Bez kategorii
Like

Gdybanie kibola

30/05/2011
394 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Na ten mecz wszyscy czekali bardzo długo. Miliony kibiców na całym świecie, setki tysięcy w mieście organizatorskim, kolejne dziesiątki tysięcy na samym stadionie. Jednak chyba nie wszystko poszło do końca tak jak powinno…

0


Na ten mecz wszyscy czekali bardzo długo. Atmosfera wielkiego piłkarskiego święta miała porażać nawet tych, którzy futbolem interesują się bardzo odświętnie i okazjonalnie. Miliony kibiców na całym świecie, setki tysięcy w mieście organizatorskim, kolejne dziesiątki tysięcy na samym stadionie. Miała, bowiem chyba nie wszystko poszło do końca tak jak powinno…

 

W Anglii wszyscy myśleli, że problem chuligaństwa stadionowego został definitywnie zażegnany. Jakże boleśnie się jednak mylili! Otóż w kwietniu i w maju, gdy rozstrzygały się kwestie awansów i spadków nastąpiła nowa fala eskalacji przemocy wśród fanatyków piłkarskich. Chuligani – bo inaczej nazwać się nie da tych agresywnych grup futbolowych bandytów – po zakończeniu meczów decydujących o miejscach w angielskiej hierarchii ligowej wybiegali na murawy swoich stadionów. Takie przypadki wydarzyły się w Northampton, West Bromwich, Darlington i w wielu innych miastach, także w Oxfordzie, który przecież z założenia powinien szkolić kolejne pokolenia świetnych polityków, może nawet dorównujących przenikliwością i wizjonerstwem naszemu Słońcu Peru. Wobec takich ekscesów, miłościwie panujący Tusk oraz jego partia postanowiły zakazać uczestniczenia w meczach grupom wyjazdowym oraz zamknąć przykładnie kilka stadionów. Jak otwarcie przyznawały media, stanowcza reakcja wobec chuligaństwa była absolutnie konieczna i z pewnością nie wywrze żadnego wpływu na finał Ligi Mistrzów.

Z tymże od początku były jednak jakieś problemy. Z początku zaplanowany na nowym stadionie przy Anfield, w Liverpoolu nie mógł dojść do skutku z uwagi na negatywną opinię policji o obiekcie oraz wady konstrukcyjne, które stwarzały zagrożenie zawalenia się „Tęczowej Trybuny” dla fanów nieheteronormatywnych. Związek piłkarski FA zaproponował alternatywną lokalizację, Stevenage, dwadzieścia kilometrów od willi Grzegorza Lato, szefa tegoż stowarzyszenia. Siedmiotysięcznik o nowoczesnych standardach pomieściłby wszystkich oficjeli FIFA, UEFA i Football Assocja…Associaton… FA. W tym prezesa Summera oczywiście. Mecz i tak przecież miał się odbyć bez fanów gości, a stadion zapełnić mieli ludzie zameldowani w Stevenage. Na to jednak zgody nie wyrazili sponsorzy, więc ostatecznie zdecydowano się na stadion Wembley. Tu jednak pojawiły się kolejne wątpliwości, bowiem londyńska policja zadecydowała, iż impreza otrzyma status masowej, o podwyższonym ryzyku. Sektory buforowe zmniejszyły znacznie pojemność stadionu, choć i tak istniały obawy o jego zapełnienie – zdesperowani astronomicznymi cenami biletów oraz absurdalnymi zakazami kibice postanowili bowiem zbojkotować spotkanie. Warto pamiętać, że goście z Barcelony nie mieli szans na dotarcie na stadion – nie wpuszczano do miasta ludzi z zameldowaniem w Hiszpanii, podobnie zresztą postąpiono z przyjezdnymi fanami Manchesteru. Ludzie, którzy kwestionowali to posunięcie, a co gorsza – mieli czelność krytykować decyzję – trafili do tymczasowych aresztów pod zarzutem obrazy konstytucyjnego organu. 

Spotkanie wobec tego obejrzeli kibice z high-life’owej klasy Londynu oraz oczywiście cała rodzina UEFA, FIFA i każda inna rodzina o korzeniach w piłkarskiej śmietance. Prezes zabrał nawet swoich dalekich znajomych z Polski, Zdzisława Kręcine oraz nieśmiertelnego Antoniego Piechniczka. Zgromadzeni na stadionie fani przez moment zwątpili czy mecz w ogóle się odbędzie – wymieniona po raz ósmy w tym miesiącu murawa na Wembley jeszcze się nie ukorzeniła, pomijając, iż była mniej więcej tak równa i prosta jak włosy Carlesa Puyola. Ostatecznie pod naciskami lokalnych władz sędzia rozpoczął spotkanie. W 5. minucie boisko opuścił Messi, który skręcił sobie kostkę na nierównej kępie trawy, przed przerwą do dołka na lewym skrzydle wpadł z kolei Giggs. Mecz dokończono bez udziału Walijczyka, którego znaleziono dwa tygodnie później w Kuala Lumpur, do którego dotarł podziemnym tunelem, mającym swój początek właśnie na murawie Wembley. Warto wspomnieć, że obie ekipy na mecz dotarły autokarami, stojąc zresztą w ogromnym korku pod Londynem – miasto wciąż nie posiada obwodnicy, z kolei lotnisko nie jest wyposażone w dostateczną ilość pasów startowych. Pociągi kursowały bardzo rzadko, zaś dworce nie były kompletnie gotowe, w związku z czym zadecydowano, że piłkarze nie będą pojawiali się w tak obskurnych miejscach. Widać było zmęczenie długą podróżą, gra się nie kleiła a trener Ferguson nie żuł gumy, którą zarekwirowała ochrona jako niebezpieczne narzędzie. Sir Alex może zresztą z tego tytułu otrzymać zakaz stadionowy, sprawa jest rozwojowa. Co ciekawego na trybunach? Fani z wyższych klas społecznych, londyńskich klubów golfa i krykieta w milczeniu obserwowali kunsztowne wyczyny ulubieńców co jakiś czas kwitując brawami celne podania, które na rozoranej murawie nie były wcale łatwym wyczynem. Posiadanie piłki? 25% Manchester, 23% Barcelona, 48% chłopcy od podawania piłek, 4% kibice. Znaczy fani, kibice to zwrot pejoratywny mogący się kojarzyć ze stadionowym bandytyzmem. W drugiej połowie byliśmy zresztą świadkami pięknej, zapierającej dech w piersiach oprawy, gdy dwóch kibiców krzyknęło trzykrotnie „Manchester!” oraz uniosło jednocześnie w górę dwa baloniki w barwach klubu. Stewardzi podeszli do sprawy pobłażliwie i nie wyprowadzili zagorzałych fanatyków z trybuny, choć nie wiadomo czy nie otrzymają oni grzywny, już w sądzie grodzkim, za zakłócanie porządku na stadionie oraz zasłanianie boiska przyrządami niezwiązanymi z widowiskiem. 

Wynik meczu był sprawą drugorzędną, bowiem największym zwycięzcą pozostali organizatorzy. Żadnych opraw, żadnego dopingu, mecz ostatecznie się odbył (choć Anfield wciąż jest niegotowe na zbliżające się angielskie Euro, a stadion narodowy w Londynie, który również był brany pod uwagę przy ustalaniu miasta – gospodarza, powstanie dopiero w 2013 roku, już po mistrzostwach), a kibice – kulturalni, spokojni i rozważni – dopisali frekwencją wypełniając stadion niemalże w 30%! Na pomeczowej dekoracji obie drużyny otrzymały pamiątkowe dyplomy oraz kosze ze słodyczami, z kolei Puchary i medale odebrali rządzący, którzy tak świetnie przygotowali się do prestiżowego meczu.

Jakub Olkiewicz, Z pierwszej piłki

0

Persona non grata

Blog przeznaczony do publikacji materialów dziennikarzy obywatelskich przygotowanych na zlecenie Nowego Ekranu lub artykulów i listów nadeslanych do Redakcji

422 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758