To niszczenie edukacji nie dotyczy tylko nauk humanistycznych. Podobnie na studiach technicznych nie wspomina się nawet, że pierwsze samochody były samochodami elektrycznymi. Pierwszy samochód napędzany silnikiem elektrycznym opracował w 1828 roku. Jego model pracował bez zarzutu, ale profesor fizyki nie posiadał finansów na budowę prototypu. W okresie pomiędzy 1832-39 Robert Anderson tym razem oszczędny Szkot, zbudował „wózek” zasilany silnikiem elektrycznym. W 1835 roku za budowę samochodów elektrycznych wzięli się inni naukowcy. Taki samochód napędzany silnikiem elektrycznym opracował prof. Stratingh Groningen z Holandii, a zbudował jego uczeń Chrostopher Becker. W 1835 roku kowal Brandon z Vermont w Ameryce zbudował pierwszy pojazd zasilany silnikiem elektrycznym. W 1865 roku francuz Gaston Planete wymyślił akumulatory, a jego rodak Kamil Faure tak ulepszył te akumulatory w 1881 roku, że można je było seryjnie montować. W 1899 roku belgijski samochód wyścigowy „La Jamais Contente” ustanowił światowy rekord prędkości 68 mil na godzinę, czyli ponad 105 km/h. Samochód ten zaprojektował Camil Jenatzy. Dodam, że samochody elektryczne w wersji podstawowej po 1900 roku w USA kosztowały 1000 dolarów, a w wersji luksusowej, bogato zdobione, około 3000 dolarów. Do lat 1920 cieszyły się niesłabnącym powodzeniem. Aż do 1920. lat 28% produkcji samochodowej Forda stanowiły samochody z silnikami elektrycznymi. A teraz musisz sobie Szanowny Czytelniku odpowiedzieć sam, dlaczego obecnie uważa się za rewelację samochód napędzany silnikiem elektrycznym? Przecież to jest odkopywanie starej metody.
Jeszcze w 1941 roku Ford produkował karoserie z włókien otrzymywanych z marihuany, czyli konopi, a nie z ciężkiej stali. I musisz sam pomyśleć Szanowny Czytelniku, dlaczego te ekologiczne, niezanieczyszczające środowiska samochody zostały skasowane, a na ich miejsce wprowadzono silniki benzynowe. Samochody elektryczne w owym czasie były zdecydowanie tańsze w eksploatacji. Dlaczego więc konopie uznano dopiero w czasie II wojny światowej za narkotyk? Ale to już inna historia.
Otóż, jak donoszą z USA, 12 maja 2015 roku Rząd Stanów Zjednoczonych formalnie przyznał, że fluor jest trucizną i należy jego normę obniżyć o 50%. Norma dotychczasowa w USA w wodzie pitnej wahała się od 0,7 mg /litr do 1,2 mg /na litr. Gdy w czasie obrad Okrągłego Stołu, jako eksperci Solidarności, postawiliśmy wniosek o obniżeniu obowiązującej normy zawartości fluoru w wodzie do poziomu USA, to zostaliśmy zakrzyczani przez nie kogo innego, tylko ludzi z ministerstwa wówczas noszącego nazwę Ochrony Środowiska. Nie udało się doprowadzić do obniżenia tej normy, ani żadnej innej, do 1996 roku. Potem już problemy bieżące i ekonomiczne spowodowały zaniechanie prób przekonania tzw. ekspertów rządowych. Uznaliśmy, że jest to bezcelowe, a my musieliśmy jeździć do Warszawy za własne pieniądze.
Przypomnę, że fluor jest uznaną neurotoksyną i powoduje nie tylko zmiany takie jak osteoporozę, cukrzycę u młodocianych, nowotwory, ale obniża tzw. iloraz inteligencji. Nasze, największe w Polsce badania udowodniły, że czym dłuższe jest narażenie dzieci i młodzieży na fluor, tym ich zdolności uczenia się ulegają obniżeniu, a stan zdrowia wyraźnemu pogorszeniu. Ówczesny wojewoda pomorski Maciej Płażyński przestraszył się wyników powołanej przez siebie komisji [której byłem przewodniczącym] i zawiesił jej działania, a następny wojewoda w ogóle nie myślał o reaktywowaniu prac komisji. Badania dokończyliśmy i wszyscy Radni samorządowi i gminni otrzymali „Raport o Stanie Zdrowia Dzieci”. Nic z tego nie wynikło. Widocznie nie zrozumieli albo nie czytali? Motywem rozpoczęcia tak szeroko zakrojonych, wielospecjalistycznych badań były fragmentaryczne wówczas, informacje o podawaniu fluoru ludziom, zarówno w łagrach komunistycznych już od 1940 roku, jak i w niemieckich obozach koncentracyjnych od 1942 roku. Co świadczy o tym, że pomimo działań wojennych, współpraca tajnych służb kwitła.
Prace p. prof. Marii Gumińskiej z 1981 roku udowodniły trucie dzieci i ludności fluorem przez Hutę w Skawinie. A prace prof. Machoja ze Szczecina udowodniły trucie regionu przez Zakład Nawozów Fosforowych w Policach. Podobny zakład, Gdańskie Zakłady Nawozów Fosforowych, znajduje się w centrum 500-tysięcznego miasta i jak widać do dnia dzisiejszego nikomu to nie szkodzi. Ani wojewoda, ani Urząd Miasta nie reagują na to systematyczne trucie. Koncentracja fluoru w powietrzu w różnych dzielnicach przekracza dopuszczalne stężenia ponad 10-krotnie od co najmniej 30 lat. Jak widać, trucie jest skuteczne i IQ ulega systematycznemu obniżeniu do poziomu uniemożliwiającego podejmowanie decyzji ratujących własne zdrowie.
Te wszystkie WIOS-ie i sanepidy z Głównym Inspektorem Sanitarnym nie uważają takiego stanu rzeczy za szkodliwy. Podam, że Zakład przez ponad 20 lat działał bez odpowiednich decyzji. Po co, lepiej zajmować się handlem szczepionkami. Biedna rodzina nie naśle na nas kohorty prawników. My w latach 90. pragnęliśmy obniżenia normy skażenia wody fluorem do poziomu nie wyższego jak 1 mg/litr. Wiadomo, że dobowe zapotrzebowanie na fluor pokrywa wypicie dwóch filiżanek herbaty, lub jednej szklanki kawy. Pomimo ogłupiania społeczeństwa przez stomatologów o zapobieganiu przez fluor próchnicy, w USA, pomimo nawet dodatkowego fluorowania wody, ponad 40 % dzieci i młodzieży ma próchnicę. I to w miastach z fluorowaną w tym celu specjalnie wodą. Dzieci mają też wyraźne ślady uszkodzenia zębów przez fluor, czyli tzw. fluorozę. Przypomnę, że fluor w pierwszy rzędzie uszkadza układ kostny, potem trzustkę, wątrobę, a zęby na samym końcu. Fluor nigdy nie był rekomendowany przez FDA, jako lek zapobiegający próchnicy. Ten wymysł gazetowy został bezmyślnie rozpowszechniony przez stomatologów. Sam musisz sie domyśleć Szanowny Czytelniku, jak to się stało. I jak się czują ci eksperci z zakresu stomatologii, oczywiście z tytułami uniwersyteckimi, dowiadując się, że przez lat 50 truli społeczeństwo systematycznie!!?? Tak właśnie w praktyce wyglądają działania tzw. „zdrowia publicznego”.
Fluor jest konkurentem dla magnezu, a wiec blokuje około 300 enzymów w organizmie. Amerykański Departament Zdrowia i Opieki Społecznej HHS obniżył normę fluoru w wodzie o 50%. Nowa obowiązująca norma skażenia wody fluorem wynosi poniżej 0,7 mg/l. Uzasadnienie jest następujące: aby uniknąć widocznych objawów toksyczności fluoru. Czyli ta norma także nie jest bezpieczna. W chwili obecnej chodzi im tylko o zewnętrzne objawy na zębach. Czyli według HHS, człowiek to ząb… Indie – miliard dwieście milionów ludzi, ustaliły normę fluoru w wodzie pitnej na poniżej 0,5 mg/l.
Objawy kliniczne wczesnej fluorozy to: pieczenie, kłucie i mrowienie kończyn, osłabienie mięśni (uszkadzanie mitochondriów), chroniczne zmęczenie, zaburzenia przewodu pokarmowego żołądka i jelit, zmniejszenie apetytu, a w skrajnych przypadkach utrata masy ciała, czyli chudniecie.
Objawy cięższego uszkodzenia organizmu przez fluor, to: sztywność stawów, bóle kości, kruchość kości i osteoskleroza, niedokrwistość, zwapnienia ścięgien i wiązadeł np. międzyżebrowych, osteoporoza kości długich, zaostrzenia ostróg kostnych oraz pojawienie się nowych, na wysokości kolan, kości piszczelowej i łokciowej.
Wszystko to jest znane od 1930 roku. Czyli prawie 100 lat temu.
Oprócz tego, nadmiar fluoru powoduje: zwiększenie wchłaniania ołowiu, innej bardzo niebezpiecznej trucizny, rozwój raka kości – osteosarkoma, złamania kości, wzrost zachorowań na choroby nowotworowe w środowisku skażonym, wady genetyczne i śmierć komórek, uszkodzenia plemników, czyli wzrost bezpłodności na terenie skażonym, zakłóca syntezę kolagenu, choroby mięśni, powoduje nadpobudliwość i lub bezsenność, hamowanie około 300 enzymów i dezaktywację 62, hamowanie powstawania przeciwciał, a więc zakłócenie układu immunologicznego.
Musisz także wiedzieć, że nie ma żadnej korzyści z połykania tabletek fluorowych, ani pobierania fluoru w postaci doustnej. Za to obserwuje się same negatywne skutki. I w dodatku robisz to sam, kupując pasty z fluorem. Nie możesz potem na nikogo zrzucać winy.
Jak podało CDC, włączenie fluoryzacji wody w kilku miastach spowodowało wzrost rozpoznawalności nadpobudliwości aż o 67 000 przypadków w okresie 11 lat. Krajowa Rada badań Naukowych Narodowej Akademii ogłosiła, że nie znaleziono żadnych dowodów, aby wspierać fluoryzację. Tyle w stolicy, a w naszym „wesołym baraku”?
W naszym wesołym baraku do dnia dzisiejszego oficjalna wersja głoszona przez tzw. zdrowie publiczne i „naukowe” towarzystwa stomatologiczne, to walka z próchnicą przy pomocy fluoryzacji. I to robią wszelkiej maści gminy i samorządy, pod kontrolą których znajdują się szkoły. Ogłupianie ludków nad Wisłą trwa w całej pełni. Właśnie obecnie Ministerstwo Zdrowia usiłuje przeznaczyć aż 3% budżetu na podobne akcje. Dla równowagi, w całej Polsce nie można wykonać podstawowego badania poziomu fluoru u chorego. Pomimo, że badanie jest nieuraźne, ponieważ fluor bada się w moczu, Ministerstwo nie widzi takiej konieczności, podobnie jak tzw. prywatne laboratoria. Dlaczego? Ani jedno dziecko z rozpoznaniem nieistniejącej choroby ADHD, nie ma wykonanego badania poziomu fluoru. Ani jedna osoba leczona przez ortopedów z powodu osteoporozy, nie ma wykonanego badania poziomu fluoru. Wszelkie rozmowy z NFZ na temat konieczności finansowania takich badań, kończą się wynikiem negatywnym. Widać wyraźnie, że profilaktyka to nie poziom urzędniczy. Ani jedna osoba starsza nie ma badanego poziomu fluoru.
Nasze badania, przeprowadzone przed ponad 10 laty wykazały, że w województwie pomorskim dzieci szkolne w określonych rejonach mają wyższe skażenie fluorem, aniżeli pracownicy – dorośli – zawodowo narażeni na kontakt z fluorem, u których rozpoznaje się chorobę, zawodową fluorozą. Wojewoda, po opublikowaniu Raportu O stanie Zdrowia Dzieci, zamknął poradnie Medycyny Środowiskowej.
Chyba domyślasz się Drogi Czytelniku, dlaczego? Nie ma wyników, nie ma problemu! I teraz skojarz to z podawaniem fluoru w obozach koncentracyjnych i łagrach. I od razu wiesz, że minister mówił prawdę, państwo istnieje formalnie.
O tym, że niewiedzę ukrywa się za maską agresji, nie trzeba przypominać. A jak robią to lekarze? Poniżej ciekawe wypowiedzi PT Lekarzy do rodziców odmawiających szczepień:
„Lepsze dziecko martwe zaszczepione, niż żywe niezaszczepione.”
„Jesteście głupi i dziwni.”
„To przez takich ludzi jak pani wracają epidemie.”
„Jak pani dziecko dostanie tężca, to umrze.”
„Nie szczepicie, nie będę przyjmował nieszczepionych dzieci.”
„Rodzice, którzy nie szczepią dzieci, to debile.”
„Rtęć nie jest niebezpieczna dla układu nerwowego” – konsultant, lekarz neurolog.
Chyba starczy? Bez komentarza! Cytaty za stroną www.prawdaoszczepienionkach.pl.
Fluoryzowana woda jest związana z 30% niedoczynności tarczycy – wiedziałeś o tym Szanowny Czytelniku?
Autorstwo: dr Jerzy Jaśkowski