Dorota Masłowska właśnie przekonała się, że „love bombing” ze strony mediów nie musi trwać wiecznie.
Chwalona, "ceniona", a może nawet "uwielbiana" na salonach, genialna obserwatorka współczesnego świata… Nagle przestaje być trendy!
Gazeta Wyborcza chłodno zrelacjonowała jej najnowszy wywiad dla "Rzeczypospolitej".
"Prowadzący rozmowę zapytał Masłowską również o katastrofę smoleńską. – W katastrofie smoleńskiej widzę wielkie cierpienie osobiste wielu ludzi, cierpienie, którego nie jestem w stanie zrozumieć, i o którym nie miałabym tupetu się wypowiadać – ucina pisarka. Dopytywana o incydenty pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, podkreśla: – To było bydło (…). Zrobiła na mnie ogromne wrażenie skala zbydlęcenia społeczeństwa. Było to tym bardziej przygnębiające, że wielu ludzi, sikając na znicze, miało przekonanie, że robi to w imię inteligencji i zdrowego rozsądku".
No tak, no tak… Po takiej niepostępowej ocenie sikających na znicze intelektualistów trudno było się spodziewać entuzjazmu recenzentów Gazety Wyborczej dla nowej książki Masłowskiej.
"Nowy Jork zamiast Polski w nowej powieści Masłowskiej. "Przyjaźń przez Facebook, sport z konsoli, seks przez kamerkę, wychowanie dzieci przez Skype’a" – tak, taka jest dziś właśnie nasza kondycja, ale, u licha, czy ktoś o tym nie wie?".
Pani Doroto, nie należę do wielbicieli Pani literackiego talentu. Za to zaimponowała mi Pani jako Człowiek.
"Politycy sa jak krowy. Bez naszej troskliwej opieki zawsze wleza w szkode"."