Dlaczego tak się dzieje, czy musi tak być i co to ma do Polski?
Jako sie rzekło, przeszedłem się się ze starszą córką, a najstarszym dzieckiem, do Santiago de Compostela. Innymi słowy, pielgrzymowałem wraz z setkami (a w sumie każdego roku dziesiątkami tysięcy) Hiszpanów, Niemców, Francuzów etc. do grobu św. Jakuba leżącego pod ołtarzem katedry w stolicy hiszpańskiej Galicji.
Nim wyjechałem, napisałem kilka słów o przypadku hiszpańskim, a jak się okazało szerzej i zapewne bardziej kompetentnie pisał o tym także w tym samym czasie Ryszard Opara. Nie wszyscy dawali mu wiarę, iż nie tylko nie jest dobrze, ale i u nas może być podobnie…
A jak jest? Ślad miasteczka namiotowego na jednym głónych placów Madrytu (Puerto del Sol) straszy do dzisiaj, a identyczne miasteczka rozkwitły szerzej, także na placu Obradeiro pod katedrą w Santiago. Plakaty i transparentny mają ewidentnie ostrze antyrynkowe i jednocześnie antyelitarne. Stąd są jednocześnie antyliberalne i antykonserwatywne. Ani kapitalizm, ani Kościół nie jest bohaterem młodych Hiszpanów. Antyglobaliści, ekolodzy i transwestyci dobrze odnajdują się w nowej wspólnocie, co widać gołym okiem i na przykładach.
Liczba nieruchomości do sprzedania przekracza wszelką zdolność zakupową. Tabliczki "se vende" (na sprzedaż) wiszą na wielu, wielu nieruchomościach w stolicy i w szczególności na prowincji. Widać sprzedających, nie widać kupców.
Obraz wsi galicyjskiej (północno-zachodnia Hiszpania) każe pozbyć się kompleksów mieszkańcom najdalszego Podlasia. W końcu na polskiej wsi niekoniecznie jest tak, iż co drugie zabudowanie to opustoszałe, kamienne domostwo albo rozwalająca się zabudowa gospodarcza. Higiena także nie jest najmocniejszą stroną chłopów galicyjskich, zaś park maszynowy skrzeczy i furczy…
Bezrobotnych łatwo zauważyć. Kupują wino w kartonie z najniższej półki supermarketu za 0,56 euro (jak wiemy, ca 2 zł, czyli jednak taniej niż Czar PGR…). Jedyne, co kwitnie na trasie Camino de Santiago, to przemysł pielgrzymi. Barki, restauracyjki, schroniska prosperują i z reguły dobrze wyglądają. To jednak nisza, miła memu sercu oraz doprawdy pozyteczna, ale jednak nisza. Parafianie w wiosce Furelos wrzucali na tacę monety o mniejszych nominałach niż dziesięciozłotówki, które dzisiaj przeważały w podwilanowskim Powsinie.
Co nieco pozostałości po pomocy unijnej. Co udało się wyssać z Uniii, to na jakieś tam inwestycje poszło. Jednak to se ne vrati…
Dlaczego tak się dzieje, czy musi tak być i co to ma do Polski? O tym zapewne następnym razem.
"absolwent polonistyki i filozofii KUL, posel na Sejm w latach 2001-07, przewodniczacy Komisji Gospodarki oraz tzw. bankowej komisji sledczej, obecnie przedsiebiorca i menedzer oraz wspólzalozyciel Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek"