FYM w swoim własnym śledztwie, któremu poświęcił dwa lata swojego życia, doszedł właśnie do ściany. Do ściany niemożliwości. Tej ściany nie może przeskoczyć. Podjął próbę.
Nie mam pojęcia czy FYM to Paweł Przywara – " skoro to nazwisko i tak już dziś zostało wielokrotnie przez jakichś bałwanów ujawnione" – słowa Krzysztofa Osiejuka, tak nawiasem, no więc nie mam zielonego pojęcia, czy FYM to ten koleś, czy też jakiś inny, książek z nim nie wymieniałem, autografów na trzeciej stronie on mi nie dawał, ani mi ich nie dedykował, tak więc nie będę się licytować, ani mądrali strugać. Tym niemniej FYM jest dla mnie gość. Nie wariat, nie oszołom, nie czubek, nie agent, nie przygłup, ale właśnie gość. FYMa cenię za jedno. Za upór i wytrwałość. To jest prawdziwy fighter.
Dygresję teraz popełnię, a będzie ona o sposobach prowadzenia śledztwa. Śledztwo prowadzi się wielotorowo. Znaczy to ni mniej, ni więcej, że na początku takiego śledztwa, dajmy na to dotyczącego śmierci wielu osób, na początku takiego śledztwa powołuje się zespół ludzi, o różnych temperamentach i różnym podejściu do życia, luzaków, skrupulatnych pedancików, alkoholików, facetów, babki cnotliwe, babki puszczające się, słowem szerokie spectrum. Proszę wybaczyć jeśli kogoś nie wymieniłem. I to jest zasada pierwsza. Każdy z tych ludzi coś do tego śledztwa wnieść może, coś tam każdemu z nich może się przyśnić, z dzieciństwa przypomnieć, albo nawet skojarzyć jakieś fakty. Na tym polega śledztwo, przynajmniej w pierwszej jego fazie. Taka burza mózgów. Potem z tego całego zgiełku kiełkują pomysły mniej lub bardziej udane. Weryfikowane są one przez postępujące śledztwo. Weryfikowane lub nie, jeśli śledztwo stoi w miejscu.
Cofnę się teraz dwa lat wstecz. Każdy z nas, obecny wówczas w blogosferze pamięta zapewne ten wszechobecny zapał, on się zrodził ze smutku i braku wiary w instytucje Państwa, przede wszystkim w prokuraturę, wszelakie komisje śledcze, a zwłaszcza komisje mieżdunarodnyje. Mieliśmy wiarę, że można tę mroczną zagadkę wyjaśnić bez udziału tych komisji, a nawet wbrew im. Blogosfera rozpoczęłą swoje własne śledztwo. Nigdy w żaden sposób w to śledztwo się nie angażowałem, przyglądałem się jemu, czytałem i analizowałem. Dzisiaj wiem jedno, bez FYMa, bez jego wkładu w to śledztwo, bez jego zaangażowania, tego śledztwa w blogosferze by nie było. Albo by było bardzo ułomne.
FYM w swoim własnym śledztwie, któremu poświęcił dwa lata swojego życia, doszedł właśnie do ściany. Do ściany niemożliwości. Tej ściany nie może przeskoczyć. Podjął próbę. Po tym jak powiedział A, powiedział B. Już choćby za to należy mu się szacunek. Postawił tezę, która sama się narzucała. Doprowadził swoje śledztwo logicznie do samego końca. Nie musiał stawiać kropki nad "i", ale zrobił to.
Dygresja jeszcze jedna zatem. Smutna i dla wielu niewygodna. Byli tacy, którzy temu śledztwu przypatrywali się podejrzliwie, którzy to śledztwo od któregoś tam momentu uznali za nieprawomyślne. To są ci, którym nie w smak te uwagi FYMa o ich roli w śledztwie, a może jeszcze bardziej o ich roli w tym, co jest przedmiotem tego śledztwa.
FYM, mam nadzieję, że swojego śledztwa nie zakończyłeś. I nawet jeśli z jego wynikami do końca się nie zgadzam, to mam nadzieję, że swoje śledztwo prowadzisz dalej. I oby Bóg był z Tobą.