Bez kategorii
Like

Forma i treść

18/06/2012
506 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
no-cover

Opowieść o wieży Babel jest wyrazem tęsknoty do mitycznych czasów wspólnego języka, czasów mitycznej harmonii ludzkości.

0


 

Byłam wtedy rezolutną, dwunastoletnią dziewczynką. W trakcie dyskusji o katastrofach morskich, moja ciocia z rozmarzeniem oświadczyła, że orkiestra na Titanicu pokazała prawdziwą klasę grając  w muszkach i frakach do końca, do chwili zatonięcia statku.  Złość odebrała mi mowę. Wydusiłam, że zdarłabym im te fraki i kopniakami popędziła do roboty. Przecież jak wiadomo nie wszystkie szalupy zostały spuszczone i można było uratować większą liczbę pasażerów.

Ciocia opowiedziała się po stronie formy- ja po stronie treści. Ewidentny przerost formy, ciocia odebrała jako przejaw ludzkiej godności- ja jako przejaw ludzkiej głupoty.

 

Wiele lat później wybrałam się ze stajennym  dżokejem, Józiem. do eleganckiego tatersalu w Radości.  Józio miał wyjątkowy talent jeździecki. Nie tylko wygrywał wyścigi, ale przede wszystkim siedział na koniu jak przyrośnięty  i niejeden koński awanturnik srodze się zawiódł, próbując go zwalić.

Instruktorowi jeździeckiemu w Radości nie podobał się oczywiście nasz „ sedesowy” dosiad  i postanowił nam ten dosiad poprawić. Nie przyznaliśmy się, że jesteśmy profesjonalistami, bo bynajmniej na takich nie wyglądaliśmy. W tenisówkach i dresach-  wśród jeźdźców w eleganckich butach i bryczesach.

Na pierwszy ogień poszedł Józio. Został posadzony na lonży, na oklep, bez wodzy , a instruktor pogonił konia galopem. Gdy przekonał się, że Józio siedzi jak przyrośnięty   (zapewne myślał, że spadnie po dwóch okrążeniach ) poczerwieniał ze złości i zupełnie nieprofesjonalnie, łojąc konia po brzuchu batem, chciał go sprowokować do zrzucenia jeźdźca. Józio galopował na brykającym wściekle koniu zaśmiewając się do łez. Wyglądał jak centaur.

 „Gdyby ten koń postał trzy dni, pan by na nim nie usiedział”- powiedział instruktor nie dając za wygraną. „Gdyby ten koń stał trzy lata też bym na nim usiedział, ale ty durniu na pewno nie”- mało elegancko odpalił Józio.

Ta scena została mi w pamięci, bo jest klasycznym przykładem zwycięstwa treści nad formą. Za jeździeckim strojem instruktora nie kryło się nic. Ten strój był pustym symbolem. Józio, prosty chłopak był i jest jeździeckim mistrzem.

 

Ja też miałam w podobnej sytuacji swoją małą schadenfreude . Hodująca  pod Warszawą konie koleżanka nabyła młodą, dość pokraczną, klacz nieokreślonej rasy, która nazywała się Ilonka i była uparta jak osioł. Gdy pierwszy raz widziałam ją w akcji, wnosiła swoją panią galopem do stajni, nie reagując na wodze i inne pomoce. Wsiadłam wtedy na nią w długiej spódnicy i w drewniakach ( byłam tylko z wizytą) i bez przeszkód wyjechałam w tym stroju na łąki. Nawet nie machnęła uchem. Odtąd jeździłam na niej w teren. Zawarłam z nią po prostu pakt o nieagresji. Wiedziałam, że- jak ja- nie lubi przymusu i – nazwijmy to – przedkłada treść nad formę. Nie próbowałam jej zbierać, ganaszować jej łba, czy popychać łydkami, bo tego nie znosiła. Chodziła rozciągnięta, jak chciała.

Pewnego dnia gość koleżanki, słynny jeździec major S, niezwykle nadęty typ, postanowił osobiście pokazać mi jak należy prawidłowo zebrać konia. Chętnie na to przystałam, bo dobrze wiedziałam co się stanie. Major nie zdążył usiąść w siodle, gdy już leżał na ziemi. Próbował kilka razy z tym samym skutkiem. Ta poczciwa, kłapoucha kobyłka potrafiła urządzić niezłe rodeo.

Powiedziałam kwaśno: „Widzę, że nic z tego nie będzie” , wsiadłam bez przeszkód na Ilonkę i ku radości gawiedzi wyjechałam z podwórza, manifestacyjnie trzymając wodze w zagięciu łokcia  i poprawiając oburącz wyimaginowaną coiffure.

 „Pani kompletnie znarowiła konia”- wrzeszczał za mną siny z wściekłości major.

„ Szanowny pan po prostu nie bardzo umie jeździć” – odparłam z miną westernowego zabijaki i zasalutowałam mu na pożegnanie jednym palcem.

Muszę gwoli uczciwości przyznać, że rację miał oczywiście major. Niczego od Ilonki  nie wymagając, zrobiłam z niej konia jednego jeźdźca, co jest niedopuszczalne. Dla widzów obraz był jednak jednoznaczny. Źle ubrana, niedbale siedząca na koniu kobieta poradziła sobie z koniem, z którym nie poradził sobie znany jeździec, elegancki,  butny facet w białych bryczesach.

 

Wspólnym mianownikiem podobnych niezliczonych historii jest zwycięstwo treści nad formą.

 

Mieści się w tym wyczyn Jozefa Uznańskiego, który na oczach zdumionych gestapowców i strzelców alpejskich skoczył na nartach z kolejki na Kasprowy Wierch do niezwykle stromego Żlebu po Palcem i zjechał tym żlebem uciekając w ten sposób Niemcom. Jeden z nich napisał we wspomnieniach, że gdyby nie widział tego na własne oczy , nigdy by w to nie uwierzył.

 

Mieszczą się międzynarodowe sukcesy należącego do Adama Królikiewicza słynnego konia Picadora. Był to koń pociągowy, nierasowy, brzydki. Większość końskich „ rasistów” nie dałaby za niego złamanego grosza.  Zupełnie przypadkowo major Królikiewicz odkrył, że Picador jest wyjątkowo skoczny. Zdobył na nim brązowy medal podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu w 1924 roku. Królikiewicz był twórcą tak zwanej „ naturalnej szkoły jazdy”. Ten wybitny jeździec opowiadał się po stronie treści czyli umiejętności jeździeckich w konfrontacji z formą czyli strojem, dosiadem, wyglądem konia i jego rasowością.

 

Przeciwstawieniem treści i formy żywi się nieodmiennie literatura i film. Kopciuszek, Konik Garbusek, Romeo i Julia oraz Trędowata to opowieści o zwycięstwie treści nad formą, o wartościach, które są niezależne od stroju i pochodzenia.

A  jeżeli mi ktoś powie, że oglądając film, nie identyfikował się z Crocodile Dundee w jego konfrontacji z różnymi nadętymi white collars, od których ten prostoduszny łowca krokodyli był lepszy nie tylko w buszu, lecz również na ich własnym terenie, w Nowym Yorku, przykro mi – ale nie uwierzę.

 

Harmonia treści i formy to nieosiągalny ideał. W ich nieuchronnej konfrontacji opowiadam się zawsze po stronie treści. Wolę gdy za „ rubasznym czerepem” kryje się wspaniałe wnętrze niż gdy gorset formy przykrywa szpetotę czy wręcz zgniliznę.

 

Forma jest godnością rodzaju ludzkiego – tak powiedział Settembrini w Czarodziejskiej Górze.

Cassirer posunął się jeszcze dalej twierdząc (w Philosophie der symbolischen Formen), że jedyną rzeczywistością człowieka jest kultura, a formy symboliczne- w tym język-  są jedynym sposobem uczestnictwa w tej kulturze. Zdolność myślenia symbolicznego wyróżnia nas od zwierząt, które też komunikują się i przeżywają emocje, ale nie są zdolne do tworzenia symboli.

Inaczej mówiąc- cierpienie, przyjemność, rywalizacja, satysfakcja ze zwycięstwa, to uczucia znane również zwierzętom. Zwierzęta nie potrafią wyrazić ich jednak w symbolicznej formie.

 

Dress code czyli zbiór zasad ubierania się, jest językiem, w którym jak twierdzą ludzie przywiązani do form, można wyrazić  coś bardzo ważnego. Zapytam zatem co ważnego chcieli nam powiedzieć swym strojem Matka Teresa i Gandhi? Chyba to, że go całkowicie lekceważą, bo ich jedyną  misją jest działanie dla bliźnich.

Dress code pozornie służy do wzajemnego rozpoznawania się ludzi, czyli do ich zbliżenia. Tak naprawdę służy  do rozpoznawania ich pozycji w społecznej stratyfikacji, czyli do ich dzielenia.

 

Filozofia języka mody  napotyka na ten sam dylemat jaki odnajdujemy przy badaniu każdej formy symbolicznej i każdego języka.  Jest nim pewna nieusuwalna antynomia. Zadaniem form symbolicznych jest jednoczenie ludzi., ale żadna nie może doprowadzić do ich jednoczenia bez dzielenia. Bez mowy nie byłoby ludzkiej wspólnoty, ale mowa jest przecież różnorodna.

 

Opowieść o wieży Babel jest wyrazem tęsknoty do mitycznych czasów wspólnego języka, do czasów mitycznej harmonii ludzkości.

0

Iza

181 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758