Haunted made in Poland.
Gotowy scenariusz na film grozy.
Wszelkie podobieństwo do autentycznych osób i wydarzeń jest przypadkowe.
Oczywiście.
Powiem tylko, że byle co nie jest mnie w stanie wystraszyć.
Nawet takie”byle co”.
Było ok. piątej rano.
Zbudził mnie nieznośny ucisk w nogach. Coś nie pozwalało mi zmienić pozycji na wersalce.
Leniwie podniosłem głowę z poduszki, w świetle majowego poranka zobaczyłem go.
Wyglądał jak wypisz, wymaluj, Freddy Kruger z "Koszmaru z ulicy Wiązowej", tyle że bez efektów poparzeń.
Łysa głowa, zapadnięte płonace oczy, żylaste ręce złozone na kolanach, Szare spodnie, chyba w pepitkę.
I troche podarty sweter, nieokreślonego koloru, dawno nie widział pralki.
Popatrzył na mnie, jakby zaskoczony, podniósł się na równe nogi i … rozpłynął sie w powietrzu.
Byłem zbyt zaspany, aby się porządnie wystraszyć, ale zaskoczony nie byłem.
Pewne fakty zaczęły mi sie składać same w całość, bardzo niepokojącą.
To mieszkanie to była okazja, kuzynka żony znała właścicielkę kamienicy, a poprzedni lokatorzy wlaśnie je opuścili.
Wyjechali , chyba z powrotem na Śląsk.
W naszym mieście im sie nie poszczęściło, zresztą wielu miejscowych do dziś robi to samo co oni.
Czynsz nie był kosmiczny, no i ten metraż, ponad sto metrów kwadratowych, istna hala.
Weszlismy obejrzeć lokal, mając w ręku klucze.
W nozdrza uderzył nas strzszliwy smród, w życiu takiego nie czułem.
Ohydna woń wydobywała się z otwartej kanalizy.
Z sobie tylko wiadomych powodów, nasi poprzednicy zabrali wszystkie urządzenia sanitarne i nie pozatykali ujść do kanazacji.
Efekt- wiadomy.
Przez kilka tygodni pustostanu, sciany przesiąkły smrodem, ale nic to, konieczne było kilkudniowe wietrzenie, by mozna było wejść z pracami remontowymi.
Czekała jeszcze jedna niemiła niespodzianka, okazało się, że w lokalu był brak bieżącej wody.
Sąsiad z budynku obok, z którego pociągnięta była linia z podlicznikiem, odciął ją na dobre, nie mógł się dogadać z właścicielką domu, po jej poznaniu zrozumiałem, dlaczego.
Ale nic to, załatwiłem z Miastem podłączenie naszego skrzydła kamienicy do wodociągu, wszelkie zgody pomogli przepchnąć życzliwi urzędnicy- wreszcie ktoś się za to zabrał, mówili.
Dwaj sąsiedzi, odcięci od wody, dołożyli się do całości, tylko ruszyć z pracami.
Wnętrza naszego nowego domu nie przedstawiały się dobrze, ohydna , tania tapeta w bieriozkę królowała w przedpokoju i ciemnej kuchni, której okna wychodziły na podwórze.
W pokojach nie było lepiej, krzywe ściany pochłonęły masę zaprawy i gładzi.
Ale ten metraż, synek, jak podrośnie, będzie mógł jeździć na trójkołowcu po całym mieszkaniu.
Wystarczy pootwierać dwuskrzydłowe dni z pokoju do pokoju.
Tylko jedno pomieszczenie wzbudzalo mój i małżonki, nieuzasadniony niepokój.
Niewielka sypialnia, którą poprzedni właściciel pomalowal w osobliwy sposób.
Szarozielone ściany, takiż sufit i wymalowane w rogach pokoju czarne krokwie.
Szubienice- trafnie spostrzegła małżonka.
Wzruszyłem ramionami, widać facet mial taką fantazję, powiedziałem.
c.d.n.
Tomasz Kolodziej,zaprzysiegly kociarz, dzialacz zwiazkowy, pisowiec, zoologiczny antykomunista, co nie znaczy ze nie pogadamy