Gdzie szukać Stajenki?
24/12/2011
464 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
Są takie chwile nie do zapomnienia, do których wraca się coraz częściej, im więcej przybywa nam lat. Można zapomnieć dzień wczorajszy, ale nie świat widziany oczami dziecka. To zawsze wróci.
Nie ma przecież w tym nic dziwnego, ale pamiętam z dawnych lat zapach Świąt Bożego Narodzenia. Tak, zapach; ten niezwykły, niespotykany na co dzień, na którego czekało się cały rok. W domu unosił się aromat żywicy, suszonych owoców i grzybów, tak więc już od rana w ten dzień narastała radość oczekiwania na to coś niezwykłego, dalekiego od tego, czym teraz tak wielu z nas żyje.
Dostrzegaliśmy pierwszą gwiazdę, która była znakiem, że oto już nastał czas radości Świąt. Tak było w moim mieście i chociaż uboga to była rzeczywistość, to jednak nie brakowało najważniejszego: tej niezwykłej dostojności przeżywania Narodzenia Pana. Nie potrzebowaliśmy dalekich wypraw do uśpionej Galilei, ani reportaży telewizyjnych z Ziemi Świętej. Wystarczyło, już będąc przy stole, przeczytać fragment Ewangelii o tym, co się naprawdę wydarzyło przed wiekami.
I naprawdę czuliśmy to, że to dalekie Betlejem jest właśnie tutaj- pośród nas, między uśpionymi ulicami dużego miasta, które wydawało się tonąć w niebiańskiej ciszy.
Tak właśnie było…
A oczami duszy można sięgnąć jeszcze dalej. Wypada uruchomić swoją wyobraźnię i pomarzyć o Wigilii we Lwowie, czy w Wilnie- i wszędzie tam, gdzie Rzeczpospolita triumfująca, obecna na Wołyniu i Podolu; obecna na Żmudzi oraz w Inflantach; pod dachem gwiazdy betlejemskiej, składa sobie życzenia.
Wigilia… Ile w tym dniu potrafi być wzruszeń i jaka to moc sprawia, że przychodzimy do siebie z najodleglejszych stron, kiedy nagle ożywa nasza pamięć i pragnienie tej niezwykłej obecności. Stajemy się wtedy lepszymi ludźmi. Szukamy Stajenki, rozglądając się dookoła, nie dostrzegamy jej na co dzień, chociaż ona zawsze jest pośród nas, że każdy ją w sobie ma. Tylko coś się złego stało, że przez te lata zawiłego życia, niektórym zdarzyło się o tym zapomnieć. Że dano nam nosić w swoich sercach cud z Betlejem, że nas tak wychowali dobrzy rodzice, a dzisiaj, gdzieś po drodze w życiowych wędrówkach, jakoś tak sobie tylko pamiętamy o prezentach z promocji, myślimy o pełnej lodówce, z trudem omijamy naciągaczy poprzebieranych za św. Mikołajów, oraz drążą nam uszy głośniki wyjące kolędy w hipermarketach już od listopada… Ktoś nam przeniósł wigilijny stół z naszych rodzinnych domów na półki sklepowe.. A może właśnie, to my sami to uczyniliśmy?
Zawsze jest jednak nadzieja, że tym razem będzie tak jak dawniej. Trochę bardziej powiało optymizmem, że to właśnie w tym roku może będzie już tak inaczej, tak jak dawniej, jak to z dzieciństwa pamiętamy stale. Tych marzeń się nie zapomina, ani zapachu lasu, ani smaku potraw. Tylko, co nam zabrania wyłączyć telewizor, odejść od Internetu. Co nam zabrania w ten dzień nie udawać tych wszystkich wyuczonych gestów i słów? Tak po prostu być sobą…
Jest w tym wszystkim jakaś odległa prawda, że w Polsce śnieg na Boże Narodzenie ociepla noc wigilijną. Teraz, kiedy tracimy naszą tożsamość narodową, na rzecz globalnego molocha, znowu powraca czas pisany piórem Zygmunta Glogera o zakopanej w śniegu Ojczyźnie, wytartej z mapy świata, lecz niezmiennie obecnej w polskich domach; kiedy nadzieją rozbłyska betlejemska gwiazda i ludzie dobrej woli, idą od chaty do chaty, od drzwi do drzwi niosąc radosną nowinę.
Gdzie szukać nam przyjdzie Stajenki? Na wszystkich polskich drogach chwały i cierpień, po których biegną nasze losy, gdzie wpisani swoim przeznaczeniem; rycerze i męczennicy nieśli w swych sercach radość narodzenia Pana?
Po wielu latach powiemy potomnym, że zawsze czekaliśmy na Niego w tę grudniową noc. Wierzyć się będzie chciało, że już nie ma Heroda, nie ma faryzeuszy a jednak rzeź niewiniątek przerosła wyobrażenia żydowskiego króla i stała się dzisiaj, nawet w katolickim kraju, prostym równaniem demograficznym.
Gdzie szukać nam przyjdzie Stajenki po drogach wygnania, na których zamiast choinki, zapłoną chanukowe świeczniki? Ile drogi zostanie do Betlejem, jeśli ekolodzy oskarżą nas o znęcanie się nad świeżo kupionym karpiem i zamiast do bliskich trafimy do celi?
„I nie będzie komety świetlistej nad nami ani chóru Gloryja. Zostaniemy sami. Tak sami, że może być nikt nas nie zobaczy, nikt nie zrozumie co naprawdę znaczy nasza kolęda. Jeszcze ludzie stoją po ogonkach. Czekają. O swoje się boją. Jeszcze żyją zmęczeniem. Jeszcze zapomnieli jak tu żyć Narodzeniem. Zasiądą przy stołach i na talerzach cos tam będą mieli, co wywalczyli sobie. Lecz nikt nie zawoła, nie poprowadzi ich w Wielkie Betlejem, jeżeli sami w sobie zabili nadzieję i zamiast Narodzenia stępienie zmęczenia”(Ernest Bryll ).
Może już dzisiaj nam się uda pokazać szczerą radość w te Święta, tym wszystkim ludziom napotkanym, którzy choć zmęczeni tyloma niespełnionymi obietnicami, nadal wiary nie utracili i płomień nadziei ociepla ich dusze, skostniałe na co dzień liberalizmem oraz bezbarwnością. Cieszmy się, że jeszcze nam eurokraci nie pozwalają kupować żywe choinki, że nie ma zakazu składania sobie życzeń w urzędach i biurach, a opłatek nie wymaga certyfikatu SANEPID-u. Chyba jeszcze nie jest tak źle, bowiem większość z nas przypomina sobie, że nie jesteśmy etapem ewolucji, że prócz tkanek i serca istnieje dusza. Jeszcze ten uciekający i nieustannie brakujący czas, co wciąż jeszcze potrafi się zatrzymać w te dni- daje nam więcej swobody na przeżycie tego niezwykłego wydarzenia, które choć dawno i daleko stąd się stało- tak pięknie, co roku dzieje się tutaj w Polsce.
Odnaleziona Stajenka na polskich drogach, zasypana białym śniegiem, żywa miłością i spełnieniem, do której zmierzają moi rodacy i chcą pozostać, jacyś inni, lepsi niż zazwyczaj. Na jak długo, czy na zawsze?
„Aniołowie, aniołowie biali, o! Przyświećcie blaskiem skrzydeł swoich, by do Pana trafił ten zgubiony i ten, co się oczu podnieść boi, i ten, który bez nadziei czeka, i ten rycerz w rozszarpanej zbroi, by jak człowiek szedł do Boga-Człowieka, aniołowie, aniołowie biali”(Baczyński).
Rodzinnych, zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia, abyśmy pamiętali o Stajence w naszych duszach, o radości w polskich domach, że naprawdę tak niewiele trzeba, aby trafić do Betlejem, nawet jeśli drogi nasze zasypane śniegiem są.
Nie dajmy się zwodzić Herodowi i jego faryzeuszom. Zaprawdę Christus natus est!