Nasza polityka i jej główni aktorzy, czyli politycy to niewyczerpalne źródło słowotwórcze. Właśnie minister Sawicki swoją lingwistyczną aktywnością nadał chcąc nie chcąc nową nazwę dla tego szczególnego gatunku jabłek, który nie wyjechał za wschodnią granicę i idzie w skupie za grosze a u nas w mieście na targu bez zmian. Ale na tym nie koniec, bo jego „rodak” z PSL-u brylujący na europejskich salonach zabrał głos ex cathedra i powiedział o tym jabłkowym casusie, że mogłyby dotyczyć go „zielone zbiory”, czyli biodegradacja vel tych zbiorów zniszczenie .
Zawsze zdumiewa nas ta radosna ochota niewyżytych specjalistów od PR, zgrabnych eufemizmów etc., którzy na każdą głupotę potrafią wynaleźć zgrabne pojęcie miło brzmiące dla ucha a mające wytworzyć w nas do tej głupoty przychylne nastawienie. Jeśli niszczenie czegokolwiek, a już w szczególności upraw jest „zielone”, w domyśle ekologiczne, pożyteczne itd.. to najbardziej „zielone” będzie zniszczenie wszystkiego. W sumie to racja. Dla ziemi i jej biosfery najkorzystniejsza byłaby anihilacja naszego nadaktywnego i szkodliwego gatunku. Włącznie z politykami.
Z pozdrowieniami red. nacz Liber.
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję