Utarło się, że Polacy mają „liberalny” stosunek do przepisów – przestrzegają ich wtedy, gdy nie ma innego wyjścia. Czyżby?
Warszawska Wola. Skrzyżowanie ulicy Wolskiej i Alei Prymasa Tysiąclecia. Południowa strona ul. Wolskiej.
No to czytamy znaki: na samej górze – „Zakaz zatrzymywania”; poniżej tabliczka „Nie dotyczy chodnika”. A na chodniku – w tym przypadku wszechstronnie zbędne słupki ze znakami miasta – na wypadek, gdyby ktoś chciał się zatrzymać zgodnie z prawem.
To samo skrzyżowanie, ale widok Alei Prymasa Tysiąclecia w kierunku ulicy Kasprzaka.
Zakaz zatrzymywania, bez żadnych wyjątków.
Inna perspektywa, ta sama ulica. Słupków brak. Na wypadek, gdyby ktoś chciał zatrzymać się wbrew przepisom.
A teraz wróćmy jeszcze na chwilę do pierwszego zdjęcia ulicy Wolskiej. Z prawej strony widnieje znak „Zakaz ruchu pieszego” i a poniżej tabliczka ze strzałką „Przejście druga stroną ulicy”.
No to przechodzimy, a tam przejście oznakowane w następujący sposób:
Przepisowy szach – mat!
Fot.: MN