Ideologowie nowoczesności niechętnie godzą się z faktem, że w polskich warunkach podstawowa siłą modernizacyjną, kluczową dla tworzenia kapitału społecznego, są katolickie wspólnoty religijne.
Paradygmat opisywania przemian w Polsce ma charakter modernizacyjny. Uwypukla procesy integracji z Europą Zachodnią, wpływ unijnych regulacji czy postęp technologiczny, natomiast pomniejsza znaczenie sfery kultury, tradycji, obyczajów, a zwłaszcza religii. Kiedy od czasu do czasu dochodzi do wielkich manifestacji polskiej religijności (jak podczas pielgrzymek papieskich czy żałoby po Janie Pawle II), wówczas komentatorzy opisują to jako erupcję emocji będącą wyrazem jakiejś tajemnej siły, która wciąż tkwi w narodzie wbrew naturze dokonujących się zmian. Katolicyzm nie jest postrzegany w tym kontekście jako element, który aktywnie uczestniczy w przemianach społecznych, w niektórych obszarach motywując je i dynamizując. Jest traktowany raczej jako niewzruszona skała, którą opływają prądy socjalnych przeobrażeń. Owe nurty transformacyjne powodują stopniową erozję tradycyjnego kościelnego fundamentu, on sam jednak pozostaje bierny wobec toczących się procesów.
Silniejsza tkanka katolicka
Tymczasem wyniki badań socjologicznych wskazują, że w Polsce istnieje pozytywna współzależność między głęboką wiarą, a zaangażowaniem w budowę społeczeństwa obywatelskiego. Wśród osób wierzących najmniej jest zwolenników metod totalitarnych, najwięcej zaś tych, które poświęcają swój czas dla innych jako wolontariusze. Bez przesady można powiedzieć, że polski republikanizm zbudowany został wokół parafii i siłę swą czerpie z katolicyzmu.
Taki stan rzeczy jest rezultatem naszej historii. Przez wieki pozbawieni własnej państwowości nie mogliśmy zagospodarowywać swojej przestrzeni wolności w oparciu o instytucje państwowe, które były narzędziami wrogich mocarstw. Zmuszeni byliśmy więc organizować się wokół tych instytucji, które dawały gwarancję niezależności i możliwość swobodnego działania. Taką sferą nie tylko duchowej wolności, ale także miejscem szczególnej aktywności i samorealizacji, stał się Kościół katolicki.
Jest to widoczne zwłaszcza, gdy porówna się poziom kapitału społecznego w Polsce i innych krajach postkomunistycznych, które – podobnie jak my – przeszły transformację ustrojową na przełomie lat 1989/1990. Na kapitał społeczny, który tworzy warunki dobrego funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa, składa się „sieć spontanicznych więzi i wzajemnego zaufania, samoorganizowanie się ludzi, tworzenie klubów, grup towarzyskich, stowarzyszeń”. Jego źródłem są przede wszystkim obyczaje, tradycja i religia panujące w danej społeczności. Okazuje się, że w Polsce, gdzie przetrwała silniejsza tkanka katolicyzmu, ta część kapitału społecznego, która wypływa z religijności jest większa (co zrozumiałe) niż w państwach mocniej dotkniętych przez ateizm i sekularyzację. W naszym kraju religia, nawet w niesprzyjających okolicznościach, wzmacniała poczucie przynależności wspólnotowej i budowała postawę zaufania wśród wiernych.
W Polsce zniewolonej przez zabory, okupację i komunizm rzadko dochodziło do sojuszu tronu z ołtarzem. Dlatego przez dziesięciolecia ludzie wierzący nie mogli liczyć na przychylność władz. Rozwój katolicyzmu zależał w większej mierze od energii, inicjatywy, przemyślności i dynamizmu samych chrześcijan – i to nie tylko duchownych, ale także świeckich. To sprawiło, że po 1989 roku Kościół w Polsce był lepiej przygotowany do konfrontacji w pluralistycznym świecie opinii, na wolnym rynku idei, niż choćby Kościół w Hiszpanii po upadku frankizmu. Tamtejsi katolicy przyzwyczaili się, że to na państwie, a nie na nich samych, spoczywa obowiązek ochrony i przekazywania wiary.
Ten bagaż historii spowodował, że w Polsce bardzo słabo rozwinięte jest myślenie w kategoriach interesu państwowego oraz działalność państwowotwórcza. Silny jest natomiast potencjał działalności oddolnej, inicjatywy lokalnej i samoorganizacji społecznej na poziomie mniejszych wspólnot.
Często miejscami, w których w sposób naturalny krystalizuje się taka obywatelska aktywność, są parafie. To one zagospodarowują ludzką ofiarność i bezinteresowność, co widać chociażby na przykładzie sieci hospicjów opartych na wolontariacie.
Przedstawiciele polskiego ruchu hospicyjnego opowiadają, że podczas różnych międzynarodowych kongresów tego środowiska prezentują się wyjątkowo na tle reprezentacji z innych krajów, zwłaszcza państw zachodnich. W Polsce bowiem działalność tego typu zdominowana jest przez zdeklarowanych chrześcijan. Hospicja najczęściej powoływane są do życia przez parafie rzymskokatolickie lub organizacje pozarządowe, ale zdecydowaną większość wolontariuszy stanowią w nich osoby, które na serio przejęły się słowami Chrystusa o odwiedzaniu samego Boga w każdym odwiedzanym chorym.
Istnieje bardzo wiele świadectw mówiących o tym, jak bezinteresowni opiekunowie w hospicjach pomogli śmiertelnie chorym ludziom pojednać się z Bogiem. Współczesne hospicja w Polsce wskrzeszają starodawną sztukę umierania – „ars moriendi”, polegającą na godnym przygotowaniu się chorego do śmierci, której zbliżanie się jest przeżywane nie jak ostateczny kres egzystencji, lecz jak przejście do innego świata.
Działalność ta nie ma charakteru akcyjnego, lecz metodyczny, konsekwentny. Nie toczy się od jednej do drugiej kampanii społecznej, nagłaśnianej przez media, lecz trwa ciągle, prowadzona konsekwentnie i systematycznie, bez zabiegania o rozgłos. To powoduje, że w społecznym odbiorze aktywność ta jest niekiedy niezauważalna, co widać choćby na przykładzie matek samotnie wychowujących dzieci. O ich los najgłośniej upominają się feministki, oskarżające przy tym Kościół katolicki, że nie robi nic, by tym kobietom pomóc. Tymczasem okazuje się, że ani jeden dom samotnej matki w Polsce nie jest prowadzony przez feministki, natomiast przez organizacje kościelne – aż 54 proc. wszystkich tego typu placówek w kraju.
Liczne formy działalności społecznej rozwija też finansowany głównie z datków wiernych Caritas. Przy czym jego działalność charytatywna nie ogranicza się tylko do wydawania finansowych zapomóg, ale obejmuje także pomoc w zdobywaniu wykształcenia czy podnoszeniu zawodowych kwalifikacji. W wielu diecezjach organizacja ta prowadzi na przykład Biura Aktywizacji Bezrobotnych czy program o nazwie Skrzydła, wspierający edukację dzieci z ubogich rodzin.
Polska jest też swoistym fenomenem na duchowej mapie Europy, jeżeli chodzi o liczbę osób zaangażowanych w różnego rodzaju duszpasterstwa, wspólnoty i ruchy katolickie. Oblicza się, że około miliona dorosłych Polaków jest objętych tego typu formacją duchową, co w przeliczeniu na liczbę mieszkańców stanowi najwyższy współczynnik na naszym kontynencie. Wiele osób, których wiara kształtowana jest w Odniowie w Duchu Świętym, w Opus Dei czy na Drodze Neokatechumenalnej, czerpie stamtąd motywację, by później angażować się w rozmaite działania społeczne. Szczególne miejsce na tej liście zajmuje Światło-Życie, czyli ruch oazowy, który w czasach PRL był najbardziej masową formacją duchową katolików świeckich. Z jego szeregów wyszło wielu późniejszych animatorów inicjatyw publicznych i lokalnych liderów opinii.
Powyższe spostrzeżenia potwierdzane są przez wyniki badań socjologicznych. Sondaż przeprowadzony w 2007 roku przez TNS/OBOP (na zamówienie Centrum Myśli Jana Pawła II) wykazał, że im większa była mierzona praktykami religijnymi wiara respondentów tym częściej ważniejsza była dla nich kategoria „służenia innym” oraz zaangażowanie w wolontariat. Do podobnych wniosków doszedł w swych badaniach z 2008 roku CBOS, który w swym komunikacie stwierdził: „Odsetek osób podejmujących zadania społecznikowskie zależy w bardzo dużym stopniu od religijności badanych – im częściej uczestniczą oni w praktykach religijnych, tym większa ich liczba włącza się w rozwiązywanie problemów lokalnych. (…) Bierności obywatelskiej w sprawach lokalnych sprzyja natomiast brak zaangażowania w praktyki religijne, miejskie środowisko zamieszkania oraz starszy wiek”. Nic więc dziwnego, że dr Barbara Fedyszak-Radziejowska, podsumowując badania na ten temat, napisała: „Wiara i religijność zdają się sprzyjać społecznemu kapitałowi w równym stopniu co wykształcenie, dochody i prestiż społeczny. Oba źródła kształtują nas równolegle, raczej we współpracy niż w konflikcie.”
Podobne wskaźniki występują też w Stanach Zjednoczonych, gdzie zdecydowana większość pracy ochotniczej w ramach wolontariatu związana jest z działalnością wspólnot chrześcijańskich.
Warto również w tym kontekście zauważyć, że najlepsze wyniki podczas ostatnich egzaminów sprawdzających do szkół podstawowych i gimnazjów osiągnięto w tych rejonach Polski, gdzie najwyższy jest poziom uczestnictwa w praktykach religijnych. Jednym z wyjątków była mocno zsekularyzowana Warszawa, ale w jej przypadku nakłady na edukację ponoszone przez rodziców i samorządy były o wiele większe niż w innych rejonach kraju. Jak więc widać, istnieje u nas pozytywna współzależność między stopniem zaangażowania religijnego i atmosferą sprzyjającą zdobywaniu wiedzy.
Sól społecznej ziemi
Kilkanaście lat temu rozbrzmiewały u nas ostrzeżenia przed konceptem „społeczeństwa obywatelskiego”, które miało doprowadzić w Polsce do zmian społecznych i obyczajowych sprzecznych z nauką i moralnością chrześcijańską. Dziś można powiedzieć, że motorem życia obywatelskiego w naszym kraju jest oddolna aktywność wielu świeckich chrześcijan. To właśnie oni są ową solą, która nadaje smak naszemu życiu społecznemu.
Nic więc dziwnego, że według byłego ministra skarbu Andrzeja Mikosza, „żadna z instytucji społecznych w Polsce nie posiada takiego kapitału społecznego jak Kościół katolicki”. Jego zdaniem, „jest on instytucją niosącą największy potencjał dla modernizacji Polski”.
Grzegorz Górny (ur. 1969) – redaktor naczelny kwartalnika „Fronda”. Mieszka w Warszawie.
Kwartalnik „Rzeczy Wspólne” –http://www.rzeczywspolne.pl/
Prenumerata i zakup pojedynczych egzemplarzy wersji papierowej:http://www.rzeczywspolne.pl/gdzie-kupic/
Fundacja Republikańska –http://www.republikanie.org/
Fundacja Republikańska na Facebook-u
Zostań darczyńcą Fundacji Republikańskiej
"Rzeczy Wspólne" powstaly po to, aby powaznie mówic o polityce na przekór niepowaznym czasom. Drugim celem kwartalnika jest aktualizacja polskiego republikanizmu, który uwazamy za nasza najlepsza tradycje polityczna."