Posunięcia, które trzeba było zrobić, uderzały w banki i instytucje finansowe, w międzynarodowe sieci handlowe, telekomunikacyjne i energetyczne.
„Z Attilą Szalaiem, radcą Ambasady Węgier w Warszawie, rozmawia Piotr Falkowski
W okresie przed przystąpieniem państw naszego regionu do UE, np. przed referendami w 2003 r., Węgrzy byli największymi optymistami, jeśli chodzi o akcesję. Teraz mówi się o Węgrzech jako o czarnej owcy Wspólnoty – że w Unii się nie odnalazły, bo nie przyjmują europejskich wartości.
– Przyjmujemy wszystkie klasyczne wartości europejskie. A wśród nich i takie, które znalazły się w preambułach węgierskiej i polskiej konstytucji, a brakuje ich w konstytucjach wielu krajów Europy. I nie było ich w naszych poprzednich konstytucjach, podobnie jak nie trafiły do traktatu lizbońskiego, który miał być konstytucją dla Europy. Chodzi na przykład o odniesienie do Boga i chrześcijaństwa jako podstawowych wartości Europy, jeśli już nie religijnie, to chociażby jako nośnika tradycji. A bez nich nie byłoby ani Europy, ani europejskiej kultury. Mogę więc – nie z urzędu, ale sam jako Węgier – powiedzieć z dumą, że jestem zadowolony, iż wreszcie znalazły się te zapisy na właściwym miejscu. …
(…)
…kiedy w 2002 roku Orbán przegrał wybory i musiał im oddać władzę, to budżet był w miarę zrównoważony i nawet w kasie zostało kilkaset miliardów forintów nadwyżki. Te pieniądze socjalliberałowie w ciągu kilku pierwszych miesięcy wydali na realizację wyborczej obietnicy podniesienia pensji wszystkim urzędnikom o 50 procent. Kiedy ta rezerwa się skończyła, żeby dalej realizować obietnice wyborcze, w głównej mierze socjalne, zaczęto brać pożyczek co niemiara. Podczas gdy w 2002 r. zadłużenie Węgier było o parę dobrych miliardów dolarów mniejsze niż po zmianie ustroju, to socjaliści prowadzili swoją politykę kosztem kredytów z Zachodu, co doprowadziło do podwojenia zadłużenia. Sytuacja, którą zastał Orbán w 2010 r., była po prostu tragiczna. Byliśmy na skraju bankructwa państwa. Trzeba było zaraz przyjąć inną filozofię rządzenia. Starano się rozruszać węgierską gospodarkę, żeby pomóc w zrównoważeniu budżetu. A nasza gospodarka w 80 proc. zależy od eksportu, więc należało postępować ostrożnie.
Ale węgierski rząd naraził się Unii Europejskiej i MFW.
– Posunięcia, które trzeba było zrobić, uderzały w banki i instytucje finansowe, w międzynarodowe sieci handlowe, telekomunikacyjne i energetyczne. Proszę jednak wziąć pod uwagę, że w sytuacji, gdy gospodarstwo przeciętnego węgierskiego obywatela nie wytrzymywało już więcej obciążeń i dalsze zaciskanie pasa wydawało się niemożliwe, wymienione firmy osiągały w ostatnich trzech latach ogromne zyski. W najbardziej kryzysowym okresie niektóre banki dalej odnotowywały całkiem pokaźne zyski i nawet dumnie chwaliły się tymi wynikami. Zrozumiałe jest, że powiedziano im: zadowolcie się zyskiem mniejszym i wypada, żebyście wzięli udział w ponoszeniu ciężaru kryzysu. …
(…)
Finansjera obraziła się, ponieważ ma ogromną władzę, a rząd nie zdawał sobie do końca sprawy, że dojdzie do tego, iż wszyscy rzucą się na nas. Mamy nadzieję, że Zachód okaże trochę zrozumienia. W obecnej sytuacji, zupełnie dramatycznej, Węgry będą na pewno musiały wycofać się z niektórych bardziej radykalnych rozwiązań. W tym tygodniu na pewno zasiądziemy do stołu i zobaczymy, co z tego wyniknie. Nie wiem, czy UE i MFW zależy na bankructwie Węgier. Nie zależało na bankructwie Grecji, więc może i na naszym nie będzie zależeć. Choćby dlatego, że wtedy jeszcze coś można zawsze wyciągnąć z dłużnika, a po plajcie wiadomo, że ani grosza nie zapłaci. Widać jak na dłoni, że nadepnęliśmy na odcisk instytucjom globalnym, które arbitralnie mają zamiar sterować finansami świata. Rząd musiał dojść do wniosku, że należy zmienić sposób ratowania kraju. …
(…)
Jaka jest wizja Węgier Viktora Orbána?
– Żeby Węgry stały się normalnym krajem o chrześcijańskiej kulturze. To znaczy normalnym krajem europejskim, uznającym wszelkie klasyczne wartości demokracji. I żebyśmy nie byli niczyją kolonią. Żebyśmy prowadzili w miarę swobodnie suwerenną politykę własną, żebyśmy mogli swobodnie wybierać partnerów, sojuszników, przynależność itd., bez żadnego politycznego, finansowego czy innego przymusu, który jest sprzeczny z żywotnymi interesami narodu. Oczywiście to jest idea. Należy robić to, co się da, w miarę istniejących możliwości. Polityka jest sztuką osiągania rzeczy możliwych. Trzeba tę sztukę opanować i wykorzystać. …”
To tylko wybrane fragmenty wywiadu warto zapoznać się z całością – polecam: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120107&typ=sw&id=sw03.txt
Apel – Polak, Węgier – propozycja akcji blogerskiej