Płacę, więc wymagam. To jest klucz do zrozumienia swoistej symbiozy rzekomo wolnych mediów oraz rządu Tuska i jego pacynki w latach 2007-2015.
W PRL sprawa była prosta. Już wtedy koszty wydawania gazety (tygodnika) oraz dystrybucji nie pokrywały się z kwotami uzyskanymi ze sprzedaży. Dotowanie było więc centralne tak samo, jak ustalenie wysokości nakładów poszczególnych tytułów itp.
W III RP teoretycznie związek medialno-rządowy został przerwany. Media stały się „wolne”, a o wszystkim miała decydować tzw. „niewidzialna ręka rynku” (NRR). Jednak to tylko teoria. W praktyce bowiem Państwo finansowało nadal przychylność mediów, pomijając prawie całkowicie te krytyczne i opozycyjne.
Przemilczany tekst Grzegorza Jakubowskiego z 6 maja 2016 roku pokazuje, jak takie dofinansowanie odbywało się za pośrednictwem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Instytucja ta powołana do życia w lipcu 2007 roku miała za cel wsparcie polskich jednostek naukowych oraz przedsiębiorstw w rozwijaniu ich zdolności do tworzenia i wykorzystywania rozwiązań opartych na wynikach badań naukowych w celu nadania impulsu rozwojowego gospodarce i z korzyścią dla społeczeństwa.
Narodowe Centrum Badań i Rozwoju jest agencją wykonawczą Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Do życia powołane zostało u schyłku pierwszego rządu Prawa i Sprawiedliwości, latem 2007 r. Z założenia mało być jednostką realizującą zadania z zakresu polityki naukowej, naukowo-technicznej i innowacyjnej państwa. Jesienią 2010 r. nastąpiła reforma nauki, która dała NCBR większą swobodę w dysponowaniu środkami finansowymi „w ramach strategicznego programu badań” – czytamy na stronie agendy. Ponadto „1 września 2011 roku NCBR poszerzyło zakres swojej działalności o nowe inicjatywy i możliwości”. Jego działalność finansowana jest oczywiście ze środków Skarbu Państwa oraz funduszy unijnych. W 2016 r. NCBR wydać ma aż 8 mld zł.
.
W praktyce NCBR stało się (obok spółek Skarbu Państwa) jednym z największych źródeł finansowania pieniędzmi podatnika prywatnych mediów. O ile w 2011 r. na media wydano „tylko” 367, 6 tys. zł, o tyle rok później kwota ta urosła do 3,51 mln zł. W 2013 r. na media wydano 3,2 mln zł, a w dwóch ostatnich latach rządu PO odpowiednio 4,7 mln zł i 4,6 mln zł.
.
Tylko w 2015 roku Narodowe Centrum Badań i Rozwoju wydało 412,8 tys. zł na należące do Tomasza Lisa portale INNPoland i NaTemat.pl. Rok wcześniej, na uruchomiony niecały miesiąc przed końcem roku portal INNPoland, wydano z pieniędzy podatnika 153 tys. zł. Absurdalności wykupywania kampanii informacyjnej w dopiero co powstałym medium nie trzeba tłumaczyć. Było to zwyczajne dofinansowanie start-upu Tomasza Lisa pieniędzmi podatników.
.
Jeszcze większe pieniądze przeznaczono na prowadzony przez Tomasza Lisa tygodnik „Newsweek”. W 2015 r. do Media Impact Polska (zajmująca się obsługą reklamową spółka powstała z połączenia biur reklamy Grupy Onet.pl, Zumi i Ringier Axel Springer Polska) na reklamę w tygodniku Tomasza Lisa wydano ponad 454 tys. zł. W 2014 r. 42,5 tys. zł (plus 147 tys. zł dla wydawnictwa Ringier Axel Springer Polska). Rok wcześniej na Ringier Axel Springer Polska wydano 257,3 tys. zł. W pierwszym roku urzędowania Lisa na stanowisku naczelnego „Newsweeka” – 2012 r. do spółki Media On trafiło 325 tys. zł na zakup reklam w „Newsweeku”.
.
Równie zawrotne kwoty z NCBR trafiały do spółek reklamowych pozostałych mediów sprzyjających poprzedniej ekipie rządzącej. W 2015 r. należące do wydawcy „Gazety Wyborczej” Agory – Radio TOK FM dostało 644,5 tys. zł, tygodnik „Polityka” 114 tys. zł. Co ciekawe „Polish Science Voice” dodatek do niszowego anglojęzycznego tygodnika „The Warsaw Voice”, aż 600 tys. zł. W 2014 r. Radio TOK FM i Radio Złote Przeboje (znów Agora) dostało 328 tys. zł. Na reklamy w TVN zaś poszło ponad 738 tys. zł. Podobnie było w 2013 r., gdy TVN dostał 700 tys. zł, a „Agora” na „Gazetę Wyborczą” około 290 tys. zł.
.
Absurdalność dotacji dla mediów i jej brak związku z realiami pokazuje nie tylko jednostronny dobór przekaźników medialnych (tylko media wspierające rząd PO), lecz także sposób wydawania pieniędzy. W 2012 r. reklamy w TVP Info kupiono za 1,6 mln zł za pośrednictwem firmy Cerok Sp. z o.o. W kolejnym roku pośrednikiem do TVP Usługi Medialne Na.To – Tomasz Napierała za 891 tys. zł. Dopiero w 2014 r. z TVP nawiązano bezpośrednią współpracę. W 2015 r. wydano również 260,7 tys. zł na promocję w niszowym miesięczniku Bloomberg Businessweek należącym do Gremi Business Communication, spółki Grzegorza Hajdarowicza. Sprzedaż pisma oscyluje między 1-2 tys. egzemplarzy i w żaden sposób nie koresponduje z budżetem wydanym przez NCBR.
.
https://gf24.pl/wydarzenia/kraj/item/145-za-co-zaplacilismy-tomaszowi-lisowi-ponad-pol-miliona
.
Kolejny tekst, tym razem pochodzący z grudnia 2015 roku pokazuje wielkość ofensywy medialnej związanej z nadchodzącymi wyborami 2014 roku.
.
Dwanaście ministerstw – w latach 2010-2014 – wydało na reklamę ponad 260 mln zł. To dwa razy więcej niż wszystkie ministerstwa w poprzednim odstępie czasowym. Zdecydowanie największym budżetem na cele promocyjne dysponuje Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju, które na ogłoszenia i komunikaty przeznaczyło aż 137 mln zł.
.
.
Tymczasem w okresie 2008-2012 było to 124.626.539 zł. Jeśli więc w latach 2010-2014 wydano ponad 260 mln to szacunkowo:
.
.
Ponad trzy razy więcej!
Wg klucza ideologicznego podział 260 mln wyglądał tak, że prawicowe media (Fratria oraz TRWAM) otrzymały w sumie 430.000 zł!
.
.
(Powyższa informacja na podstawie danych zamieszczonych na portalu jagielloński24.)
To pokazuje faktyczny obraz polityki medialnej Tuska i jego następczyni.
Utrzymywaliśmy z pieniędzy podatników media wbijające nam do głowy jedyny „słuszny” obraz otaczającej nas rzeczywistości.
Gazwyb broni tamtego układu co nie dziwi, gdyż Agora w kategorii gazet i innych wydawnictw papierowych była liderką „dokarmiania” państwowego.
Jednak układ ten jest nierozerwalnie związany ze strukturą własnościową mediów.
Obłęd prywatyzacyjny lat 1990-tych oddał w obce ręce tytuły, które następnie były utrzymywane i tak z budżetu, a więc przez nas.
Trudno zrozumieć politykę tamtych lat inaczej, jak sprowadzenie Polski do statusu neokolonialnego, gdzie jedynie garstka nadzorców będzie żyła na jakim takim poziomie, a reszta będzie wduszona w stan dziedzicznej nędzy co najwyżej osłodzonej perspektywą wyjazdu do bardziej normalnych krajów UE.
.
Zamiast obcego wojska (UE wszak rozbroiła się do tego stopnia, że doprowadzenie do końca idei Wojsk Obrony Terytorialnej uczyni z nas najsilniejszy po Turcji europejski kraj NATO), które strzelałoby do demonstrujących robotników (jak kozacy w 1905) zgodnie z teorią Gramsciego postarano się o „rząd dusz”. Pamiętam doskonale te czasy, kiedy prawie co drugi uważający się za intelektualistę „mówił wyborczą”, a do uznania za oszołomów osób nie zgadzających się z rzezią gospodarki dokonaną przez Balcerowicza wystarczało cytowanie tez wstępniaka Michnika.
.
Dzisiaj jednak czytelnik gazwyb stawia się mimo woli poza nawiasem ludzi kulturalnych, z którymi można dyskutować.
Z gazety opiniotwórczej, która o mały włos pozbawiłaby Polaków tożsamości Narodowej organ nadredaktora Michnika stał się jakąś lewacką parodią również socjalistycznego Der Sturmera.
.
To jest upadek niespotykany we współczesnym świecie.
Michnik z piedestału sięgnął samego dna. I to nie w wyniku rewolucji, ale demokratycznych wyborów.
Gazwyb stał się takim samym synonimem obciachu, jak dwa lata wcześniej Komorowski.
.
Niepomni na swój upadek nadal nas straszą.
Zapominają, a raczej celowo przemilczają, że w UE do wprowadzenia nawet najmniejszej sankcji potrzebna jest jednomyślność wszystkich krajów ją tworzących.
W każdym przypadku.
.
Jeśli wprowadzimy prawo zakazujące umieszczania reklam przez organa państwowe oraz spółki Skarbu Państwa w mediach nie należących do kapitału polskiego w 80% Newsweek padnie tak samo, jak padł w USA.
Również TVN. UE będzie mogła jedynie werbalnie protestować. I to tylko do czasu wskazania przez nas na Niemcy czy inną Francję.
.
Na dłuższą metę (3-8 miesięcy) nie wytrzymają inne polskojęzyczne media, gdyż środki, jakimi dysponują ich centrale są ograniczone, a jawne dotowanie przez rząd niemiecki czy szwajcarski np. wydawnictwa Springera zakończyłoby się skandalem. I postępowaniem przed organami unijnymi.
.
Cudak z wyborczej myli się sądząc, że zniszczenie TVN jest celem proponowanej ustawy.
PiS jeśli faktycznie zreformuje sądy i wróci Polakom polskojęzyczne media na 100% będzie rządził następną kadencję.
Jednak jego czas również przeminie.
Ale zostaną reformy, które uniezależnią kolejny rząd od obcych ośrodków decyzyjnych.
.
Działanie cenzury w Niemczech, która zastopowała informowanie ludzi o sprawcach gwałtów w Kolonii i Hamburgu na długo wejdzie do historii „wolnych” mediów jako jaskrawy przykład uzależnienia ich od aktualnej polityki państwa.
Bo bez względu na ustrój media finansowane z budżetu są tylko instrumentem propagandowym.
.
Cenzurę prewencyjną zastąpiła autocenzura wynikająca ze strachu przed utratą kasy.
Zatem jak było w PRL tak jest i w Niemczech, Francji i III RP.
Z tą jednak różnicą, że propaganda w Polsce jest przede wszystkim polskojęzyczna i jawnie antyrządowa.
.
Im prędzej zrozumiemy, że nie istnieje prawda obiektywna, albowiem każda informacja w mniejszej lub większej mierze stanowi projekcję podmiotu orzekającego, tym lepiej.
.
6.08 2017