Ireneusz Kopania, kreujący się na lokalnego „świętego”, zastrasza swoich oponentów.
1.
Reakcja Ireneusza Kopani na dozwoloną przecież krytykę jest zastanawiająca.
Za pośrednictwem częstochowskiej kancelarii prawnej Radosława Pacuda „prezes, który jest prezesem” pisze do osoby, która zaniepokojona nigdy nie sprostowanymi informacjami ukazującymi się od prawie dwóch lat w rozmaitych mediach (od naszego portalu po program Elżbiety Jaworowicz!) wysłała kilka maili, w tym jeden z prośbą o… modlitwę:
…wzywam Pana do usunięcia naruszeń dóbr osobistych moich Mandantów, przez opublikowanie, w terminie 7 dni od daty doręczenia niniejszego wezwania, tekstów następujących przeprosin:
1. oświadczenia w formie płatnego ogłoszenia w tygodniku „Gość Niedzielny” czcionką News New Roman rozmiar 16, o następującej treści: „Niniejszym przepraszam Pana Ireneusza Kopanię za naruszenie Jego godności osobistej, dobrego imienia oraz autorytetu zawodowego i społecznego poprzez moje niezgodne z prawdą wypowiedzi jakich użyłem w wiadomości e-mail z dnia 01 lutego 2014 r. rozesłanej do licznych parafii, zakonów, seminariów, oraz ludzi zaangażowanych w życie Kościoła Katolickiego, jak również z dnia 13 lutego 2014 r. rozesłanej do przedstawicieli angielskiej Fundacji „Our New Family”, a stwierdzających, że Pan Ireneusz Kopania jako Prezes Fundacji Rodzinnej Opieki Zastępczej „Nasz Dom Zastępczy” z siedzibą w Paczynie złożył do gliwickiego PCPR notatkę z 30 października 2012 roku nieprawdziwie informując o zdarzeniach mających miejsce w rodzinie zastępczej Małgorzaty i Piotra Magdziak, w której usiłował „wmówić konflikt małżeński, przemoc rodzinną, chęć oddania dzieci itd.(…)”.
2.
Oczywiście analogiczny tekst ma być rozesłany do Bóg wie ilu jeszcze adresatów. Częstochowski kauzyperda najwyraźniej próbuje straszyć nie bacząc na to, że nigdy jego klient (zarówno Ireneusz Kopania, jak i fundacja) nawet nie spróbował drogi przewidzianej prawem. Skoro jego zdaniem w mediach ukazały się nieprawdziwe informacje, to należało zażądać ich sprostowania, oczywiście przedstawiając argumenty przeciw opublikowanym informacjom. Ale to wymaga posiadania takowych…
Pójdźmy więc drogą wskazaną przez adwokata z Częstochowy. Sprawdźmy, co się tak naprawdę stało.
3.
30 października 2011 roku. Południe. W rodzinie zastępczej Magdziaków poruszenie. Wszak wkrótce 1 listopada, a więc zgodnie z wielowiekową polską tradycją należy odwiedzić groby przodków. Dzieci znajdujące się w pieczy zastępczej zostaną na jeden dzień razem z Piotrem – Małgorzata odwiedzi groby dziadków i brata wraz ze swoimi dziećmi biologicznymi. Jutro wieczorem będzie z powrotem, no najpóżniej pojutrze.
W zasadzie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie Piotrek.
– A co będzie, jak któreś dziecko nagle zachoruje?
4.
Co wtedy?
Magdziakowie przesadzeni na gliwickie ziemię z odległego o 160 km Piotrkowa Trybunalskiego nie mają tutaj znajomych.
Poza mieszkającym w odległości 10 km (niespełna 8 minut jazdy samochodem, i to zachowując przepisy!) Ireneuszem Kopanią.
Tym samym, który ściągnął ich do Gliwic.
I który wielokrotnie deklarował im swoją pomoc.
5.
Ojciec Małgorzaty, Jan Superczyński, pewny jest, że skoro Kopania nie wyjeżdża na Święto Zmarłych, to w razie czego pomoże. Bo, po pierwsze, sam jest wychowawcą w Rodzinnym Domu Dziecka, któremu dyrektoruje jego małżonka, a poza tym jest przecież prezesem fundacji mającej w statucie działanie dla dobra dzieci.
Dzwoni więc do niego, i prosi o pomoc.
6.
I tu zaczyna się właśnie odmienne postrzeganie tej samej rzeczywistości. Oto wg Kopani Jan Superczyński dzwonił, bo był wystraszony gwałtowną kłótnią, która groziła rozpadem rodziny, czy nawet była już tego kolejnym dowodem. Ba, miało dojść nawet do rękoczynów!
Z kolei wg osób będących świadkami zajścia Kopania przyjechał po prawie godzinie rozjuszony samym pomysłem, że ktoś tak wielkiego człowieka, prezesa fundacji i znanego biznesmena takiego jak on, może prosić o to, by pełnił podrzędną funkcję… „rodziny pomocowej”.
Próba wytłumaczenia, że to przecież tylko ten jeden raz w roku, nic nie dała.
Wściekły Kopania wyszedł na zewnątrz i kilkakrotnie rozmawiał telefonicznie , m. in. zatelefonował do dyr. PCPR Gliwice Barbary Terleckiej – Kubicius. Nikt nie wie, co mówił przez telefon.
Faktycznie jednak Terlecka przyjechała.
7.
I znów zaczynają się rozbieżności. Składając zeznania jako świadek Ireneusz Kopania twierdzi, że Barbara Terlecka – Kubicius była świadkiem potężnej awantury potwierdzającej rozpad małżeństwa Magdziaków.
Jednak słuchana jako świadek uprzedzona o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, dyrektor PCPR wyraźnie temu zaprzecza i stwierdza, że nie było podstaw do jej interwencji!
8.
Jeśli więc dać wiarę powieściom Kopani, dobro dzieci znajdujących się w pieczy zastępczej było wyraźnie zagrożone! Taka sytuacja wymagała natychmiastowego działania, a przede wszystkim zabezpieczenia dzieci, czyli odebraniem ich choćby siłą i umieszczenia w najbliższej placówce.
Bo przecież mogła spotkać ich krzywda nie tylko psychiczna.
Ale i przemoc fizyczna.
Tymczasem dyrektorka PCPR nie podejmuje żadnych decyzji.
9.
Nie tylko wyżej przedstawione zachowanie Terleckiej budzi nieufność w opowieść Kopani.
„Notatka wewnętrzna” jego autorstwa szczegółowo przedstawia przebieg zajścia. Wg niej obecny przy zdarzeniach był Marcin Superczyński, brat Małgorzaty, który widzianemu po raz pierwszy w życiu Ireneuszowi Kopania od razu pokazał sms-a nadanego przez siostrę, rzekomo wzywającego go do przyjazdu i pomocy wobec agresji Piotra. Dotarłem do tego świadka. Marcin stanowczo zaprzecza nie tylko wersji przedstawionej w „notatce”, ale wręcz stwierdza, że próbował uspokoić agresywnie zachowującego się Ireneusza Kopanię! Stanowczo zaprzecza, że otrzymał sms o treści sugerowanej przez prezesa fundacji.
Sąd jednak nie przesłuchał Marcina, chociaż tkwił on w samym centrum zdarzeń, ponadto na niego powołuje się druga strona.
Jednak w nieufności przede wszystkim utwierdzają istniejące dokumenty.
10.
Dopiero dnia 1 marca 2012 roku o godzinie 8:55 gliwicki PCPR otrzymuje istotną wiadomość.
Oto ona:
Fundacja, nominalnie będąca organizacją pozarządową, uzgadnia wydawane przez siebie oświadczenie z dyrekcją jednostki organizacyjnej Starostwa!
Dołączone oświadczenie ani słowem nie wspomina o rzekomym zajściu z dnia 30 października 2012 roku. Mówi jedynie o tym, że otrzymywane były liczne niepokojące informacje dotyczące funkcjonowania rodziny Magdziaków.
Gdyby faktycznie doszło do zajścia w dniu 30 października 2011 r. zamiast o dochodzących informacjach byłoby zawarte wyraźne stwierdzenie o zdarzeniu, którego prezes fundacji był świadkiem.
11.
Niestety, nie wiemy, jaka była reakcja kierownictwa PCPR na otrzymany projekt. Czy Barbara Terlecka-Kubicius zatelefonowała do Ireneusza Kopani i powiedziała mu, że nadesłane pismo nic nie znaczy? Że na Magdziaków potrzebne są o wiele mocniejsze argumenty? Możemy jedynie domyślać się, że taka hipotetyczna rozmowa faktycznie się odbyła. To przypuszczenie potwierdzają kolejne dokumenty.
12.
Najważniejszy w całej tej sprawie mail pochodzi z 7 marca 2012 roku. Do PCPR prezes Kopania przesyła „notatkę wewnętrzną”, w której stwierdza, że rodziny Magdziak praktycznie już nie ma, a pomiędzy jej członkami dochodzi do rękoczynów. Dokument ten rzekomo został sporządzony 30 października 2011 roku. Tak przynajmniej twierdzi kauzyperda spod Jasnej Góry.
Dlaczego więc Kopania, wychowawca młodzieży, czeka z jej ujawnieniem aż 118 dni? Czy czeka, aż Magdziakowie pozabijają dzieci znajdujące się w pieczy i pochowają je do beczek?
A może po prostu zmyślił sobie całe zajście, bo z jakichś tam powodów uznał, że dom przeznaczy na inne, dochodowe jego zdaniem cele?
13.
Okazuje się, że istnieje dokument, który opowieści o konflikcie wewnątrz rodziny oraz co najmniej histerycznym zachowaniu jej członków (vide: „notatka wewnętrzna”) każe traktować w kategorii niczym nie podpartych pomówień. To opinia psychologiczna, sporządzona dla potrzeb równolegle toczącej się sprawy. Przyznam, że aż wierzyć się nie chce, że ten dokument jakoś dziwnie umknął uwadze Sądu.
Pora więc usunąć to… zaniedbanie.
14.
27 marca 2012 roku Małgorzata i Piotr Magdziak poddani zostali badaniom w zabrzańskim Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym.
Wg opinii, wydanej po wnikliwym badaniu, w gronie rodzinnym panuje na ogół miła, ciepła atmosfera, nie ma symptomów patologii typu przemoc, alkoholizm.
Ba, zgodnie z opinią Ośrodka tak Małgorzatę, jak i Piotra cechuje odpowiedzialność, kontrola swoich zachowań, odpowiedzialność. Do tego o przysposobienie Laury oboje małżonkowie wystąpili zgodnie 1 grudnia 2011 roku.
To w sposób oczywisty nie zgadza się z niewiadomo-kiedy spisaną notatką Kopani!
Jest rzeczą nieprawdopodobną, aby małżeństwo, które rozpadło się 30 października 2011 r. w ciągu miesiąca „pozbierało się” na tyle, że już 1 grudnia 2011 r. wystąpiło zgodnie o adopcję dziecka, a badania przeprowadzone przez zespół psychologów nie wykazały istniejących zdaniem Kopani patologii. Ba, sąd po wnikliwym postępowaniu, z udziałem tego samego PCPR, który rzekomo posiadał już negatywne informacje o rodzinie, w lipcu 2012 roku orzekł o przysposobieniu małoletniej Laury!
Jeśli więc Kopania miałby rację oznaczałoby to, że zabrzański Ośrodek, który od lat wykonuje ekspertyzy dla potrzeb sądowych postępowań, należy natychmiast rozwiązać, a wszystkie postępowania, gdzie były wykorzystywane opinie RODK, powtórzyć jako oparte na fałszywych dowodach.
15.
Daty na dokumentach wysyłanych przez Kopanię również świadczą przeciwko wiarygodności opisu wydarzeń z 30 października 2011 roku.
Poważne wątpliwości co do daty sporządzenia „notatki wewnętrznej” istnieją.
Opinia RODK przeczy zawartym w niej tezom z całą stanowczością.
Również notatki urzędowe sporządzane w gliwickim PCPR po rzekomym zajściu z 30 października (2 i 9 listopada 2011 r., pierwsze z udziałem Ireneusza Kopani) milczą o awanturze.
Tak więc nie tylko świadkowie zaprzeczają ujawnionym po 4 miesiącach „rewelacjom” pana prezesa.
A zatem to właśnie jest powodem wygrażania sądem każdemu, kto wyrazi swoje wątpliwości w „prawdy objawione” pana Kopani?
Kiedyś grypsujący taką metodę określali dosadnie: na huki! Czyli zastraszyć przeciwnika tak, żeby posiadając nawet najbardziej racjonalne argumenty bał się ich użyć.
16.
Pytań, jakie nasuwają się w związku z tą sprawą, jest więcej.
Czy sędzia, który prowadził postępowanie o adopcję, w której podstawowym dowodem była opinia RODK w postępowaniu toczącym się dwa lata później „zapomniał” o jej istnieniu?
Dlaczego w czasie spotkań z udziałem stron tego dziwnego „konfliktu”, jakie odbyły się bezpośrednio po „zdarzeniach z 30 października” (2 i 9 listopada 2011 r.) nie jest poruszany ten najbardziej chyba istotny dla trwania rodziny fakt?
To również pytanie o faktyczne podporządkowanie rzekomo pozarządowej fundacji, utworzonej przez pracowników starostwa i uzgadniającej swoje kroki z pracodawcą prezesa…
17.
Dlaczego o tak ważnych dokumentach, które „rewelacje” Kopani czynią co najmniej mało wiarygodnymi, muszą przypominać media, bo dziwnym trafem nie znajdują sie w materiale dowodowym?
Sprawy, w których chodzi o dobro dziecka, nie powinny przecież polegać na ustalaniu „prawdy sądowej”, która, jak widać, może być różna w zależności od sprawy, ale na dowodzeniu tzw. prawdy obiektywnej.
A to z kolei wymaga inicjatywy od sądu, a nie tylko przypatrywaniu się, co zrobią strony.
Bo w starciu urząd – obywatel słabszy jest zawsze ten drugi.
A już najbardziej dziecko.
30.06. 2014
2 komentarz