami, od których można pęknąć, ale po wejściu na antenę stają się poważni i stateczni. Zastanawiałem się przez jakiś czas dlaczego tak się dzieje. I teraz już wiem – bo humor jest niebezpieczny.
Doświadczyli tego politycy ze wszystkich obozów politycznych – Leszek Miller żartujący, że jak SLD zarządzi, to na wierzbach będą rosły gruszki; Jarosław Kaczyński deklarujący, że w nim jest samo dobro, Aleksander Kwaśniewski powstrzymujący Sabę i Ludwika Dorna od pójścia złą drogą itp. I zazwyczaj tego typu żarty kończą się niedobrze. Dlaczego? Bo polityczni przeciwnicy udają w takich momentach, że nie rozumieją żartu, lub oburzają się na jego jakość. Ostatnio przydarzyło się to Janowi Hartmanowi, który na twitterze zażądał od Donalda Tuska zrobienia czegokolwiek, na przykład rozdania ludziom lodów, by tylko odwrócić negatywne tendencje sondażowe dla PO. Opatrzył zresztą ten apel popularnym słówkiem zaczynającym się na „k”, a kończącym się na „a”. Wywołało to falę oburzenia, a ja znalazłem w tym wiele autoironii i dowcipu. Co więcej, przecież ów apel dyskredytuje tak naprawdę nie samego profesora (do którego mi daleko ideowo), ale Tuska, który przyzwyczaił nas do tego, że tylko obiecuje. Albo jeszcze gorzej – ten krótki twitt nabija się w rzeczywistości z samych wyborców PO, którym – jak sugeruje autor – wystarczy obiecać cokolwiek, na przykład lody, by znowu głosowali na Platformę Nieobywatelską. Tak czy inaczej, wpis był dość dowcipny, ale na autora posypały się gromy, jakby ogłosił, że jest pedofilem.
Osobiście doświadczyłem tego wielokrotnie – jakiś żart brany jest śmiertelnie poważnie i poważnie rozpatrywany. Ostatnio takim sucharowym poczuciem humoru wykazało się wobec mnie dwoje funkcjonariuszy „Gazety Wyborczej”, którzy zaczęli wywiad z profesorem Glińskim pytaniem, czy nie boi się, że „skończy jak Marek Migalski, który w ostatniej kampanii rozmawiał z kotami?”. Było to nawiązanie do spotu PJN, w którym wystąpiłem z moimi dwiema kotkami i za ich pomocą przedstawiałem nasz program pomocy rodzinom poprzez przekazanie im po 400 złotych na dziecko. Filmik jest dostępny na tej stronie
http://www.pjnmovie.pl/
Na nakręcenie 18 filmików miałem 15 tysięcy złotych. Zapytajcie się speców z PO lub z PiS, co zrobiliby z 15 tysiącami – nawet by się nie schylili po taką kasę. Ich produkcje, finansowane z Państwa kieszeni, kosztują setki tysięcy. Ponadto, wiedzą oni, że będą Was katować nimi w płatnym czasie antenowym. A ja nie miałem kasy i wiedziałem, iż żeby ten filmiki ktoś zobaczył, to muszą być zabawne i pomysłowe. Tak żeby ludzie sobie je przesyłali, bo nie stać nas było na puszczanie ich w czasie płatnym. I tak się stało – te krótkie filmiki były hitem w czasie kampanii, a jednocześnie prezentowały nasz program.
Ale dla funkcjonariuszy z GW to jest „skończenie jak Migalski”. Płynie z tego tylko jeden wniosek – nie wolno żartować, bo media i polityka nie wybaczają żartu i udają że go nie rozumieją. Tylko, że ja nie mam zamiaru dostosowywać się do tej reguły – trudno, najwyżej nie będę premierem lub prezydentem kraju, ale nie mam zamiaru być bardziej głupi, niż jestem. Nie mam zamiaru się ograniczać w swojej wolności i ekspresji tylko dlatego, że komuś się to może nie spodobać. Mam zamiar nadal żartować w polityce, stosować dowcip, bo bez tego cała ta nasza polityka byłaby nie do wytrzymania. I nadal będę śmiał się z żartów innych polityków – bo to czyni ich ludzkimi i odziera trochę z tego patosu, którym się przykrywają, żeby ukryć swoją pustotę. Ceńcie sobie polityków zdolnych do żartów. Zwłaszcza do żartów z samych siebie.