W ładzie współczesnych demokracji rynkowych natrafiamy na poważną lukę. Jest nią brak instytucji skutecznie przeciwdziałających patologiom elit.
Klasyczne organa, pełniące funkcje kontroli społecznej: media i sądy, bywają często bezsilne wobec potężnych i wpływowych, a czasem instytucje te stają się wręcz narzędziem w rękach elit. Aby zilustrować ów problem bliżej, warto odwołać się do pewnej tradycji teoretycznej, popularnej w Stanach Zjednoczonych, w Polsce niemal nieobecnej.
Maciej Gurtowski
Do połowy XX w. przestępcę utożsamiano z ulicznym bandziorem. Przestępców kojarzono z niskim statusem społecznym, skłonnością do przemocy, ubóstwem i zaburzeniami psychicznymi. Taki obraz utrwalało doświadczenie potoczne. Zwykli obywatele, członkowie ich rodzin i sąsiedzi, najczęściej mieli osobistą styczność z różnymi formami przestępczości ulicznej: kradzieżą czy rozbojami. W mediach w sensacyjnym tonie opisywane były szczególnie drastyczne, rozpalające ludową wyobraźnię przypadki zbrodni. Podręcznikowym przykładem rozbieżności między medialnym obrazem pracy policji kryminalnej a faktami jest deklarowane przez badanych przeświadczenie o powszechności strzelanin w codziennej pracy stróżów prawa, podczas gdy tak naprawdę przeciętny amerykański policjant oddaje w całej karierze średnio jeden strzał. Taki wizerunek przestępczości nie ograniczał się wyłącznie do doświadczenia potocznego. Również badania socjologiczne, w tym prowadzone przez tzw. szkołę chicagowską, dostarczyły wyników potwierdzających korelacje między niskim statusem społecznym a przestępczością.
Rewolucja w kryminologii
W grudniu 1939 r. Edwin Sutherland w ramach swojego prezydenckiego wystąpienia na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego wygłosił referat pt. „White Collar Crime”, czym doprowadził do rewolucji w kryminologii. Skonceptualizowany przez Sutherlanda, dotychczas niewidoczny, rodzaj przestępczości miał się cechować następującymi atrybutami. Po pierwsze, wysokim statusem społecznym sprawcy. Po drugie, brakiem przemocy fizycznej. Po trzecie, wykorzystaniem oszustwa, manipulacji, zmowy. Po czwarte, korzyścią jako celem przestępstwa, najczęściej finansową. Po piąte, grupą lub instytucją jako ofiarą. Po szóste aspektem, iż ofiara nie jest świadoma swej roli oraz nie jest zdolna się odgryźć. Po siódme faktem, że ofiary mają większy interes w sankcjonowaniu naprawczym, a nie represyjnym.
Ostatnia cecha nawiązuje do klasycznego w socjologii podziału Emila Durkheima, który wyróżnił sankcje represyjne, które występują w przypadku ukarania mordercy, oraz naprawcze, mające zastosowanie np. w przypadku oszustwa. Zabójstwo jest działaniem, którego konsekwencje są nieodwracalne, stąd sankcją właściwą są represje wobec sprawcy. Natomiast funkcją sankcji naprawczych jest zadośćuczynienie za krzywdy poprzez dążenie do przywrócenia stanu sprzed przestępstwa. W ten sposób możliwe jest odtworzenie ładu, społecznej równowagi, której obowiązywanie naruszyło przestępstwo. Ofiary przestępczości białych kołnierzyków, np. naciągnięci przez piramidę finansową, mają większy interes w odzyskaniu powierzonych oszustom pieniędzy niż w osadzeniu sprawców w więzieniu.
Sutherland podkreślał wyjątkową i nieoczywistą szkodliwość społeczną „biało-kołnierzykowej” przestępczości. Po pierwsze, straty miały charakter materialny. „Koszt finansowy przestępczości białych kołnierzyków jest prawdopodobnie kilkukrotnie wyższy niż koszt finansowy wszystkich przestępstw zwyczajowo ujmowanych jako »problem przestępczości«”.
Po drugie, niemniej ważny był związany z naprawczym wymiarem sankcji aspekt dezintegracyjny. „Straty finansowe powodowane przez przestępczość białych kołnierzyków, jak wielkie by były, są mniej istotne niż erozja więzi społecznych. Przestępstwa białych kołnierzyków nadużywają zaufania, przez co wywołują podejrzliwość, co obniża społeczne morale i wywołuje dezorganizację społeczną na wielką skalę. Inne przestępstwa wywierają względnie mniejszy wpływ na instytucje i organizację społeczną”.
Współczesne badania opracowywane np. przez Association of Certified Fraud Examiners potwierdzają intuicje Sutherlanda.
Poza zasięgiem Temidy
Amerykański badacz szczególnie mocno podkreślił problem nieskuteczności sądownictwa i organów ścigania względem przestępców w białych kołnierzykach. Z czego ona wynika? Po pierwsze, przestępstwa uliczne zwykle mają jednoznacznie negatywny charakter, najczęściej nie ma problemu ze zrozumieniem szkodliwości i naganności moralnej kradzieży czy gwałtu. W przypadku przestępstw biało-kołnierzykowych, jak np. zmowa cenowa, bywa, że ich kryminalny charakter nie jest oczywisty, często trudno odróżnić je od akceptowanej praktyki biznesowej czy politycznej. Po drugie, przestępcy o wysokim statusie społecznym zwykle są szanowanymi obywatelami, elitą społeczeństwa, stąd psychicznie trudno jest uznać ich za przestępców, zestawić ich ze zwykłymi bandziorami, od których widocznie się różnią. Po trzecie, funkcjonariusze instytucji wymiaru sprawiedliwości i przestępcy w białych kołnierzykach są członkami tej samej warstwy społecznej, mają ten sam habitus, co wywołuje mimowolne i podświadome poczucie solidarności środowiskowej. Po czwarte, przestępcy w białych kołnierzykach potrafią sprawnie działać w warunkach obowiązującego ładu instytucjonalnego, umiejętnie działać w obrębie litery prawa i na granicy prawa. W tym kontekście Sutherland stwierdza obrazowo: „Utalentowani przestępcy uliczni stają się profesjonalnymi kryminalistami. Utalentowani przestępcy w białych kołnierzykach zostają prawnikami”.
Po piąte, przestępcy o wysokim statusie społecznym zwykle mają zasoby wystarczające do tego, by nieformalnie oddziaływać na instytucje wymiaru sprawiedliwości. W grę może wchodzić tu klasyczne korumpowanie urzędnika, ale można też wykorzystać powiązania środowiskowe czy towarzyskie w celu wywarcia pożądanego nacisku albo przekazania „grzecznej prośby”. Przykładem tej ostatniej sytuacji może być telefon osoby podającej się za asystenta szefa kancelarii premiera do prezesa sądu z pytaniem, czy sprawą zajmą się „zaufane osoby”. Z tych powodów zdaniem Sutherlanda instytucje tradycyjnie walczące z przestępczością są nieskuteczne w zwalczaniu przestępczości białych kołnierzyków. I znów, późniejsze badania prowadzone w ramach programu badawczego „Yale White Collar Crime Studies” te tezy potwierdziły.
Cztery procenty sprawiedliwości
Pierwszy renesans zainteresowania problematyką przestępczości białych kołnierzyków nastąpił po aferze Watergate. Kenneth Mann, w ramach wspomnianego programu badawczego Uniwersytetu Yale, przeprowadził analizę porównawczą postępowań sądowych dotyczących przestępstw klasycznych i biało-kołnierzykowych. Mann w trybie obserwacji uczestniczącej brał udział w procesach sądowych. Spośród wielu ciekawych różnic kluczowa z nich dotyczy roli obrońcy. W sprawach poświęconych przestępczości ulicznej, jej okoliczności najczęściej są dobrze rozpoznane, kryteria dookreślone, a zadaniem adwokata jest podważenie odpowiedzialności oskarżonego, względnie udowodnienie okoliczności łagodzących. Natomiast w przypadku przestępstw białych kołnierzyków obrońca pełni rolę aktywnego brokera informacji. Rekonstrukcja stanu faktycznego jest najczęściej w tych przypadkach niepełna, zaś kryteria penalizacji czynów są w istotnym zakresie uznaniowe. Dlatego też w tych sprawach adwokat bierze czynną rolę w określeniu definicji sytuacji, jest w stanie przekonywać skład orzekający, że nie mają oni do czynienia z przestępstwem, a ze „zwykłym nieporozumieniem” lub z „normalną praktyką biznesową”.
Susan Shapiro przebadała to, jak często przestępcy w białych kołnierzykach zostają osądzeni w postępowaniach karnych. Aby wyniki jej badania zrozumieć lepiej, musimy przybliżyć model struktury przestępczości. Ogół przestępstw faktycznie popełnionych to tzw. przestępczość rzeczywista, zwana także „czarną liczbą przestępstw”. Nie jest ona znana, gdyż najczęściej przestępcy swoje czyny ukrywają. Skalę różnych rodzajów przestępstw w różnym stopniu trafności można oszacowywać, łatwo szacuje się statystykę kradzieży samochodów, trudniej korupcję czy oszustwa. Przestępczość ujawniona to taka, która została wykryta. Jednakże nie ma pewności, czy ujawnione tu przypadki w wystarczającym stopniu spełniają znamiona przestępstwa, czyli w jej ramach uwzględnione są także czyny niebędące przestępstwami. Przestępczość stwierdzona obejmuje przestępstwa potwierdzone w trybie postępowania przygotowawczego. Natomiast przestępstwa osądzone to takie, które zostały potwierdzone przez postępowanie sądowe.
Gdyby przedstawić to w formie graficznej, każdy kolejny zbiór odpowiadający wymienionym kategoriom przestępczości zawierałby się w poprzednim. Nie wszystkie przestępstwa zostają ujawnione, spośród nich tylko część zostaje potwierdzona, a nawet te nie zawsze zostają osądzone.
Jaki odsetek przestępców w białych kołnierzykach zostaje skazany przez sąd? Shapiro, badając próbę niemal dwóch tysięcy amerykańskich przypadków, ustaliła, że odsetek ten wynosi 4 proc.!
Fatalne skutki bezkarności
Drugi renesans zainteresowania przestępczością białych kołnierzyków miał miejsce w Stanach Zjednoczonych na fali dyskusji wokół głośnej afery Enronu. Do wzrostu popularności tej tematyki przyczyniły się także badania nad nadużyciami finansowymi związanymi z globalnym kryzysem finansowym z roku 2008. Już Sutherland zwracał uwagę, że w praktyce przestępstwa białych kołnierzyków wymagają współpracy wielu osób. Współcześnie piszący o Enronie Sridhar Ramamoorti ujął to samo bardziej obrazowo: „Przeprowadzanie poważnych nadużyć to sport drużynowy”.
Trudno znaleźć przekręt gospodarczy, w którym nie byłoby współudziału przestępców w białych kołnierzykach. Nawet pozornie typowo gangsterskie, a nie mafijne, przedsięwzięcia aferowe, takie jak afera Kolmeru czy afera winiarska w Łodzi, wymagały współudziału urzędników państwowych lub prawników. Zwróćmy uwagę, że im głośniejszy był przekręt, tym wyższy był status społeczny osób w niego zaangażowanych. Jak mantra w reportażach śledczych demaskujących afery pojawia się stwierdzenie: „W sprawie przewijają się nazwiska osób z pierwszych stron gazet”.
John B. Thompson, autor opracowania „Skandal polityczny”, które wbrew sugestiom tytułu poświęcone jest także nadużyciom finansowym, stwierdził, że afery są najbardziej szkodliwe społecznie właśnie wtedy, gdy nie zostają symbolicznie i rytualnie osądzone. Sam fakt pojawienia się w dyskursie publicznym informacji o złamaniu ważnej normy jest demoralizujący dla zbiorowości. Zaś informacja o bezkarności winnych demoralizuje podwójnie. Zdaniem Thompsona powstrzymanie negatywnego społecznie efektu afery wymaga pewnego rodzaju spektaklu, w którym nie tylko w sposób czytelny dla opinii publicznej udowodni się winę i ukarze przestępców. Potrzebny jest także jasny, symboliczny komunikat o wdrożeniu działań naprawczych, co zgodne jest ze wspomnianą logiką sankcji Durkheima. Opinia publiczna musi zdaniem Thompsona usłyszeć, że nie tylko ukarano winnych, ale także usunięto luki, które przestępstwo uczyniły możliwym, że wdrożono zabezpieczenia utrudniające podejmowanie niecnych działań w przyszłości. Czyli dobrze usankcjonowana afera to taka, którą wieńczą także działania reformatorskie.
W polskim dyskursie prasowym od lat przewija się teza o bezkarności aferzystów. Za pomocą jakich działań i zabiegów aferzyści mogą neutralizować instytucje kontroli społecznej? Nasze zainteresowanie ograniczmy do dwóch najważniejszych instytucji kontroli społecznej: do mediów i sądów.
Metody dezinformacji
Wyciszenie czy dezawuowanie afery sprowadza się do pewnych przedsięwzięć manipulacyjnych. Jedną z najważniejszych czynności w grze o definicję sytuacji w przypadku afery jest nadanie jej nazwy. Zwróćmy uwagę, co komunikuje i co imputuje zwrot „afera Rywina”. Nazwa afery, podobnie jak pojęcia w języku w ogóle, pełni funkcję symbolu redukującego złożoność. Całokształt rozłożonych w czasie działań wielu osób składających się na przedsięwzięcie aferowe zostaje ujęty w dwóch słowach: „afera Rywina”. Kto zaprojektował aferę? Kto ją zorganizował? Kto pomagał? Kto był jej beneficjentem? Czyje zaniechania dopomogły aferze? W kogo afera była wymierzona, id est – czyim kosztem miano się obłowić? Kto jest winny? W tym przykładzie jakakolwiek próba odpowiedzi na te i inne pytania rozpocząć się musi od świadomego lub – częściej – nieświadomego skupienia uwagi naszego umysłu na haśle „afera Rywina”. W tym kontekście nie dziwi to, dlaczego walka o identyfikację tzw. grupy trzymającej władzę i o włączenie jej w zakres postępowania była tak dynamiczna. Umiejętne nadanie aferze nazwy to pierwszy krok do wyznaczenia obowiązującego schematu jej interpretacji.
Na poziomie nieco ogólniejszym techniką zarządzania wiedzą o aferze jest tzw. przeciek kontrolowany. Dzięki niemu można skupić uwagę opinii publicznej i śledczych na tych wątkach, które są dla aferzystów bezpieczne lub wygodne, które w najmniejszym stopniu zagrażają ich interesom. Pojawienie się w sprawie nazwiska z pierwszych stron gazet, nawet jeśli działania nosiciela nazwiska nie miały dla afery żadnego istotnego znaczenia, skutecznie odwróci uwagę audytorium. Może także wystraszyć niezależnych prokuratorów i onieśmielić niezawisłych sędziów. Między innymi dlatego doświadczeni aferzyści starają się podpinać swoje przedsięwzięcia pod znane osoby.
Jedną z najciekawszych technik manipulacyjnych, przydatną w dezawuowaniu afery, jest tzw. dezinformacja apagogiczna. Polega ona na tym, że upublicznia się pewną informację prawdziwą w taki sposób, że wydaje się ona nieprawdziwa. Na poziomie odbioru potocznego ludzie najczęściej nie odróżniają wiarygodności informacji od wiarygodności źródła informacji. Oczywiste jest, że uznawane za wiarygodne źródło informacji może podać wiadomość fałszywą oraz że źródło uznawane za niewiarygodne może podać wiadomość prawdziwą. Chcąc w kontrolowany sposób wpuścić do obiegu publicznego prawdziwą informację, która ma się wydawać niewiarygodna, można ją wsadzić w usta komuś skompromitowanemu lub łatwo kompromitowalnemu. Prawdopodobnie taka sytuacja miała miejsce w aferze InterCommerce. Nagłośniona przez „kontrowersyjnego” polityka wiadomość o „talibach w Klewkach” skutecznie utrudniła poważną komunikację na jej temat. Jak ustaliła w trybie dziennikarskiego śledztwa Maria Wiernikowska, pojawiające się w mediach absurdalne informacje o kluczowym dla sprawy „InterCommerce” informatorze Bogdanie Gasińskim, o tym, że miał on w swoim kalendarzu numer telefonu do Osamy bin Ladena, były prawdopodobnie obliczone na skompromitowanie przekazów prawdziwych.
W sądzie, czyli na własnym boisku
Poza obszarem medialnym aferę rozgrywa się także na polu sądowym. Ewentualność, gdy osądzenie afery odwleka się z powodu uczynienia sędziego „ministrą”, należy zarezerwować wyłącznie do przekrętów o znaczeniu krytycznym. Częściej obrońcy aferzystów stosują chwyty inne.
Dane postępowanie sądowe zgodnie z logiką „ekonomiki procesowej” prowadzi się w sądzie, którego położenie geograficznie odpowiada miejscu popełnienia czynów, tak aby oskarżeni i świadkowie mieli do sądu bliżej. Problem powstaje w sytuacji, gdy sądzone są przypadki, na które składało się wiele działań rozproszonych geograficznie po całym kraju i za granicą. Wtedy ciężar prowadzenia sprawy przekazuje się do jednego z sądów stołecznych, przez środowisko prawnicze nazywanego „ściekówką”, gdzie spływa wiele skomplikowanych spraw aferalnych i gdzie szanse na ślimaczenie się postępowania – i w efekcie jego przedawnienia – są wyjątkowo duże.
Gra na przedawnienie się zarzutów była jedną z bardziej skutecznych technik procesowych w aferach gospodarczych w Polsce. Prostym sposobem przeciągania postępowania było wnoszenie o dowód z zeznań świadków, którzy mieszkali w odległych miejscach kraju, a najlepiej za granicą. Wystarczyło, że ktoś z oskarżonych lub świadków nie mógł się zjawić, i już to mogło być powodem do przesunięcia terminów.
Sądzeni przestępcy w białych kołnierzykach w przeciwieństwie do przestępców ulicznych grają na własnym boisku. Klasyczni złoczyńcy potrzebowali adwokata, gdyż sami nie mieli kompetencji kulturowych, aby komunikować się z sądem. Niezawisłość sędziowska podobnie jak nieprzemakalność tkaniny ma swoje ograniczenia. Tkanina, użyta do namiotu czy płaszcza przeciwdeszczowego, zachowuje swoje właściwości tylko do pewnego określonego progu ciśnienia słupa wody. Podobnie niezawisłość sędziego działa również do momentu, gdy ciśnienie nie osiągnie punktu krytycznego.
Potrzebne nowe instytucje
Sutherland i jego kontynuatorzy postulowali opracowywanie rozwiązań swoistych, wyspecjalizowanych w sankcjonowaniu przestępstw biało-kołnierzykowych. Skoro sądy karne nie są skuteczne w przypadku przestępstw elit, być może warto powołać lub wykorzystać istniejącą już inną instytucję. Sutherland wskazywał na urzędy kontrolne, w tym antymonopolowe i antytrustowe. Z dzisiejszej perspektywy jako właściwe wskazać można służby specjalne strzegące bezpieczeństwa gospodarczego państwa. Poza wymogami Konwencji Narodów Zjednoczonych Przeciwko Korupcji z 2003 r., intencją implicite przyświecającą utworzeniu Centralnego Biura Antykorupcyjnego była wola walki z korupcją elit. W związku z postępowaniami przeciwko aferom gospodarczym w Polsce sygnalizowano potrzebę powoływania wyspecjalizowanych składów orzekających. Być może pomocne byłoby także utworzenie w Polsce instytucji sędziego śledczego, która sprawdziła się w przypadku walki z mafią włoską.
Maciej Gurtowski (ur. 1983), doktorant w Zakładzie Interesów Grupowych Instytutu Socjologii UMK w Toruniu. Naukowo zainteresowany badaniem ciemnej strony relacji międzyludzkich tj. korupcji, przestępczości gospodarczej, nielojalności itp. Prywatnie miłośnik noży. W wolnych chwilach prowadzi, dotychczas z niewielkimi sukcesami, eksperymenty archeologiczne nad uzyskaniem bułatu.
Kupuj nasze pismo u wydawcy! Bez marży pośredników zapłacisz mniej, a my będziemy rozwijać się szybciej! Na Allegro na „Rzeczy Wspólne” wydasz jedynie 20 zł!
Zachęcamy również do prenumeraty od 16 zł za nr!
"Rzeczy Wspólne" powstaly po to, aby powaznie mówic o polityce na przekór niepowaznym czasom. Drugim celem kwartalnika jest aktualizacja polskiego republikanizmu, który uwazamy za nasza najlepsza tradycje polityczna."