Gospodarskim okiem…
18/07/2012
524 Wyświetlenia
0 Komentarze
2 minut czytania
zero improwizacji
Król Prus Fryderyk Wielki znany był z licznych bon motów.
„Biednych tych Irokezów będę się starał oswoić z cywilizacją europejską.” Tak mawiał o Polakach mieszkających na terenach, które zaanektował podczas I rozbioru a ziemie te nazywał wyniszczoną pustynią.
To była warstwa propagandowa, bo w warstwie materialnej jeszcze przed aneksją niczym skrzętny gospodarz dokonał ścisłej inwentaryzacji majątku przyszłej kolonii, by oszacować czy mu się opłaca przyłączyć do Prus nowe terytoria..
W liście z 29 lutego 1771 roku pisał do prezydenta kameralnego w Królewcu von Dombardta, żeby mu jak najdokładniej otaksował Warmię i Mazury. Podobne dane zebrał z ziemi chełmskiej, pomorskiej i nadnoteckiej. Dokonał stosownych rachunków i poinformował tegoż Dombardta, że ziemie te muszą mu dostarczyć 6600 żołnierzy, na których utrzymanie będzie potrzeba 580 tysięcy talarów. Nie będzie z tym kłopotu, gdyż przy dobrej administracji muszą te ziemie przynieść milion dwieście tysięcy talarów przychodu.
Skąd? Z kontrybucji. Plan ułożył taki. Każdy gbur (włościanin) miał płacić do skarbu pruskiego jedną trzecią swoich dochodów, szlachcic jedną czwartą, dobra kościelne połowę, luterska szlachta tylko jedną piątą.
Jak widać ta wyniszczona pustynia, jaką rzekomo stanowiły zajęte tereny musiała zaraz po aneksji utrzymać setki nowych dobrze płatnych urzędników, dostarczyć wojsko i je wyekwipować, poza tym dla brata królewskiego Henryka za pomoc przy podziale Polski wypłacać rocznie 12 tysięcy talarów a hrabiemu Keyselingowi – 6 tysięcy talarów.
Źródło: "Co zdziałał Fryderyk Wielki dla naszego Wschodu". Postęp, Nr 27/1912