Co najmniej od tygodnia mama Łukaszka chodziła po mieszkaniu i przypominała wszystkim, że tego dnia jest niezwykle ważny film.
Co najmniej od tygodnia mama Łukaszka chodziła po mieszkaniu i przypominała wszystkim, że tego dnia jest niezwykle ważny film.
– Światowa premiera! – podkreślała. – I u nas też będzie! Patrzcie, jak nas doceniają! Zamiast wyzywać od kartofli i piętnować, to pozwalają nam obejrzeć film o nas! Równo z wszystkimi innymi! Sukces!!
I tego dnia mama pilnowała, żeby wszyscy byli gotowi na czas. Żeby Łukaszek odrobił lekcje. Żeby siostra Łukaszka zdążyła się wygadać przez telefon. Żeby tata Łukaszka zdążył pójść po zakupy. Żeby dziadek zdążył przeczytać gazetę. Żeby babcia Łukaszka zdążyła wziąć leki.
– Wszyscy już byli siku? – krzyczała mama Łukaszka pięć minut przed początkiem emisji. – No to prędko, prędko, przed telewizor!
– Nie chcę! – zdążył tylko powiedzieć Łukaszek, ale mama wepchnęła go do pokoju. Włączyła telewizor, ustawiła odpowiedni kanał, zastawiła drzwi fotelem i usiadła na nim z pilotem w ręku.
– Proszę was, żebyście obejrzeli ten film – powiedziała.
– No chyba się przychylimy do twojej prośby – powiedział z sarkazmem tata Łukaszka.
…na ekranie pojawił się lektor.
– Dzisiaj zaprezentujemy państwu prawdę o wydarzeniach, które miały miejsce z Związku Radzieckim w latach drugiej wojny światowej. A dotyczą tak zwanych wypadków w Lesie Katyńskim. Film oparty jest na faktach, dokumentach i oficjalnych stanowiskach zainteresowanych państw. Zapraszamy na film.
– Wypadków? – uniósł się dziadek ale wszyscy zaczęli psykać żeby był cicho.
Zagrała triumfalna muzyka i na ekranie pojawiła się para. Mężczyzna i kobieta, w uniformach roboczych, przytuleni do siebie, ekspresyjnym gestem wznosili w powietrze żółtą ramkę.
Pod spodem pojawił się napis: "Geographical Nationalist w kooperacji z Mosfilm, prezentuje: Katyn. The real truth".
Pierwszym zaskoczeniem było to, że film był w wersji rosyjskojęzycznej, z polskimi napisami. Drugim: nazwisko niezależnego eksperta od spraw historycznych. Był to Maksym Beria.
– We wrześniu tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku hitlerowscy faszyści zaatakowali Polskę – rzekł ekspert. – Kraj ten istniał dopiero dwadzieścia lat, nic więc dziwnego, że jego ludność żyła jeszcze w otępieniu i chaosie. Polska została pokonana w kilka tygodni przez hitlerowców, a część armii polskiej znalazło się na ówczesnych terenach ówczesnego ZSRR.
– Związek radziecki gościnnie przyjął polskich oficerów – kontynuował niezależny ekspert do spraw transportu, Michaił Beria. – Dostali kwatery, wyżywienie i przejazdy koleją. Gratis!
Pokazano sceny, jak w pięknym dworku w lesie biedny rosyjski chłop pastuje buty polskich oficerów, którzy siedzą przy stoliku, grają w karty i popijają kawę z pięknej porcelany. Wkrótce jednak nadszedł rok czterdziesty pierwszy, faszystowscy hitlerowcy napadli na ZSRR i tym samym Związek Radziecki nawiązał kontakty z aliantami.
– Wtedy to polskie władze zażądały od władz radzieckich uwolnienia swoich oficerów. Ale okazało się, że zostali oni już wcześniej zwolnieni. Związek Radziecki to olbrzymi kraj, to nie można cały czas każdego pilnować i zgubić się łatwo – rozłożył ręce niezależny ekspert od geografii, Sierioża Beria.
– I wtedy okazało się, że hitlerowcy trafili na ślad tych oficerów – oznajmił niezależny ekspert do spraw hitlerowców, Gienadij Beria. – W lesie pod Katyniem odkopali ich trupy. Mnóstwo trupów. Nikt temu nie dawał wiary. Była wojna, państwa walczyły ze sobą na śmierć i życie, a hitlerowcy co? Co robią? Zajmują las i zamiast walczyć dalej, to się zatrzymują i kopią. Po co niby kopią? A bo może trupy będą. I masz, jak na zawołanie: są! Paliaki!
– Władze postanowiły, że muszą odpowiedzieć prawdą na faszystowskie łgarstwo, jakoby to ZSRR zabiło tych ludzi – rzekł spokojnym dumnym głosem niezależny dziennikarz, Konstanty Beria, pisujący pod pseudonimem Icek Goldberia. – Powołano specjalną komisję. Była to Specjalna komisja ds. ustalenia i przeprowadzenia śledztwa okoliczności rozstrzelania w lesie katyńskim polskich jeńców wojennych przez niemiecko-faszystowskich najeźdźców. Na jej czele stanął Nikołaj Burdenko. Skromny człowiek, znakomity naukowiec, wspaniały lekarz.
– Burdenko miał arcytrudne zadanie – pyknął z fajki niezależny ekspert do spraw wojny, Aleksander Beria. – Proszę pamiętać, że jego komisja działała podczas wojny. No, ale Burdenko to był znakomity naukowiec, akademik… Dzięki niemu państwo radzieckie zdało egzamin. Nie tylko zdążył uwinąć się z badaniami i raportem w dziesięć dni… A to był styczeń! A oni badali wszystko w terenie, na miejscu! I jeszcze zaprosili niezależnych dziennikarzy jako obserwatorów, nawet Amerykanina!
– Nikt nie podważał raportu komisji Burdenki – rzekł z mocą Maksym Beria. – Wszyscy traktowali go poważnie, nawet była o nim mowa podczas procesu norymberskiego! Komisja stwierdziła, że owszem, dokonano masowej egzekucji na polskich oficerach i pogrzebano ich w lesie katyńskim. Mieli tego dokonać hitlerowcy w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym.
– Okazało się jednak, że raport Burdenki zawierał pewne nieścisłości – przyznał niezależny ekspert od historii najnowszej, Oleg Beria. – Cóż, trzeba pamiętać w jakich warunkach przyszło działać komisji. Wojna. Zima. Nie mieli komputerów. Nie to co teraz. Teraz, po najnowszych analizach niemieckich okazało się, że hitlerowcy nie popełnili żadnej zbrodni.
– Jeśli więc hitlerowcy nikogo nie zabili, to co się stało z polskimi oficerami? – zapytał niezależny ekspert do spraw tajemniczych, Fiodor Beria. – Na szczęście, drogą przepytywania świadków, sprawdzania dokumentów, udało się ustalić co się z nimi stało. Oto aktualna prawda!
…znów pojawiło się wnętrze dworku.
– Pane oficery – biedny rosyjski chłop wszedł do dworku uginając się pod ciężarem oficerek. – Buty żem wypastował. Co rozkażecie dalej?
Rozejrzał się z niepokojem. Na blatach stolikach połyskiwały filiżanki z niedopitą kawą. Z popielniczek unosił się dym z dopalających się cygar. Nikogo nie było. Na następnym ujęciu pojawiła się trawiasta równina. Przez szedł tłum ludzi w polskich mundurach. Minęli jakąś tablicę, na widok której zaczęli wiwatować. Ostatnie ujęcie filmu: na tablicy widniał napis "MANDŻURIA".
– Co za bzdura – skomentowała siostra Łukaszka.
Mama Łukaszka spojrzała zaskoczona, akurat z jej strony nie spodziewała się krytyki.
– I jak oni niby poszli do tej Mandżurii? – spytała siostra. – Bez butów?
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!