Czas przejść do górnictwa i zrobimy to szybkim marszem. I stała się jasność w tej kwestii i wszystko już wiadomo, a wiadomo dla nas było od początku, jak się ta awantura zakończy. Na początek dwa pytania, które od razu ulokują tekst w określonym kontekście. Pierwsze. Czy ktoś słyszał kiedykolwiek, aby protestujący górnicy, co oznacza dla nas przede wszystkim wierchuszkę związkową, domagali się szybkiej i bezwarunkowej prywatyzacji sektora? Drugie, czy ktoś słyszał, na wieść o tym, że w gotowości strajkowej są kolejarze, energetyka, pocztowcy, rolnicy nawet etc., o tym, że podobną gotowość ogłosiła jakaś duża firma prywatna? Teraz do rzeczy. Zgadzamy się z tymi, którzy odnieśli się do sytuacji w górnictwie w dwóch kwestiach. Po pierwsze i najważniejsze największym problemem jest […]
Czas przejść do górnictwa i zrobimy to szybkim marszem. I stała się jasność w tej kwestii i wszystko już wiadomo, a wiadomo dla nas było od początku, jak się ta awantura zakończy. Na początek dwa pytania, które od razu ulokują tekst w określonym kontekście. Pierwsze. Czy ktoś słyszał kiedykolwiek, aby protestujący górnicy, co oznacza dla nas przede wszystkim wierchuszkę związkową, domagali się szybkiej i bezwarunkowej prywatyzacji sektora? Drugie, czy ktoś słyszał, na wieść o tym, że w gotowości strajkowej są kolejarze, energetyka, pocztowcy, rolnicy nawet etc., o tym, że podobną gotowość ogłosiła jakaś duża firma prywatna?
Teraz do rzeczy. Zgadzamy się z tymi, którzy odnieśli się do sytuacji w górnictwie w dwóch kwestiach. Po pierwsze i najważniejsze największym problemem jest rząd i sposób traktowania państwa przez establishment polityczny, który już wkrótce in gremio będziemy nazywać bandyckim, a który my nazywamy tak już od jakiegoś czasu. Co najmniej od wtedy, gdy spadły nam łuski z oczu i dostrzegliśmy, że tzw. reformatorzy to najmniej nieudacznicy a najbardziej pospolici grabieżcy i aktywiści grup interesu hojnie wynagradzani za legislacyjne oddawanie efektów wysiłku społecznego w prywatne bądź polityczne łapska. Zgadzamy się również, że spora cześć tzw. dołowej braci, wszyscy ci, którzy parają się pracą trudną i niebezpieczną a ulegają iluzji, którą roztaczają dla własnych interesów przewodnicy górniczego stada, może nie uświadamiać sobie, w jakim układzie funkcjonuje i być li tylko zwierzem roboczym. W końcu, kto by nie lgnął do populizmu związkowego i nie chciał pożyć „godnie”, (bo ten postulat ciągle się pojawia) na koszt innych.
Ale, i podkreślamy to z całą mocą nie ma możliwości żeby ta kryzysowa sytuacja zaistniała bez wspólnej zgody triumwiratu związków, elity kopalnianej i tej rządowej, który to triumwirat doskonale wie, o co chodzi i który od dekad zgadza się na współtworzenie tego bezmiaru patologii, nazywanego eufemistycznie górnictwem.
Strona rządowa a przypominamy o kolejnym chorym pomyśle konsolidacji energetyki, działa zgodnie z logiką grabieżcy. Duże „silne” państwowe grupy branżowe są tworzone intencjonalnie głównie, dlatego, że są zapleczem władzy. To tam lokuje się swoich, którzy utrwalają struktury władzy w tzw. terenie, to tam Janek z Frankiem trenują biznesy na koszt podatników (jak, niech pokaże przykład Kolei Śląskich wziętych przez urzędników). Tam rozbudowuje się administrację, w której znajdują zatrudnienie chłopcy i dziewczyny z ferajny. Spójrzmy na rotacje na stołkach zarządczych i dyrektorskich w spółkach państwowych. Przecież widać, że kilka miesięcy spędzone na fotelu prezesa plus dobra odprawa ustawia na lata. Poza tym, jeśli funkcjonariusz jest dyspozycyjny, to zawsze po upadku szybko się podniesie i znajdzie wsparcie swoich. W najgorszym razie jest w wieku emerytalnym i idzie na nią z solidnym kapitałem. A tymczasem koszty rosną i zwały na hałdach też. Przy tym wszystkim jesteśmy w procesie tworzenia molochów branżowych karmieni propagandą w rodzaju, lepsze zarządzanie, niższe, koszty, konkurencyjność na rynkach. Kto jeszcze pamięta, że obecna Kompania Węglowa (wkrótce Nowa Kompania Węglowa) tworzona była pod takim szyldem? Czas pokazał, że model jest zły i jest zaplanowany na finansową, partyjniacką i kadrową eksploatację przez tych, którzy takie reguły gry ustawili. Jako ulokowani blisko największych urzędów wiemy, (jak każdy będący w tej pozycji), jak funkcjonuje hierarchia władzy obecna wszędzie w tzw. administracji. Immunitety są dla nielicznej grupy rządzących, ale przecież każdy dyrektor w urzędzie jest niczym bożek na Olimpie, któremu hołd oddają szeregowi pracownicy patrząc na niego z nabożnym podziwem. W jego ramach i w ramach przyzwolenia uzyskanego dowolnym manipulowaniem prawem (vide OFE) dzieje się to, co się dzieje.
Strona związkowa. Wierchuszka jest, jak baca, który spędza stado, przemawia do niego, głaszcze po pysku i doi w określonym czasie a potem wygania na halę (przodek) i domaga się produkcji. Funkcjonuje w komfortowym układzie, którego nie zamierza zmieniać. Uwierzyłbym w intencje związków, gdybym choć raz słyszał, że domagają się prywatyzacji w rozumieniu rozdzielenia interesów kopalń od interesów państwa (w jaki sposób? Zaakceptowany przez górników). Oni natomiast domagają się nieustającej ochrony państwa, czytaj tych, z którymi kolaborują. Nie jest ich zamierzeniem wyprowadzka z patologicznego układu, tylko trwanie na swoich pozycjach z bezpiecznym politycznym zapleczem, czyli z przyrzeczeniem strony rządowej, że podda się związkowym postulatom, który gwarantuje brak systemowych zmian i zachowanie przywilejów. Ten rodzaj prowizorki trwa już całe lata potwierdzając tezę, że potrafią się one długo trzymać, ale ich koniec może mieć tragiczne następstwa. Nie dalej, jak przedwczoraj słyszeliśmy z ust pracowników jednej z kopalni, że fakt, iż są państwowi stanowi ich podporę bezpiecznej przyszłości, (co kuriozalne słyszeliśmy również lament, że ich mężowie zarabiają po 6-7 tys., więc one tez muszą pracować). Ileż można żyć w takiej hipokryzji? Lepsze warunki i bezpieczna przyszłość dla górników, a co z nami (zarabiającymi nawet nie połowę tego)? W dodatku na fali tej politycznej kopaniny w mediach nazwijmy je pozostającymi w opozycji rozpętała się kampania współczucia. Czy jest to współczucie rzeczywiste, czy wygodne narzędzie do walenia w oponentów? A to stanowi u nas stygmat całej polityki i dot. wszystkich aspektów państwa. Brak w jakimkolwiek jego segmencie zgody na cokolwiek, co wypracuje strona przeciwna. To, co zrobili „oni” jest z gruntu złe. Tylko moje jest mojsze! Skąd to znamy? Może już wszyscy ześwirowaliśmy w państwie świrów?
I my współczujemy, (sami zostaliśmy zwolnieni – wsparcie państwa, 6 –m-cy symbolicznego zasiłku) i wiemy jednocześnie, że jakikolwiek plan restrukturyzacji ma za warunek sine qua non brak obecności grabieżczego państwa z jego interesami grupowymi i machlojkami w gospodarce. Przynajmniej takiego państwa, z jakim się stykamy. Widzimy w jego zachowaniu i mentalności wszystkie przypadłości i skazy, które wloką się jeszcze z poprzedniego systemu. Całą tę demoralizację, gnicie moralne, które spowodowało, że w ramach tzw. gospodarki rynkowej, która nadała jakąś wartość pieniądzu oddali się całkowicie zabieganiu o własne, prywatne a porzucili wspólną sprawę, jaką jest ogół państwa, czyli jego OBYWATELE! Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Jeśli mówimy o walce politycznej, walce o władzę to, kto by się o nią walił po łbach, gdyby za nią nie szły ogromne pieniądze? Gdybyśmy zdołali przeprowadzić eksperyment społeczny, w ramach którego, za sprawowanie funkcji państwowych (politycznych) dostawałoby się skromne diety zobaczylibyśmy, jak wyglądałby run na stołki. Polityka TKM zamieniłaby się w TKO, czyli teraz k… oni, inni frajerzy, którzy chcą za półdarmo piastować urzędy. I może wtedy byłoby lepiej, bo do zarządzania garnęliby się społecznicy, zaangażowani, a nie oportuniści i łamignaty, którzy skutecznie przetrącili nam kręgosłup, bo już nikt z reszty społeczeństwa (spoza budżetówki) nie staje w szeregach i nie mówi dość tego bajzlu. WON!
I tu właśnie czas odnieść się do pytania drugiego, dlaczego nikt poza silnymi związkami ulokowanymi w państwowych firmach nie zamierza protestować? Reszta nie ma przywilejów, nie ma związków przede wszystkim, nie ma czasu, bo pracuje więcej, niekiedy daleko więcej, niż 8 godz., (to oni nabijają statystyki czasu pracy i wydajności, bo przecież nie budżetówka, co jest jak z liczeniem średniej płacy, którą nabijają najlepiej zarabiający), jest zmęczona na koniec dnia i nie wierzy w zmianę, bo ma właśnie przetrącony kręgosłup. Zwichnięte myślenie, które raczej wypycha na emigrację, niż pozwala lokować nadzieje na przyszłość w naszym lokalnym bagienku. Oni nie wierzą, że strajki w budżetówce są również strajkami w ich obronie. Doświadczenie pokazuje, że są strajkami partykularnych interesów i nie przeradzają się w żaden rodzaj masowego ruchu społecznego, na który mają naiwną nadzieję piszący w pozamainstreamowych mediach. Nie wierzą, że ktoś bierze ich stronę w ramach państwa, które przez zakłamaną korporację rządzącą lokowane jest na, pozostającym na pozycji dominującej, globalnym rynku.
I my nie jesteśmy za pospiesznym zamykaniem kopalń, likwidacją miejsc pracy, zgadzamy się, że nieprzemyślana polityka prywatyzacyjna, która będąc eksperymentem w ramach zmian ustrojowych okazała się być jednocześnie nauką na błędach. Ale nie zgadzamy się na ponowne załagodzenie konfliktu na koszt reszty społeczeństwa, bez istotnej systemowej zmiany, bo wiemy, że takie rozwiązanie przyniesie w niedalekiej przyszłości te same owoce (pamiętajmy, że miliardy na restrukturyzację to mała cześć miliardów wydanych na hojny górniczy system emerytalny). Tak, jak będzie to miało miejsce z naszym zadłużeniem, jak już przeżremy kasę zagrabiona nam z OFE, co zostało przyklepane przez właściwe trybunały, li tylko z obawy o zapadnięcie się tego ciasta z zakalcem, jakim jesteśmy a nie z moralnego przekonania, że tak powinno się zrobić. Nie wierzymy, że ten rząd i te związki wypracują uczciwy w odniesieniu przede wszystkim do reszty społeczeństwa konsensus, bo że jakiś „uczciwy” dla siebie wypracują to pewne. Tylko, co dalej z nami? Jaki podatek wymyślą urzędnicy, który miałby wspomóc tę „restrukturyzację”? Czy będzie się to odbywało w ramach słynnej już klauzuli obejścia prawa podatkowego bijącej najbardziej w MSP? Oj znowu będą się pocić w odnośnych ministerstwach i w skarbówce. I coś wymyślą, zmanipulują, podniosą, ukryją a my z pochylona głową przyjmiemy, co nam dano z tzw. dobrodziejstwie inwentarza do wspomnianego konsensusu.
I to, co się właśnie stało w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim potwierdza powyższe. Jak się czyta owo porozumienie, to od razu przychodzi na myśl to całe bebłanie rządowo-związkowe, którym się nas karmi od dekad. Z tak zapisanego porozumienia może wynikać wszystko i nic! Na pewno będzie wynikał gigantyczny transfer środków publicznych do SRK, które jakoby ma przygotować coś do prywatyzacji. Na pewno będzie wynikało obciążenie zadłużonymi aktywami dla nowych nabywców i już wynika hojna danina państwa na rzecz ochrony pracowników sektora. Wszystkich pracowników. Wszystko mgliste rozmyte pozbawione konkretów. Obie strony zagwarantowały sobie czas, w którym nic się nie zmieni. Rządowa spokój do wyborów, górnicza trwanie systemu na koszt reszty społeczeństwa, bo jak czytamy, jak coś nie wyjdzie z prywatyzacji to znajdzie się rozwiązanie osłonowe w domyśle państwowe i za „państwowe” pieniądze.
Panowie buntownicy, którzy twierdziliście na wyrost, że protest górniczy to walka o inną Polskę, nowe powstanie pletli bzdury. To był zaledwie rokosz wąskiej grupy, która walczyła o swoje grupowe interesy. Sukno tego państwa zostało dawno już podzielone a każdy, kto wyrwał jego cząstkę okrył się nim, zrobił zeń strój błazna, w którym paraduje zabawiając gawiedź, a którym my robimy klakę raz na cztery lata. I nie ma już w tym kraju nikogo w jakimkolwiek szerokim ruchu społecznym, który walczyłby o całość państwa. Żeby godnie żyło się nie tylko górnikom, ale wszystkim to państwo zamieszkującym. Teraz zamiast wychodzić na ulice ci, których głosu nie słychać wychodzą na dworzec, wsiadają w autobus, pociąg, samolot i szukają godnego życia tam, gdzie mają szansę je znaleźć. I może mają rację, bo nie tylko krwi szkoda dla tego kraju, ale i potu nawet. Bo ile byśmy potu i łez nie wylali, to ciągle mało, żeby dało się, jak postulują dla siebie górnicy, godnie żyć. Bo tutaj została już tylko moralna zgnilizna, partyjniactwo i betonowy monolit układu, którego najsilniejszym nawet waleniem głową nie da się rozbić.
Na koniec jeszcze jedno. Gadanie o zależności naszej gospodarki od węgla jest tumanieniem społeczeństwa. Owszem jesteśmy uzależnieni ciągle, bo nas uzależniono! To, jak uzależnienie od oferty bezalternatywnej i narzuconej siłą władzy, legislacyjnego rozpasania i wąskich interesów najbardziej wpływowych. Węgiel i jego wydobycie w dłuższej perspektywie powinien być sektorem schyłkowym, bo niszczy środowisko i jest niebezpieczny. Zarówno dla ludzi i tego, co ich otacza. W takim modelu, jak obecnie. Nie twierdzimy, że powinien zniknąć. Ale powinien być, co najwyżej jednym z kilku i nie najważniejszym źródłem energii, w której prym powinny wieść nowatorskie technologie w gospodarce rozproszonej! Ta jednak jest wrogiem elit politycznych i ich biznesowych akolitów, bo pozbawia władzy i dostępu do łatwego pieniądza scalającego skamielinę systemu. Dowód tego daje chociażby konstrukcja prawa energetycznego dyskryminująca prosumentów i wspomniane zabiegi konsolidacji energetyki.
Państwo z ograniczonymi interesami (bezpieczeństwo, ład społeczny, polityka zagraniczna) w tym z rozproszoną i zróżnicowaną gospodarką jest państwem obywateli! Państwo korporacyjne, monolityczne jest państwem władzy – rządzących i zrzeszonych z nimi wspólnymi interesami różnorodnych korporacji zawodowych.
Z pozdrowieniami Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję
2 komentarz