Humanizm jak pamiętamy narodził się we Włoszech. Kim jest więc pierwszy humanista (nie mylić z pierwszym humanoidem). Otóż pierwszy humanista jest biednym Włochem
Humanizm jak pamiętamy narodził się we Włoszech. Kim jest więc pierwszy humanista (nie mylić z pierwszym humanoidem). Otóż pierwszy humanista jest biednym Włochem, który chodzi co rano za pługiem i denerwuje go, że jego rodzony brat ma ziemię w dolinie, przez co nie musi wyorywać co minutę kamienia z gleby. Humanista idąc za pługiem mocno się frustruje. Jego frustracja narasta, chodzi do kościoła i tam patrzy w smutne twarze świętych, ale nie znajduje w tym ukojenia. Myśli o wieczności, albowiem jego humanizm nie został jeszcze w pełni ukształtowany. Pewnego dnia wpada na pomysł. Genialny pomysł. Jedzie do Florencji, do słynnego domu bankowe Tolomei i bierze długoterminowy kredyt na wojnę z bratem o ziemię. Od razu wszystko się zmienia. Nasz humanista przestaje myśleć o wieczności, a zaczyna myśleć o przyszłości. Nic dziwnego musi spłacać raty, a stary Tolomei znany jest z tego, że nie żartuje. Ma jednak pieniądze, może zbudować dom i dokupić trochę ziemi, a także spuścić łomot bratu. Schodzi ze sługami w dolinę i rozpoczyna wojnę. Coś mu to jednak nie idzie. W tak zwanym międzyczasie bowiem jego brat, dowiedziawszy się wszystkiego, również pożyczył pieniądze od Tolomeich i czeka nań z uzbrojonymi drabami. Zaczyna się masakra, trupy, kalecy, najemnicy z Anglii (ach ta Anglia) takie tam, zwykłe ludzkie sprawy, w końcu człowiek jest najważniejszy, wszyscy jesteśmy humanistami (nie mylić z humanoidami). W czasie kiedy tamci się piorą stary Tolomei liczy dywidendy i pilnuje czy raty są równo płacone.
Pewnego dnia przychodzi doń możny pan. – Popatrz bracie – mówi możny pan – jak się to tałatajstwo rozzuchwaliło. Domy se budują, wojnę toczą, ziemię dokupują. Kto to słyszał? Ciekawe skąd mają pieniądze?
Ja nie wiem – zgodnie z prawdą odpowiada Tolomei
Możny pan kiwa głową. – Jakbyś mi pożyczył parę złotych – mówi możny pan – zrobiłbym z tym bydłem porządek, a ten kawałek ziemi, co tak pod górkę idzie dałbym ci w dożywocie? Co ty na to?
-Tolomei ociągał się bo chciał wycyganić jeszcze dwa kawałki, ale kredytu udzielił.
Możny pan poszedł robić porządek. Szło mu nie sporo, bo kiedy tamci zobaczyli, że nadchodzi przestali tłuc się po mordach i wszyscy rzucili się na niego. Nie ma lekko. Pojawiła się potrzeba arbitrażu. – Przed nami całe życie – powiedział pojednawczo możny pan – musimy spłacać kredyty przecież, każdy ma jakieś zobowiązania, uważam jednak, że rozjemca musi być kimś poważnym, kimś naprawdę poważnym.
Poszli więc do papieża. Akurat był nim Juliusz II, wcześniej kardynał Della Rovere. Popatrzył, posłuchał, dał każdemu po razie, a jednemu nawet kopa w tyłek, żeby sobie za dużo nie wyobrażał. Opieprzył potem wszystkich, że zamiast do niego chodzą po pieniądze do Tolomeich. Zakończył zaś tym, że ich zachowania nie są godne humanisty ani nawet humanoida. – Mam tu – powiada – takiego chłopaka, zdolna bestia jak nie wiem co. Ma na imię Michał, a na drugie Anioł. – Każden jeden – tu ojciec święty wskazał po kolei palcem na stojących przed nim humanistów – wynajmnie go teraz na długoterminową robotę, a zapłaci mu pieniędzmi pożyczonymi ode mnie na uczciwy procent. -Ale wasza świątobliwość ! Próbował protestować możny pan. Zamknij ryło – zgasił go papież – bierzesz forsę i Michała, albo cię wyklnę. I możny pan zaprzestał protestów. Reszta siedziała cicho.
Michał wam wybuduje kaplice grobowe i na każdej jakiś wzorek rzuci – rzekł papież – przed nami co prawda całe życie, ale o wieczności trzeba myśleć. – I o śmierci – dodał po chwili – patrząc na nich uważnie i próbując wypadać czy któremuś nie przyszło czasem do głowy wziąć od niego kasiorę i prysnąć za Alpy. Przed nim były jednak same znane, szczere twarze włoskich humanistów, które tak dobrze znamy z obrazów i papież się uspokoił. – Gdzieżby te palanty o ucieczce myślały – roześmiał się w duchu. – Dobra humaniści – zakończył – wypieprzać mi stąd, bo zebranie z chłopakami robimy.
W chwili gdy humaniści opuszczali salę audiencyjną zaczęli do niej wchodzić kardynałowie.
Po zebraniu papież zadzwonił do starego Tolomei i powiedział mu, że potrzebuje na szybko grubszą forsę, ale ma być naprawdę na już. I musi Tolomei zrobić pewną uprzejmość dla dostojnej osoby, chodzi o to, by zejść trochę z oprocentowania. Tolomei się zgodził, bo nie miał wyjścia, co prawda przed nim całe życie, ale kto to tam wie jak będzie po śmierci i co się z nim stanie jak ten stary wariat obłoży go ekskomuniką.
I tak od kredytu do kredytu, od raty do raty, od kaplicy do kaplicy, od obrazu do obrazu, od wojny do wojny Italia zaczęła się humanizować i nasiąkać dziełami sztuki. Tolomei zaś liczył dywidendy. W tym czasie za Alpami rozciągała się ciemna i głucha barbaria. Nie było tam telefonów i każdy kto chciał sobie załatwić nisko oprocentowany kredyt musiał wsiadać na osiołka i tyrtać do banku w Italii.
Pewnego dnia, zziębnięty i mokry od śniegu zawitał do domu Tolomeich dziwny przybysz. Był odziany w habit i mówił z okropnym niemieckim akcentem. Słudzy chcieli go obić dla przykładu, ale stary ich powstrzymał. – Herr Gott – zaklął przybysz – czym dał od razu poznać, że nie ma przesadnego szacunku dla religii. Zdziwił się Tolomei, że zakonnik słów takich używa, ale milczał.
Ferfluchte Italienische Schweine – rozpoczął ze znaną wszystkim zaalpejską uprzejmością – pieniądz mnie jest potrzebny.
Tolomei zdziwił się jeszcze bardziej. Po co zakonnikowi pieniądz? Nie pytał jednak o nic, bo przybysz coś na ucho mu szeptać zaczął. Kiedy zaś skończył Tolomei kazał przynosić worki z pieniędzmi i troczyć je na osiołka. Przybysz wyjechał. Minęło trochę czasu. Przyszła pora płacenia, a forsy nie widać.
Jakżesz się ten gość nazywał – usiłował sobie przypomnieć Tolomei – ach – wykrzyknął – już wiem – Luter. Martin Luter. Po czym szybciutko uzbroił sługi, wsadził na osiołki i wysłał do miasta Wittemberga, żeby zrobili z tym Lutrem porządek i przywieźli kasiorkę.
Minął miesiąc, minął drugi. Cisza. W końcu powrócił jeden ze sług. Obity i posiniaczony. – Panie rzekł – ten Luter za Alpami wojnę z papieżem robi, na kredytach jedzie. – Naszych? – zapytał przeczuwający najgorsze Tolomei? – Nie panie, nie naszych. – To na czyich – denerwował się Tolomei.
Sługa milczał. W końcu rzekł – straszne rzeczy tam się dzieją, jak się dowiedzieli po co przyjechaliśmy, spuścili nam łomot, zabrali wszystko i rozpędzili na cztery wiatry. – Kto? – spytał jeszcze raz Tolomei. – Ludzie tego gościa co kredytu Lutrowi udzielił. – Jak on się nazywa – Tolomei aż się trząsł. Sługa nachylił się do pańskiego ucha i coś mu szepnął. Tolomei aż otworzył usta ze zdziwienia, ale nie odezwał się już nigdy więcej w tej sprawie i zabronił komukolwiek wymawiać to nazwisko. Jak również nazwisko Lutra.
Przypominam, że moje książki można już kupić w Warszawie w księgarni Tarabuk przy ulicy Browarnej 6, a także w sklepie Foto-Mag przy Alei KEN 83 lok.U-03, tuż przy wyjściu z metra Stokłosy, naprzeciwko drogerii Rossman. Można je też kupić w księgarni "U Iwony" w Błoniu oraz w księgarniach w Milanówku po obydwu stronach torów kolejowych, a także w tymże Milanówku w galerii "U artystek". Aha i jeszcze w galerii "Dziupla" w Błoniu przy Jana Pawła II 1B czyli w budynku centrum kultury. Cały czas zaś są one dostępne na stronie www.coryllus.pl Zapraszam. Uwaga! Atrapia i Toyah dostępne są jedynie w sklepie Foto-Mag, bo tak i już. Może kiedyś będą także gdzie indziej, ale na razie ich tam nie ma. Książkę Toyaha o liściu można kupić jeszcze w Katowicach w księgarni "Wolne słowo" przy ul. 3 maja. Gdzie to jest dokładnie, pojęcia nie mam.
31 stycznia o 18.00 w szkole ogrodniczej w Błoniu odbędzie się mój wieczór autorski poświęcony opisywanej tu sprawie odwołania mojego udziału w spotkaniu w młodzieżą Zespołu Szkół nr 1 w tym mieście.
Informuję również, że 2 lutego w muzeum Kraszewskiego w Poznaniu odbędzie się także mój wieczór autorski, a ja sam będzę obecny na Poznańskich Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży odbywających się w dniach 3-5 lutego w Poznaniu. Zapraszam.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy