– czyli Kampert i Grolik w akcji. Tekst Jadwigi Chmielowskiej o działaniach AK na Śląsku.
W marcu 1943 r. powstał w Gestapo plan rozbicia inspektoratu katowickiego AK. Pomimo wielu aresztowań Berlin naciskał na definitywne rozprawienie się z polskim podziemiem na Śląsku.
Do rozpracowania katowickiej struktury AK przyczynił się Grolik z Kampertem.
Wiktor Grolik pochodził ze śląskiej rodziny górniczej z Katowic. Posiadał jedynie podstawowe wykształcenie i jego zawodem, można powiedzieć było donosicielstwo. W latach 1929 -30 należał do Komunistycznego Związku Młodzieży, z którego go wyrzucono za składanie donosów do policji. Zatrudnił się na kopalni „Kleofas” i od razu niemal przeszedł do działalności w związkach zawodowych i ponownie pełnił tam rolę kapusia. Po wkroczeniu Niemców w 1939r. zatrudnił się jako szlifierz w hucie „Baildon” i natychmiast nawiązał współpracę z Sicherheitspolizei. Dostał nawet od komendanta list polecający do dyrekcji huty. W kwietniu 1941r. dzięki poparciu niemieckich protektorów przeniósł się do fabryki obuwia „Bata” w Chełmku, a już w grudniu został kierownikiem sklepu obuwniczego w Świętochłowicach. Powołano go do Wehrmachtu i tam też „kapował”. W 159 pp w Lingen doniósł na swoich kolegów Ślązaków, że nie tylko mówią między sobą po polsku, ale i wrogo odnoszą się do III Rzeszy. Konstanty Kłosek, Roman Stencel, Sendela i Wincenty Rozumek trafili karnie na front wschodni. Nie podobała się jednak służba wojskowa Grolikowi i podczas urlopu złożył podanie do katowickiego Gestapo – twierdząc, że w charakterze agenta więcej się przysłuży Niemcom niż w roli żołnierza. Reklamowany z wojska w lutym 1943 r. trafił pod rozkazy słynnego kata Śląska Paula Baucha. Na początek miał Grolik rozpracować Polską Organizację Wojskową – „Wyzwolenie”. Była to struktura założona przez plutonowego rezerwy Wojska Polskiego – Gerarda Kamperta. Grolik tak dalece zyskał zaufanie, że prawie natychmiast został zastępcą komendanta i szefem wywiadu. (Akta Sądu Okręgowego w Katowicach, sygn. 121/47 – archiwizowane w GKBZH w Polsce t. I s. 95, 191, 86-89,92)
„Wyzwolenie” nie było liczne – zrzeszało ok. 100 członków, głównie z Wełnowca, Nowej Wsi i Kochłowic – była to, więc struktura katowicka i nie powiązana z innymi. Nie posiadała broni.
Gestapo liczyło, że znajdzie przez tę organizację kontakt z AK i w ten sposób rozpracuje nie tylko inspektorat katowicki ale i komendę okręgu. W tym czasie trwała w AK akcja scaleniowa.
Grolik wg wskazań Gestapo miał nawiązać kontakt z AK, wszcząć pertraktacje scaleniowe, wyolbrzymiając siły „Wyzwolenia”, domagać się rozmowy z Komendantem Okręgu, żądać dla Kamperta i siebie jak najwyższych stanowisk w AK w zamian za przekazanie ludzi, przeciągać pertraktacje, a w czasie prowadzonych rozmów rozpracowywać działaczy AK, składać w Gestapo szczegółowe relacje. Osoba Kamperta tym planom, nie przeszkodziła. Grolik był od niego o wiele bardziej inteligentny i wyrobił sobie taką pozycję w „Wyzwoleniu”, że właściwie odgrywał w tej organizacji rolę kierowniczą
– napisał Juliusz Niekrasz w swojej książce „Z dziejów AK na Śląsku” s. 193.
Plan Gestapo przez zwykły przypadek mógł być niestety szybko zrealizowany. W kwietniu 1943r. Kampert spotkał na ulicy swojego kolegę z wojska Jerzego Kanię, podoficera 73 pp.
W rozmowie Kampert usiłował zwerbować Kanię do swojej organizacji „Wyzwolenie”. Mieli do siebie pełne zaufanie i Kania przyznał się, że należy już do AK. Podczas kolejnej rozmowy, już w domu Kani, Kampert wyraził chęć przystąpienia z całą swoją organizacją do AK. J. Kania ps. „Jastrząb” był szefem łączności obwodu Katowice. Przekazał informacje komendantowi Wojskowej Służby Ochrony Powstania (WSOP). Była to formacja niebojowa. Jej zadanie to ochrona obiektów przemysłowych i kolei podczas wybuchu powstania. Szef WSOP w inspektoracie, Antoni Gabrysiak ps. „Rys”, polecił Andrzejowi Jackowiakowi i Kani zebranie szczegółowych informacji. Komendant – Wacław Stacherski bardzo się ucieszył z możliwości powiększenia siły inspektoratu katowickiego i powierzył prowadzenie rozmów scaleniowych Gabrysiakowi. Ten wspaniały żołnierz odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari, nie miał jednak doświadczenia wywiadowczego, a za tym żadnych szans by sprytny agent Grolik nie zdobył jego zaufania. To był szkolny błąd. Takie zadania powierza się wyłącznie oficerom kontrwywiadu. Niestety z wyjątkiem inspektoratu rybnickiego kontrwywiad AK, w przeciwieństwie do wywiadu, był na Śląsku słaby. Niestety, ze względu na przeszłość Kamperta, nawet nie tylko drobne podejrzenia były lekceważone. Był on przed wojną Prezesem Koła Rezerwistów WP na Wełnowcu.
Filip Copik, były powstaniec założył w 1919 r. TG „Sokół” na Wełnowcu oraz Klub sportowy „Orzeł” w Józefowcu (dzielnice Katowic). Po wybuchu wojny został wysłany na roboty przymusowe w Witterdzie. Po śmierci żony w lutym 1941r. został zwolniony. Musiał opiekować się siedmiorgiem małych dzieci. Najstarsza córka Antonina Copik miała wtedy 16 lat. Przed wojną była aktywną działaczką „Sokoła”. Kartki żywnosciowe dla Polaków były dwukrotnie mniejsze niż dla Niemców. Żona Kamperta robiła papierosy i handlowała nimi. Któregoś dnia ojciec wysłał Antosię po papierosy, kilka domów dalej, do Kampertów. Znali się z kościoła, Kampert przed wojną chodził w mundurze polskim, był uważany za wielkiego polskiego patriotę. Antonina rozmawiała z Kampertową w kuchni. Przez oszklone drzwi zobaczyła w pokoju, którego okna wychodziły na ul. Józefowską, w poświacie lampy ulicznej sylwetkę oficera niemieckiego w czapce. Żona pytana czy jest Gerard zaczęła kręcić. Po powrocie do domu Antonina opowiedziała ojcu to, co widziała u Kampertów. Byli powstańcy wzięli mieszkanie pod obserwację. Okazało się, że do Kampertów dość często w godzinach wieczornych, po godz. policyjnej przyjeżdżało Gestapo. Ostrzegano znajomych. Niestety nie wszyscy wierzyli, życie stracił sąsiad Kamperta – Franciszek Szymański, były poseł na Sejm Śląski. Trafił do Auschwitz. Macki Grolika sięgnęły nawet do Zawiercia. Rozpracowywał organizację prof. Brozowskiego.
Antonina Copik miała już pewne doświadczenie konspiracyjne. Na początku wojny, gdy ojciec nie wrócił jeszcze z ewakuacji na wschód musiała pracować. Rodzina matki – Sitkowie załatwili jej pracę służącej u Markusów. Jeden z synów tej bogatej niemieckiej rodziny był w Wehrmachcie, a córka przed wojną wyszła za mąż za Żyda. Ukrywał się on w drapaczu chmur przy ul. Żwirki i Wigury. Przez trzy miesiące, dwa razy w tygodniu Antonina dostarczała mu żywność.
W rozmowach scaleniowych Grolik przestawiał „Wyzwolenie” jako silną, liczącą prawie 2 000 członków organizację. Mówił nawet o własnym oddziale partyzanckim w Beskidach. Wykorzystał informację pochodzącą z Gestapo, że funkcjonuje oddział partyzancki o takiej nazwie. Chciał dla niego dotacji 15 tyś marek. Grolik żądał dla siebie funkcji szefa wywiadu inspektoratu, a dla Kamperta członkowstwa w sztabie Okręgu. Obaj przeciągali rozmowy do czasu spotkania z komendantem Śląskiego Okręgu.
Inspektor por. Wacław Stachurski ps. „Nowina” zameldował Komendantowi Okręgu Zygmuntowi Jankemu o prowadzonych rozmowach. Zalecał on jednak zachowanie ostrożności i gdy dostał informacje o przeciąganiu się rozmów zalecał wręcz zaniechanie akcji scaleniowej.
„Wyzwolenie” otrzymało od „Nowiny” żądane 15 tys. RM dla oddziału partyzanckiego. Grolikowi proponowano stanowisko w wywiadzie, ale nie w inspektoracie tylko w WSOP.
Uzgodniono, że Kampert i Grolik będą przekazywać członków swojej organizacji po kolei – obwodami. Zacząć mieli od Chorzowa. Ujawniono nazwisko Józefa Krawczyńskiego ps. „Komar” – komendanta na tym terenie. Stanowisko obiecane Grolikowi w WSOP, zajmował dotąd Alojzy Woźniak. Zgodził się on dla dobra sprawy, bez oporu przekazać swoje obowiązki nowemu szefowi wywiadu. Jednak natrętne pytania Grolika wzbudziły nieufność Woźniaka . Złożył meldunek, w którym napisał, że wg niego ani Grolik ani Kampert nie zasługują na zaufanie. Nie dał Grolikowi też swoich kontaktów. Kampert i Grolik nie przekazali w umówionym terminie ani jednego żołnierza „Wyzwolenia”.
„Gabrysiak zarządził odprawę sztabu WSOP na dzień 8 stycznia 1944r. Miała na niej być ostatecznie rozstrzygnięta sprawa „Wyzwolenia”. O spotkaniu został powiadomiony inspektor „Nowina” a wezwani Kampert i Grolik. Miejscem spotkania miała być kwaszarnia kapusty w Katowicach przy ul. Chorzowskiej 65, należąca do zastępcy szefa łączności w WSOP, Henryka Dyli ps.„Liszka”. Położona była na uboczu i służyła już za miejsce odpraw.
Gestapo było oczywiście powiadomione przez Grolika o wszystkim wcześniej i obstawiło teren dużymi siłami. Akcją kierował Bauch, który zadecydował, że zacznie działać jedynie wówczas, gdy na odprawę przybędzie inspektor „Nowina”. Aresztowanie „Nowiny” miało zapoczątkować „masówkę”. Bauch czekał na sygnał o jego przybyciu. Inspektor na odprawie się nie pojawił. Podczas niej przybiegł żołnierz z obstawy z meldunkiem, że w pobliżu kwaszarni dostrzeżono trzy ciężarowe samochody z ludźmi, prawdopodobnie gestapowcami. Gabrysiak kazał stopniowo rozchodzić się. Także i to wydarzenie nie wzbudziło wystarczająco silnych podejrzeń i nie doprowadziło do ostatecznego zerwania rozmów z przywódcami „Wyzwolenia” – opisał Juliusz Niekrasz w cytowanej książce s. 195
Kampert z Grolikiem dostali kolejny termin do przekazania ludzi i rozliczenia się z dotacji. Gdy nie wywiązali się z obietnicy dostali informację, że jeśli sprawa nie zostanie załatwiona natychmiast, to zostanie ona przekazana do Wojskowego Sądu Specjalnego funkcjonującego przy Komendzie Okręgu.
Kampert odpowiedział groźbą: „Wpierw ja was wykończę niż wy mnie”. J. Niekrasz zajmujący się po wojnie sprawą zdrady Grolika i Kamperta napisał w swej książce, że brak akt personalnych katowickiego Gestapo nie pozwala stwierdzić, kiedy Kampert poszedł na współpracę z Niemcami. Czy kiedy odkrył, że Grolik jest agentem Gestapo, więc on i jego cala organizacja wpadła w potrzask? Czy Grolik go zwerbował? Czy tak, jak wyśledzili koledzy A. Topika, Kampert dużo wcześniej był już niemieckim agentem. Okazało się, że 15 tys. marek przekazane przez „Nowinę” Kampert i Grosik zwyczajnie zdefraudowali. Członkowie „Wyzwolenia” nie zdawali sobie sprawy z agenturalnej działalności swoich szefów. Podczas ich procesu, już po wojnie, zgłaszali się twierdząc, że zaszła jakaś wielka pomyłka.
Zupełnie niewytłumaczalne jest postępowanie inspektora „Nowiny”. Por. Wacław Stacherski, pomimo wielu ostrzeżeń postanowił sam rozmówić się z Kampertem i Grolikiem. 20 marca 1944 r. poszedł sam do mieszkania Grolika mieszczącego się przy ul. Wojciechowskiego 160. Był bez obstawy, miał tylko dwa pistolety i granaty produkcji AK. Nowina słynął z odwagi. W mundurze oficera SD z Mikołajem Beljungiem złożył wizytę w mysłowickim obozie Ersatz-Polizei-Gefängnis- Myslowitz.
Spotkanie umówił Gabrysiak, który spotkał się przed teatrem w Katowicach z Grolikiem i Kampertem. Grolik zdążył powiadomić Baucha. Pod dom Grolika ściągnięto 30 gestapowców. Wygaszono na ulicy światła i ustawiono reflektory. Gdy „Nowina” wyszedł z sieni został oślepiony i nie udało mu się nawet wyciągnąć broni.
Najpierw trafił do obozu w Mysłowicach a następnie do KL Auschwitz. W jednym z grypsów pisał:
Aresztowano mnie 20 marca, przeprowadzałem rozmowę z komendantem oddziału partyzanckiego przyprowadzonego przez „Trepa” ( Kampert – przyp. red.). Po rozmowie, kiedy wychodziłem z mieszkania na celowo wygaszoną ulicę, złapano mnie dosłownie za ręce. Wyszarpnąć się już nie zdołałem. „Trep” i „Żar” po zdefraudowaniu 10 tys. RM ( sprawa Małego) sprzedali się Gestapo na konfidentów i oni przygotowali zasadzkę. Gestapo na długo przed aresztowaniem miało gotową listę nazwisk i adresów, na której wielkość złożyły się wspólne zeznania Sarny, Czarnego Jura, a przede wszystkim Migulca i Karpa, dalej dane dostarczone przez Trepa. Z tą listą czekano tylko na moje aresztowanie, no i zaczęła się rzeźnia.
W innym grypsie „Nowina” powiadamiał Komendanta Okręgu Zygmunta Waltera Jankego:
Zygmunt! W trakcie pisania kartki udało mi się przeprowadzić rozmowę z Jastrzębcem i Okoniem. Jastrzębiec twierdzi, że jego inspektorat jest bezpieczny, ale znaleziono przy nim plany zrzutów i nasłuchów zrzutów lotniczych. Należy wszystko natychmiast zmienić. Okoń opowiedział mi przyczyny swojego aresztowania. Wpadł przez „Kila” (Grolik – przyp red.), szefa wywiadu w WSOP, który okazał się starym konfidentem i współpracownikiem „Trepa” (Kamperta – przyp. red.). „Kil” organizował w kwietniu wyprawę na Mysłowice, celem odbicia mnie i dostawienia do Komendy Głównej, która miała mnie ukarać za to, że sypię. Wyprawa była organizowana z rozkazu Gestapo i naturalnie cały oddział został wystrzelany. Między innymi zginęli Wieś, Benke i Biały. Gestapo organizowała więcej takich sztuczek, które z jednej strony miały poderwać mój autorytet a z drugiej strony pakować nowych ludzi w nieszczęście. Z wyjątkiem północy organizujcie wszystko od nowa albo postawcie krzyżyk. Telefon więzienny (blok 11 to więzienie cywilne – ubrania i włosy) doniósł mi przed chwilą, że Jastrzębca i Strugę wzięli przed chwilą na przesłuchanie. Pewnie i ja zaraz pójdę. Całe moje dotychczasowe zeznania wzięły w łeb, więc perspektywa nowych przesłuchań nie jest miła. Jakoś będzie. Przyślijcie nowy adres do korespondencji. Jeśli Jastrzębiec da adres to poślę jeszcze jedną kartkę na Zawiercie. Niech Bóg da Panu wypełnić to, czego nam doczekać nie pozwolił. Czołem.
Według Andrzeja Różanowicza członka śląskiej AK i zebranych przez niego relacji kolegów Kampertowi i Grolikowi „udało im się spotkać z ppor. Andryszakiem i przedstawić plan akcji. Mówili o kilku przekupionych strażnikach, możliwości wyłączenia alarmu i telefonu oraz otwarciu bramy, gdy nadjedzie ciężarówka. Twierdzili, że cela jest rozpoznana i można błyskawicznie odbić więźnia, a potem, przez Niwkę-Modrzejów dojechać do lasów olkuskich. Pospiesznie ustalono, że akcja zostanie przeprowadzona 7 kwietnia wieczorem, ale przedtem dowódca rozpozna miejsce operacji i podstawionym samochodem pojedzie do Bielszowic, by pilotować oddział.
Jak ustalono wcześniej, przy pętli tramwajowej w Mysłowicach czekali Grolik z Kampertem. Zaprowadzili oni ppor. Andryszaka oraz Wiktora Adamczyka przed więzienie. Tam już czekało dwóch cywilów w skórzanych płaszczach. Widząc ich Andryszak i Adamczyk błyskawicznie otworzyli ogień z broni krótkiej. Tamci odpowiedzieli strzałami z pistoletów maszynowych i ranili śmiertelnie akowców, choć wg planu gestapo należało ich pojmać żywych. Ranny został też Grolik. Natomiast druga część planu dotycząca likwidacji oddziału operacyjnego katowickiego inspektoratu AK, niestety się powiodła. Kampert zaraz po strzelaninie pod mysłowickim więzieniem, pojechał z konfidentem znanym w konspiracyjnych kręgach jako kapitan "Strzała" do Bielszowic. Tam przekazał partyzantom wiadomość, że ich dowódca czeka w Mysłowicach i by dołączyć do niego pojadą przez las. Za kierownicą ciężarówki "wypożyczonej" z kopalni Bielszowice usiadł Stanisław Jarosz, ps. "Mały", będący sierżantem WP. Reszta uzbrojonego oddziału usiadła z tyłu.
Kiedy konwój leśnymi drogami dotarł do szosy murckowskiej koło kolonii Zuzanna, zjechał w prawo w giszowiecki las na drogę prowadzącą do szybu Jan.
Po kilkudziesięciu metrach osobowy samochód Kamperta zatrzymał się. Stanęła i ciężarówka. Wtedy rozbłysły reflektory, samochód osobowy gwałtownie ruszył do przodu, a na ciężarówkę z obu stron posypał się grad strzałów z broni maszynowej. Zabito oślepionego reflektorami kierowcę, a potem całkowicie zaskoczonych, siedzących pod plandeką partyzantów. Nie ocalał nikt. Zmasakrowane zwłoki wrzucono do wykopanego na skraju lasu dołu.
Rok po tej tragedii, już po wojnie, mieszkańcy Zuzanny postawili tu dwa krzyże i zapalali znicze. Potem kolonię wyburzono, a w miejscu dawnej drogi powstała trasa szybkiego ruchu. Znikły krzyże, powoli zapomniano o pomordowanych partyzantach.” (http://www.giszowiec.sewera.pl/pl/index.php?co=historia&jak=h4 na podstawie "Masakra w giszowieckim lesie" Andrzej Różanowicz, ps."Głuszec" oraz wspomnień Kurta Piechuły, byłego członka opisywanego oddziału AK)
W jednym z ostatnich grypsów „Nowiny” napisanych do żony Irys Stacherskiej czytamy:
O Irys! Jest Bóg, choć tak trudno dzisiaj w to uwierzyć, i niech się dzieje wola Jego. Wczoraj, w niedzielę, wysłuchałem przez okno piwniczne mszy św., którą odprawiano skrycie na parterze. Przypomina mi to starochrześcijański okres katakumb. Jeden Bóg może tylko wiedzieć, gdzie było więcej świętych i męczenników – w Rzymie czy w Oświęcimiu.” ( grypsy J. Niekrasz ”Z dziejów AK na Śląsku” s. 202; 203)
Por. Wacław Stacherski, ps. „Nowina” został stracony 18 września 1944r. Jego żona przebywała wtedy już w obozie koncentracyjnym.
Nazajutrz po aresztowaniu Inspektora „Nowiny” od wczesnych godzin porannych 21 marca 1944r. trwały aresztowania. Komendanta WSOP inspektoratu katowickiego Gabrysiaka aresztował sam Grolik („Kil”) Dowiedział się, że ukrywa się on u Franciszka i Antoniego Trzebowskich. Franciszek ps. „Twardy” był komendantem placówki AK w Katowicach – Ligocie, a Antoni ps. „Potrzeba” jego zastępcą. Gdy Grolik wszedł do mieszkania Trzebowskich, Gabrysiaka nie było, bo przebywał często w sąsiedztwie. Trzynastoletnia dziewczynka, kiedy usłyszała o co chodzi powiedziała – „to ja zawołam wujka” i po chwili przyprowadziła Gabrysiaka. Na ulicy Grolik wyciągnął paczkę papierosów w stronę Gabrysiaka. To był znak. Podbiegli gestapowcy i skuli kajdankami. Po chwili aresztowali też obydwu braci Trzebowskich. Dzięki posiłkom Gestapo z Wrocławia w nocy z 21 na 22 marca aresztowano wielu Polaków. Zostali oni straceni lub zmarli w trakcie śledztw w obozach koncentracyjnych.
Na karę śmierci skazani zostali między innymi, Antoni Gabrysiak, Andrzej Jackowiak, Wincenty Wajda, Leon Faliński, Wojciech Czarny, Franciszek Trzebowski, Paweł Hein, Wilhelm Motyka, Piotr Klama, Jan Wieczorek, Aleksander Koszeluk, inż. Franciszek Ścigała,Feliks Domagalski, oficer wywiadu przy sztabie Okręgu Walenty Niewrzędowski, oficer wywiadu w sztabie Okręgu – Deny, Michał Cebula, szef propagandy Paweł Chromik, Żelozko i radiowy łącznik – telegrafista Władysław Saternus.
Uratował się jedynie Antoni Trzebowski. Śmiertelnie chory więzień, z którym był transportowany po procesie w Berlinie zaproponował mu zamianę tożsamości w przypadku swego zgonu. Zamiast na szafot A. Trzebowski trafił do obozu koncentracyjnego i przeżył wojnę.
Gdy tylko informacja o masowych aresztowaniach dotarła do komendy Okręgu, mjr Migula przyjechał do Katowic i wywiózł samochodem zmagazynowaną broń i archiwum inspektoratu. Opróżnił skrytkę na strychu kamienicy na rogu ul. Jagiellońskiej i Plebiscytowej w Katowicach. Opiekował się nią stary powstaniec śląski z zawodu szewc. Broń przechowywana była także w domu przy ul. Mariackiej 16. Tą skrytką zajmował się Jan Ratajczak.
W nocy 21/22 marca gestapo aresztowało 58 osób z najwyższego kierownictwa katowickiej AK. W raporcie dziennym nr 7/III z 24 marca 1944 roku szef urzędu kierowniczego Gestapo w Katowicach napisał:
>>Wśród aresztowanych znajduje się 3 komendantów powiatowych i 9 komendantów miejscowych. Pozostali należą do sztabu inspektoratu lub sprawują funkcje dowódców plutonów i grup.<<
Ale to był dopiero początek. W ciągu kolejnych kilku tygodni gestapo ujęło około 600 osób
– napisał Wojciech Kempa w artykule „W szponach gestapo Cz. I”
Kamperta i Grolika udało się postawić przed sądem dopiero po wojnie. Dostali wyrok śmierci.
Aż dziw bierze, że nawet we współczesnych czasach nadal lekceważone są symptomy zdrady. Wystarczy, że taki kret sam się reklamuje, pozoruje działalność dopisując się do akcji innych i zdobywa uznanie. Nikomu nie przeszkadzają dezintegracyjne akcje, znana i bardzo nieciekawa przeszłość. Pozwala mu się awansować wyżej i wyżej, zdobywać kontakty.
Potem przychodzi wielkie zdziwienie, gdy jest już za późno. W ten sposób następuje przejmowanie struktur i kompromitacja organizacji.
Tekst ukazał się w „Gazecie Śląskiej” z 4.01.2012r.
OTRZYMAŁEM MAILEM
Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.