Wczytując się w różne opracowania na temat „Żołnierzy Wyklętych”, mam nieodparte wrażenie, iż ofiara złożona przez tych ludzi na ołtarzu Ojczyzny jest dzisiaj mało doceniana i często zapominana.
Heroiczne postawy, takie jak rozbicie więzienia UB w Kielcach czy Krakowie, „rajdy” wzdłuż miast i wiosek na terenie Podlasia, Pomorza i szybkie odskoki przed obławami „czerwonych braci” były czynami postawy bohaterskiej, mającej wielkie znaczenie dla tych młodych ludzi, wykształconych i często wychowanych na wzorcach postaci romantycznych.
Trudny i zarazem piękny okres międzywojenny był okresem kształtowania się ludzi o bardzo silnych charakterach, co skutkowało w późniejszym czasie ciężkiej próby i wyrzeczeń. Krótkotrwała wolność i wybuch II wojny światowej dla większości społeczeństwa był kresem długoletnich planów, marzeń i nadziei na lepsze jutro. Trzeba było chwycić za broń i znów walczyć o wolność i honor Polaka.
Po wkroczeniu 1 września na terytorium Polski agresora z zachodniej strony, a po 16 dniach agresora ze wschodu, wolność tak ciężko wywalczona została znów odebrana na ciężkie 50 lat. Młodzi – często ci, których dzisiaj nazywamy „Żołnierzami Wyklętymi” – w tych ciężkich czasach rozpoczynali swoje szlaki bojowe. Zawiązywanie siatek terenowych na swych „własnych podwórkach”, wstępowanie do organizacji AK, BCh, czy innych, było zrywem naturalnym, często nieprzemyślanym, ale jak bardzo potrzebnym dla spokoju ducha.
Nadszedł rok 1945, upragnione „wyzwolenie”. Większość ludzi walczących w lasach opuszcza swe kryjówki składając broń i idą „budować lepszą przyszłość”. Niewielu jednak udało się to, co zamierzali – budowa nowej, wspaniałej, wolnej Ojczyzny na wzorach tej przedwojennej. Za długotrwałą i wytrwałą walkę oraz poświecenia czekały na nich więzienia, sfałszowane procesy, śmierć i nieznane miejsce pochówku. Tak w skrócie można opisać dzieje ludzi od 1939 do 1945 roku.
W tym artykule chciałbym pokazać paradoks „bandytów” Polskiego Podziemia Niepodległościowego po 1945 roku. Jak by to było, gdyby wszyscy ci ludzie przeszli na stronę „jedynej słusznej władzy ludowej”? Czy nie byliby dzisiaj (zresztą tak jak są) nazywani mordercami, bandytami, złodziejami? Zróbmy próbę zmiany historii, co będzie trudne, bo przykładów do mnożenia jest wiele – ale spróbujmy.
Nadchodzi upragnione wyzwolenie, propozycję współpracy i zakładania posterunków MO na terenach swych działalności otrzymują wszyscy dowódcy AK i podziemia niepodległościowego. Łatwiej będzie tym, którzy walczyli w szeregach ludowców – mają już wyrobioną renomę przez swych mocodawców. Wszyscy chętnie przystępują do tworzenia struktur bezpieczeństwa w powojennej Polsce. Na Pomorzu Zygmund Szendzielarz, na południu Józef Kuraś, na wschodzie Władysław Łukasiuk, na zachodzie Henryk Flame.
Wyznaczając swych zaufanych podkomendnych na dowódców poszczególnych posterunków, dają wytyczne do przywracania porządku za wszelką cenę na przydzielonych im obwodach. Terror, jaki sieją dowódcy poszczególnych okręgów na własnym terenie jest przerażający. Ludność utrzymuje kontakty z „leśnymi”, którzy małymi siłami próbują dokonywać ataków na posterunki MO w różnych częściach kraju. Jednak komendanci okręgów północnego, południowego, wschodniego i zachodniego znają dobrze całą siatkę konspiracyjną, bo byli jej częścią.
Dochodzi do licznych aresztowań ludności cywilnej, wspierającej opór band reakcyjnych. Tortury, brutalne przesłuchania, sądy uliczne – doprowadzają do rozbijania konspiracji w całej Polsce. Komendanci swych okręgów dostają za swą wierną służbę różnego rodzaju odznaczenia, honory, nagrody pieniężne oraz poważne stanowiska. Rodziny wymordowanych przez nich ludzi, którzy odważyli się przeciwstawić terrorowi i zbrodniczej polityce państwa oraz ich popleczników, nie mogą spokojnie żyć. Ze strony władzy czekają ich szykany oraz wiele innych prześladowań, nie unikną także więzień za przeszłość swych bliskich.
A wybitni „Utrwalacze Władzy Ludowej” – Szendzielarz, Kuraś, Łukasiuk, Flame – przechodzą na emeryturę i w zakątku swego ogniska domowego, wśród najbliższych zabawiają wnuki, opowiadając jak to dzielnie walczyli z wrogami narodu. Nadchodzą lata 90, coraz głośniej mówi się o zbrodniach naszych bohaterów, rodziny pokrzywdzone zaczynają bez strachu w oczach – bo przecież mamy wolną Polskę – mówić o tym, co ich spotykało przez ostatnie 50 lat, a ich oprawcy żyją sobie w dostatku i bez żadnych konsekwencji. Jednak stara dobra władza nie pozwala, by „bohaterów narodowych” spotkała jakakolwiek kara. Stają w obronie swych popleczników i powtarzają ze zdwojoną siłą w gazetach, telewizji, radiu kłamstwa powtarzane przez tyle lat. Nic nie zmienia się pomimo wysiłku tylu ludzi, chcących przywrócić pamięć o żołnierzach walczących z komuną. Ważne jest, by prawda i bohaterskie czyny nie ujrzały światła dziennego, a pamięć o „bandytach” była wymazana z pamięci Polaków.
Tak w skrócie mogłaby wyglądać przyszłość tych, którzy nie zawahali się w godzinie próby iść i walczyć z nowym, gorszym, sowieckim okupantem. Może ktoś mieć do mnie pretensje, dlaczego opieram się na tych czterech postaciach, a nie na wszystkich? Otóż odpowiedź jest prosta – zbyt mało czasu, by rozpisywać się na temat wszystkich wielkich „Żołnierzach Wyklętych” tak bliskich mej osobie. Mam nadzieję, iż osoby młode, często z przeciwnej strony barykady, po przeczytaniu tego tekstu zrozumieją, dlaczego historia „Wyklętych” potoczyła się tak, a nie inaczej. Może później, przy obrzucaniu obelgami potomków tych Naszych Bohaterów Narodowych, przypomną sobie ten tekst i zamienią się miejscami chociażby na chwilę. Bo właśnie tych ludzi, których tutaj opisuję, spotkał los bezimiennych grobów w nieznanych miejscach, złudny widok wolnej Ojczyzny, kary śmierci w sfałszowanych rozprawach, śmierć na ojczystej ziemi, zdrada przez najbliższych współpracowników obdarzonych zaufaniem, szkalowanie rodzin po dzień dzisiejszy.
Pamiętajmy, iż rodziny „Bandytów”, walczących o Wolną Polskę z komunistami pozostają ciągle „bandytami”. To piętno bandyty będzie jeszcze długo ciążyć na ich rodzinach.
Za carskich czasów, wiemy to sami
Byliśmy zwani wciąż bandytami.
Każdy, kto Polskę ukochał szczerze
Kto pragnął zostać przy polskiej wierze,
Kto nie chciał lizać moskiewskiej łapy
Komu obrzydły carskie ochłapy
I wstrętnym było carskie koryto
Był "miateżnikiem" – polskim bandytą.
"Polskich bandytów" smutne mogiły
Tajgi Sybiru liczne pokryły.
Przyszedł bolszewik – znów piosnka stara
Czerwonych synów białego cara.
Polak, co nie chciał zostać Kainem,
Że chciał być wiernym ojczyźnie synem,
Chciał jej wolności w słońcu i chwale,
A że śmiał mówić o tym zuchwale,
Że nie chciał by go więziono, bito,
Był "reakcyjnym polskim bandytą".
I znowu Sybiru tajgi pokryły
"Polskich bandytów" smutne mogiły.
Gdy odpłynęła krasna nawała
Germańska fala Polskę zalała.
Kto się nie wyrzekł ojców swych mowy,
W pruską obrożę nie włożył głowy,
Nie oddał resztek swojego mienia,
Swojej godności, swego sumienia,
Kto nie dziękował, kiedy go bito,
Ten był "przeklętym polskim bandytą".
Więc harde "polskich bandytów" głowy
Chłonęły piece, doły i rowy.
Teraz, gdy w gruzach Germania legła,
Jest Polska "Wolna i Niepodległa",
Jest wielka. Młoda, swobodna, śliczna,
I nawet mówią "demokratyczna".
Cóż z tego, kiedy kto Polskę kocha,
W kim pozostało sumienia trochę,
Komu niemiłe sowieckie myto,
Jeszcze raz został "polskim bandytą".
I znowu polskości tłumią zapały
Tortury UB, lochy, podwały.
O Boże, chciałbym zapytać Ciebie,
Jakich Polaków najwięcej w niebie?
(głos z góry)
Płaszczem mej chwały, blaskiem okryci
Są tutaj wszyscy "polscy bandyci".
Wicek