– Niczego nie wycofuję. Napisałbym jeszcze więcej, bo dziś też więcej wiem – mówi „Faktowi” Cezary Gmyz, autor kontrowersyjnego tekstu o trotylu we wraku polskiego Tu-154M.
Gmyz, który w związku z publikacją stracił kilka dni temu pracę w "Rzeczpospolitej", przekonuje, że czuje się odpowiedzialny za swój tekst.
– Jestem człowiekiem dorosłym, ponoszę odpowiedzialność za swoje czyny i słowa i publikując materiał, miałem pełną świadomość, że spotka się on z szerokim odzewem – mówi "Faktowi".
Podkreśla też, że już w trakcie konferencji prokuratury, podczas której śledczy zdementowali jego ustalenia, "wpadł do naczelnego z okrzykiem: »kłamią«".
– Naczelni gazety byli już jednak wtedy totalnie spanikowani i chyba nie mieli ochoty na rozmowę ze mną. Wróciłem więc do swojej roboty dziennikarskiej – twierdzi.
Tłumaczy jednak, że słów prokuratorów nie nazwałby wprost "kłamstwem". – Wypowiedź była tak skonstruowana, żeby nie skłamać, ale i prawdy nie powiedzieć – przekonuje.
Broni też swoich kolegów, którzy zostali zwolnieni po publikacji. Jak przekonuje, odpowiedzialność za tekst ponosi on i redaktor naczelny, który zezwolił na publikację.
– Zwolnienie dwóch osób, które nie miały nic wspólnego z tym tekstem, czyli wicenaczelnego Bartosza Marczuka, który był wtedy na urlopie i szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego, który opowiadał się za tym, żeby te publikacje przesunąć minimalnie w czasie, a później jego praca ograniczała się do korekty przecinków i pewnych sformułować, jest totalnym absurdem – tłumaczy w rozmowie z "Faktem".
Dziennikarz nie wycofuje się ze swoich ustaleń. – Napisałbym jeszcze więcej, bo dziś też więcej wiem – tłumaczy. Dodaje też, że jego zdaniem oświadczenie prokuratury potwierdza to, co napisał.
We ubiegły wtorek "Rzeczpospolita" w artykule "Trotyl we wraku tupolewa" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny.
Po publikacji artykułu prokuratura wojskowa zaprzeczyła ustaleniom dziennika. Wskazała, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność substancji wysokoenergetycznych, ale też ślady wielu innych substancji. Według prokuratury dopiero badania laboratoryjne będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych.
Więcej: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/gmyz-napisalbym-wiecej-bo-dzis-wiecej-wiem,1,5298898,wiadomosc.html