Niebywały brak politycznej wyobraźni obozu rządzącego nie przebija się do społecznej świadomości. Od poczatku – Tusk po objeciu urzędu premiera RP wrzucił wsteczny bieg w dwóch sprawach – po pierwsze storpedował budowę tarczy antyrakietowej (na ponad rok przed poczatkiem prezydentury Obamy) i po drugie wstrzymał budowę gazoportu przynajmniej na 3 lata. Inaczej mówiąc zainaugurował z Rosją reset na długo przed prezydentem US. Po katastofie prezydenckiego samolotu w której zgineła prawie cała elita narodu – zakwitła przyjaźn Donalda z Władymirem; skutkiem jej było położenie rury na dnie Bałtyku degradującej polskie porty, podpisanie haniebnego kontraktu gazowego z najwyższą w UE ceną gazu i wstrzymywanie importu polskiego mięsa pod pozorem sanitarnych zagrożeń. Ponadto Tusk oświadczył – Polsce silna armia nie jest potrzebna – nikt nie zagraża naszym granicom.
W ślad za taką wypowiedzią premiera rozpoczęto „wygaszanie armii”; uzawodowienie – niby dobre, ale przeprowadzone dyletancko, przede wszystkim nie wdrożono żadnego systemu szkolenia rezerw i nie stworzono godziwych warunków dla przewidywanego korpusu Narodowych Sił Rezerwowych (nie było chętnych być gotowym na każde wezwanie bez odpowiednich gratyfikacji). Ponadto rozpoczęło się pozorowanie modernizacji sił zbrojnych. Gdyby nie zakup samolotów bojowych F-16 i „zakup” po 1 EURO za sztukę samolotów MIG- 29 i czołgów Lepard od RFN i darowanej przez US fregaty, to obraz naszej armii byłby po prostu mizerny. Prawda, że owe darowizny, to sprzęt nie ostatnich generacji i wymagajacy dość kosztownych modernizacji uzbrojenia i wyposażenia, ale to i tak operacje kilkakrotnie tańsze od zakupu nowego sprzętu. Nawet te potrzebne modernizacje toczą się w tempie zapewniającym osiągnięcie wysokiej zdolności bojowej chyba w drugiej połowie XXI wieku.
W czasie rządów PO-PSL budżet MON został uszczuplony o ponad 7 mld. zł. programy modernizacji armii przebiegają prawie wyłącznie w sferze medialnej i papierowej – program śmigłowcowy ma już historię wieloletnią, obrona przeciwlotnicza jest przestarzała, przeciwrakietowa – nie istnieje. Odpowiedzi kieronictwa MON na pytania dotyczce tej obrony brzmiały zawsze – mamy przecież program WISŁA i NAREW (programy obrony powietrznej). Okrety MW mają resursy na wykończeniu – biorąc pod uwagę okres wdrażania nowych jednostek – rysuje się nieodwołalnie luka czasowa w gotowości bojowej naszej wojennej floty.
Co na to prezydent jako zwierzchnik sił zbrojnych; odpowiedź jest krótka – Nic. Nie protestował rownież szef BBN.
Sylwetkę jako człowieka i polityka Komorowskiego określa już kilka faktów. Mianowicie – w czasie głosowania w sejmie nad rozwiązaniem WSI (bedącymi w istocie przedłużeniem KGB na Polskę) – poseł Komorowski jako JEDYNY był przeciwny. W czasie smoleńskiej tragedii – marszałek Komorowski skamlał u prezydenckiego ministra Andrzeja Dudy, by ten uznał, iż jest pełniacym obowiazki prezydentem RP i wpuścił go do pałacu w momencie, kiedy jeszcze nie był znany los Lecha Kaczyńskiego); teraz, kiedy dowiedział się o kandydowaniu A. Dudy na prezydenta udał dowcipnego (albo głupiego) mówiąc, iż zna tylko Dudę – przewodniczacego „Solidarności”. Po zakończeniu uroczystości pogrzebowych ofiar katastrofy smoleńskiej – Komorowski oświadczył, iż „państwo polskie zdało egzamin”. Zgineła elita polityczna i społecna narodu, doczesne szczątki ofiar zostały pozamieniane (wstrzymano ekshumację, gdyż prawdopodobieństwo totalnych zamian było bardzo wysokie). Pomijam fakt, że „polskie” służby konsularne nic nie zrobiły by temu zapobiec, by zapobiec wreszcie (do właściwego Rosjanom) barbarzyńskiemu podejściu do zwłok.
Kilka miesiecy po katastrofie – prezydencki minister – niejaki Nałęcz (a jakże – profesor) ośwadczył, iż „nie ma takiej ofiary, jakiej naród polski nie powinien złożyć na ołtarzu przyjaźni z Putinem”. Takie złowieszcze oświadczenie bezpośrednio po takiej katastrofie (a wiele wskazuje na to, że po zamachu). Później Nałęcz tłumaczył, że przyjaźń z byłym ppłk KGB, to swoisty signum tempori, to prognostyk demokratyzacji Rosji itp. Przy najlepszej wierze w dobre intencje Nałęcza można powiedzieć, iz jego polityczna wyobraźnia jest na poziomie tzw. „pierwszej naiwnej” aktoreczki w teatrzyku dla lalek.
BBN pod kierownictwem gen. kozieja (a jakże – profesora) „wypracowało” w 2012 r. doktrynę, w myśl której to Rosja, a nie NATO powinna być gwarantem pokoju w Europie. Przypomina mi sie rola „gwarantki” Katarzyny Wielkiej w stosunku do Polski. Jak Putin rozumie rolę gwaranta (jakiej się podjał wspólnie z US i GB w stosunku do nienaruszalności granic Ukrainy) – widzimy wszyscy.
Po powrocie ze szczytu NATO w Newport – Komorowski zapowiedział podniesienie budżetu MON do 2 % PKB i budowę „polskiej” tarczy antyrakietowej. Rząd zareagował dość chłodno – staneło na tym, że budżet MON zostanie podniesiony dopiero od roku 2016 (kiedy zarówno Tusk, jak i Komorowski pożegnają się z władzą). Idea polskiej tarczy to nie jest nowa rzecz, to projekt Bumaru (oczywiście w oparciu o rakiety konstruowane już w państwach NATO).
Na ostatniej konferencji prasowej MON Minister Siemoniak i wice – Mroczek zadeklarowali, że przetargi na zakup 70 szt. wielozadaniowych śmigłowców i zakup rakiet do wspomnianej tarczy – zostaną rozstrzygniete w pierwszej połowie roku. Zapewnienia o już, już – lada miesiąc rozstrzygnięciu przetargu na śmigłowce słyszę od Siemoniaka przynajmniej od dwóch lat. W przypadku rakiet wybór jest miedzy dwoma tylmko producentami – europejskim MBDA i amerykańskim Rhaytonem (Patrioty) – tu trzeba działać intensywnie – także na szczeblu politycznym, gdyżj w przypadku US potrzebna jest zgoda Senatu…
Cóż – konkluzja jest dość ponura; dotychczasowe działanie w sferze obronności Polski, to były działania pozorowane polegajace w gruncie rzeczy na stopnowe likwidacji armii. Obecna sytuacja geopolityczna przemieniła dawnych gołębi w „jastrzębie”, ale niesamowity deficyt wyobraźni politycznej i brak wiedzy ogólnie powiem – wojskowej – wyklucza możliwość przemiany tych ludzi w rzeczywiste jastrzębie – to cały czas będą tylko po – jastrzębie (pełniace obowiązki jastrzębi).
Ludzie, od których zależy obronność kraju zachowują się tak, jakby mieli przynajmniej 10 lat do jej budowania, a rzeczywistość jest taka, że owa obronność potrzebna jest od wczoraj…