Spotkałem się kilka razy z opiniami, że na naszym portalu pleni się ogromnie straszny antysemityzm. Te „spotkania z opiniami” nie były specjalnie miłe, choć dało się dostrzec i zabawne akcenty.
W większości przypadków (przypadków rodem z laboratorium Iwana Pietrowicza Pawłowa) dyskusja nie była możliwa.
Jednak zdarzyło się też, że wystawiona na działanie serwisu Polacy.eu.org osoba nie uciekła z krzykiem, zatykając uszy i ocierając oczy, i mimo swądu przepalających się mentalnych bezpieczników była jeszcze skłonna zamienić parę zdań. Okazywało się wtedy zwykle, że tekstów w ogóle nie czytała, a zdanie wyrobiła sobie (odruchowo?) na podstawie "lektury" kilku nagłówków.
Rekordziście wystarczył jeden rzut oka na stronę. Rozumieją Państwo, co widział? Pełne nienawiści, nacjonalistyczne barwy. Totemicznego orła w rogu. Patologiczną, wielodzietną rodzinę po prawej… Toż każdy element z osobna może uszkodzić w mózgu ośrodek tolerancji!
Przypadki chodzą po ludziach, a ludzie po ulicach. Byle wypad na pocztę dostarcza mi teraz emocji porównywalnych z safari. No, bo kto mi zagwarantuje, że tamta młoda dama z nosem w kolczykach nie dostrzeże u mnie pączkującego antysemityzmu, i w ramach walki z homofobią nie spryska go tolerancyjnie gazem pieprzowym? Albo ów elegancki staruszek: pod pachę wsunięta Wyborcza, na głowie kapelusik. Kto wie, czy w ferworze walki o nowe jutro nie przygwoździ szpikulcem parasola snujących się wokół mnie faszystowskich miazmatów?
Wracając do pacjentów, którzy zechcieli podzielić się opinią o naszym portalu: były to w większości przypadki beznadziejne. Dyskusja z nimi podpadała pod uporczywą terapię, może nawet pod znęcanie ze szczególnym okrucieństwem.
Tylko wyjątkowe osoby przeczytały cokolwiek do końca – mimo tumanów pyłu unoszących się z gruzowisk ich światopoglądów.
Oczywiście żartuję. Żadnego pyłu, żadnych gruzowisk. Światopoglądy wyszły z lektury bez szwanku. Jak to możliwe?
Okazało się, że osoby te miały z rozumieniem tekstów charakterystyczne, powtarzalne problemy. Na przykład brały patriotyzm za faszyzm. Obawę i naturalną odrazę – za homofobię. Odruchy samoobrony postrzegały jako antysemityzm. Brak zachwytu, stuprocentowego poparcia dla "postępowych" postaw i poglądów kwalifikowały jako nietolerancję. A nieobojętny stosunek (celowo nie używam słowa "miłość") do własnego domu, do "tego kraju" i ludzi tu zakorzenionych odbierały jako kierowaną do całej reszty świata NIENAWIŚĆ. W najlepszym razie, jako anachroniczną ułomność.
Próba rozmowy, zadawanie pytań – oj, bolało! Osoby te nawet nie dostrzegały, jak postrzępioną siatką pojęciową się posługują. Były nieświadome faktu, że potykają się o niezwykle silne, współczesne tabu. Zarazem z przekonaniem wyznawały wartość wszelkich wolności, w tym prawa do informacji, swobodnej dyskusji i tym podobnych "demokratycznych" fanaberii.
Rozmowy były prywatne, rozmówcy mi życzliwi i na płaszczyźnie osobistej pozostało mi się z ich odrębnym zdaniem pogodzić.
Zresztą, nawet oficjalnie patriotycznym ciałom zbiorowym miękły kolana, kiedy groziła im perspektywa wirtualnego towarzystwa Polaków.eu.org. Choćby na niesławnej "liście stron patriotycznych"…
Ale, jak głosi znane porzekadło, kiedy uczeń jest gotów, pojawia się nauczyciel. Uczmy się od innych. Uczmy się uczyć innych. Mamy coś pozytywnego do zaoferowania! Przecież nie tylko się bronimy i uciekamy (pardon, wycofujemy na z góry upatrzone pozycje, bo wszędzie indziej pełno wszechmocnych Żydów, oj, joj). To taktyka. Strategicznie, mamy polskość. Perspektywę i cel.
Uczmy się mówić tak, by nas słuchano.
Mało kto będzie chciał otworzyć oczy, by patrzeć na widoki niezbyt miłe (choć prawdziwe). Ale każdy chętnie zawiesi spojrzenie i uwagę na czymś, co jest piękne. Nawet jeśli to "coś" jest za horyzontem kilku lat lub kilku pokoleń. Na to, jakie dla przyszłych pokoleń będzie ich "teraz", mamy wpływ. Moim zdaniem większy, niż na rzeczywistość za oknem.
Lewackie absurdy nie są postępowe, nie są nawet zacofaniem. Już raczej obłędem.
Ale lepsze jest wrogiem dobrego. Ograniczanie się do wizji (lansowanej także przez Wyborczą), że naród to krew i groby jest tyle samo warte, co zasłanianie widoku cytowanym do upojenia przez paleonarodowców Norwidem (naród to zbiorowy obowiązek) i trącącym myszką Dmowskim.
A już zupełnym kuriozum są "programy zmian" polegające na tym, że się zrobi powstanie i "powywiesza komunistów". Co dalej? Jakoś to będzie…
Czy nie byłoby lepiej co dzień i zewsząd słyszeć, że naród to przede wszystkim owocna wspólnota? Że państwo jest po to, by każdy mógł jak najpełniej i szczęśliwie żyć? Że ojczyzna to coś, co przynależy nam i do czego my przynależymy? Dobre miejsce, gdzie jesteśmy u siebie. Same plusy, same pozytywy!
Aż się boję na koniec trzasnąć Czytelnika w mentalny dławik, ale co zrobić. To hasło pasuje jak ulał. Polska dla Polaków. Zapraszamy!
Naczelne (Primates) – rzad ssaków lozyskowych charakteryzujacych sie najlepiej wsród wszystkich zwierzat rozwinietym mózgiem. (Wikipedia)
Jeden komentarz