Z bajek i powiastek mało polskich a z pamięci pogubionych…
HRADCZAŃSKI PUSZCZYK
Zmierzch zapadł nad wawelskim wzgórzem. Wyleniały puszczyk otrzepał pióra z popiołu, który położył na kolana zadufany w sobie pępek starego świata.
-Obłuda… wyszeptał w stronę niedoszłych żałobników.
-Obłuda i małość… układy, układy, układy…
Wzbił się do góry i zaczął krążyć w zadumie. Sowy dobrze widzą o zmierzchu a z góry serca narodów widać wyraźniej. Zza grubych okularów gorzka myśl kołatała coraz intensywniej:
„Czemu ta epoka skradła tamtemu tysiącleciu nieswoje dziesięć lat? Dlaczego właśnie tam…? Czyżby to co miało nadejść było zwielokrotnieniem starych spraw z gołębim uśmiechem na ustach?”
Coś się zmieniało w napływającym powietrzu, jakaś iskra mignęła na południu od strony Przełęczy Krzyżowej -ktoś jednak przybył… Jedna jaskółka wiosny nie czyni, chyba że ta jaskółka przylatuje z kraju św. Jerzego… tam te ptaki przynoszą wieści o braciach co poszli na wojnę … poszli… i sami już z niej nie powrócą…
***
-Czas wracać do siebie… sojusznicy psia ich mać… wybrali spokój… który to już raz…
Czy tylko to po nas pozostanie…?
Czas wracać do siebie stary wyleniały prezydencie…
***
Polak, Wegier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki (weg. Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát). Boze chron Wegry i Rzeczpospolita.