TVP w I programie pokazała film „Wołyń”, z góry zaznaczam, że filmu nie oglądałem i nie mam zamiaru go recenzować. Obejrzałem jedynie wstępne sceny i wyłączyłem telewizor. Bowiem to, co zobaczyłem przeczy całemu mojemu życiowemu doświadczeniu, jako Wołyniaka z urodzenia i wychowania. Na temat stosunków na Wołyniu pisałem wielokrotnie, a ostatnio wspomniałem o tym w artykule o Ukrainie. W filmie mamy do czynienia z sowiecką, a w ślad za nią peerelowską interpretacją przedwojennych stosunków na Wołyniu. Wyrazem tego jest przedstawienie pokrzywdzonej ludności ukraińskiej i żydowskiej i wyraźnie w roli uprzywilejowanej, a nawet prześladowców – Polaków. Daje to z gruntu fałszywy obraz stwarzający podstawy do usprawiedliwienia prześladowań polskiej ludności przez bolszewickich okupantów i ich miejscowych pomocników, a nawet w jakimś stopniu […]
TVP w I programie pokazała film „Wołyń”, z góry zaznaczam, że filmu nie oglądałem i nie mam zamiaru go recenzować.
Obejrzałem jedynie wstępne sceny i wyłączyłem telewizor.
Bowiem to, co zobaczyłem przeczy całemu mojemu życiowemu doświadczeniu, jako Wołyniaka z urodzenia i wychowania.
Na temat stosunków na Wołyniu pisałem wielokrotnie, a ostatnio wspomniałem o tym w artykule o Ukrainie.
W filmie mamy do czynienia z sowiecką, a w ślad za nią peerelowską interpretacją przedwojennych stosunków na Wołyniu.
Wyrazem tego jest przedstawienie pokrzywdzonej ludności ukraińskiej i żydowskiej i wyraźnie w roli uprzywilejowanej, a nawet prześladowców – Polaków.
Daje to z gruntu fałszywy obraz stwarzający podstawy do usprawiedliwienia prześladowań polskiej ludności przez bolszewickich okupantów i ich miejscowych pomocników, a nawet w jakimś stopniu późniejszej rzezi wołyńskiej.
Stosunki narodowościowe na Wołyniu kształtowały się przed wojną odmiennie aniżeli na Ukrainie zazbruczańskiej i Małopolsce wschodniej.
Na tej części Wołynia, która w wyniku traktatu ryskiego przypadła Polsce nie notowano faktów mordowania Polaków, jakie miały miejsce na Ukrainie głównie w roku 1919.
Równocześnie Wołyniacy podkreślali swoją odrębność nie uznając nazwy Ukraińcy i nazywając siebie Rusinami. Odcinali się również od Hałyczan, na co wpływ miały zarówno stosunki materialne jak i agitacja cerkwi prawosławnej przeciwko unitom.
Cezura narodowościowa nie była na Wołyniu tak ostra jak to przedstawiono w filmie.
Opowiadanie o tym, że koncesję na sprzedawanie alkoholu mogli mieć tylko Polacy należy włożyć między bajki. W moim rodzinnym Beresteczku z racji wielkości miasta /ponad 7 tys. mieszkańców/ i faktu, że było to miasto targowe, było wiele knajp, z których ani jedna nie należała do Polaków, a wszystkie miały prawo wyszynku.
Również sklepy sprzedające alkohol nie należały do Polaków.
Jedyne, co było koncesjonowane i należało do Polaków to założona w latach trzydziestych hurtownia tytoniowa należąca do rodziny osadniczej kapitana Jabłońskiego, ale sprzedaż detaliczna wyrobów tytoniowych nie była w polskich rękach.
W filmie sołtysem w „ukraińskiej” wsi może być tylko Polak, co jest oczywistą bzdurą. Sołtysa wybierała gromada wiejska i wybierała kogo chciała, praktycznie nie miało to znaczenia jakiej był narodowości.
Po przewrocie majowym i to gdzieś dopiero na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych cenzurowane były wybory wójtów i burmistrzów. W przypadku braku zaufania stosowano obsadę komisaryczną i nie podział narodowościowy był najważniejszy, ale ocena lojalności w stosunku do sanacyjnych władz.
Miało to miejsce w okresie sprawowania urzędu wojewody wołyńskiego przez Hauke – Nowaka.
Istotny był status materialny i tu Polacy nie wyróżniali się, a nawet nie potrafili odzyskać skonfiskowanego przez carskie władze mienia.
W powiecie horochowskim wiele majątków polskich oddano w ręce moskiewskie.
W okolicy Beresteczka Naręczyn dostał się hrabiemu Grabbe, jedna Smolawa baronowi Englesi, a druga baronowi Steinglowi. Sam Horochów była siedziba Tarnowskich dostał się w ręce hrabiego Luedersa, którego córka wyszła za mąż za generała carskiej armii hrabiego Weimana też właściciela nadanego polskiego majątku podobnie jak pułkownik Zielenskij i inni „rdzenni” Rosjanie.
Potomkowie polskich właścicieli skonfiskowanych majątków żyli i nawet ich znałem, ale o odzyskaniu swojej własności mogli tylko pomarzyć.
Podobnie było z mieszczaństwem beresteckim i innych miast na Wołyniu. Większość była pochodzenia polskiego, o czym świadczyły nazwiska i groby na katolickim cmentarzu, a wielokrotnie nadania szlacheckie.
Beresteczko w przeszłości polskie miasto było kwitnącym ośrodkiem ariańskim, przywróconym w XVII wieku wraz ze swoim właścicielem księciem Prońskim katolicyzmowi. Posiadało rozwiniętą działalność przemysłową i handlową, która po rozbiorach w znacznej mierze upadła. Na domiar złego Moskale zaczęli w XIX wieku masowo osiedlać w kresowych miastach wyrzuconych z Rosji Żydów pogłębiając trudności w utrzymaniu jakiego takiego poziomu bytu ich mieszkańców.
W odróżnieniu od nielicznych „polskich” Żydów, zadomowionych i uposażonych „Litwacy”, czyli Żydzi rosyjscy nie posiadali niczego i zajmowali się głównie drobnym handlem i rzemiosłem.
Po powstaniu listopadowym nastąpił moskiewski atak na polskie, najczęściej uszlachcone mieszczaństwo. Moskale nie uznawali pojęcia „szlachty zagrodowej” i szlachcic niepełniący odpowiedniego urzędu lub nieposiadający majątku był pozbawiony przynależności do tej warstwy.
Zastosowano szantaż w postaci przyznania statusu wolnego mieszczaństwa pod warunkiem przyjęcia prawosławia, względnie w przypadku odmowy przypisania do chłopstwa pańszczyźnianego.
W ten sposób polska, szlachecka ludność została w znacznej mierze przekształcona w prawosławne, rusińskie mieszczaństwo.
Paradoksalnie, ale ci, którzy odmówili konwersji i pozostali przy katolickim kościele utrzymując tym samym polską narodowość nie zostali pozbawieni praw mieszczańskich i przetrwali aż do odrodzenia Polski na tych ziemiach.
Niestety w okresie międzywojennym Polska nie zrobiła niczego żeby przywrócić utraconą polskość tej ludności. Stąd w polskiej szkole miałem kolegów „Rusinów” o nazwiskach Wilczyńscy, Polańscy, Domańscy Żukowscy, Tabińscy itd. z przodkami na katolickim cmentarzu, a nawet dokumentami nadania szlachectwa z XVI wieku.
Odwrotnie, kiedy urzędnik magistracki niejaki pan Mendak powrócił na łono kościoła katolickiego, największe oburzenie wywołało to wśród społeczeństwa polskiego dopatrującego się w tym aktu przymusu, którego nota bene nie było, gdyż inni urzędnicy – prawosławni pozostali na swoich stanowiskach.
Według filmu urzędy były zarezerwowane dla Polaków.
W Beresteczku urzędnikami miejskimi byli jeszcze carscy urzędnicy, wszyscy prawosławni i podający się za Rosjan, najpoważniejszy urząd etatowy –sekretarza magistratu pełnił niejaki pan Mirosław Szyłkiewicz, Ukrainiec z „Galicji” z Sokala, jedyny greko katolik w Beresteczku i zażarty nacjonalista ukraiński.
Miejscowi nie mogli pełnić żadnych urzędów z powodu braku wykształcenia.
W całym horochowskim powiecie było tylko dwóch Rusinów z maturami i obydwaj pełnili odpowiedzialne funkcje. Jednym był pan Bałamut – dyrektor banku komunalnego, a drugim pan Korniejczuk wiceburmistrz Beresteczka – największego miasta w powiecie.
I na koniec sprawa osadników wojskowych. Byli oni osadzani na gruntach po parcelacji byłych carskich majątków, pochodzących z reguły z konfiskat popowstaniowych. Były to ziemie polskie, a nie „zabrane Ukraińcom”, w okolicy Beresteczka była jedna osada wojskowa niemająca żadnych kontaktów z ludnością miejscową z racji izolacji terytorialnej i braku jakiejkolwiek styczności mogącej wywołać konflikt. Ich sytuacja materialna była bardzo ciężka i zdarzały się wypadki poszukiwania pracy poza rolnictwem w celu możliwości utrzymania rodziny.
Pomoc państwa polskiego w zagospodarowaniu „gołej ziemi” była albo symboliczna albo żadna.
W skali całego Wołynia było to zjawisko mikroskopijne, zaledwie 3.400 osad na powierzchni nieprzekraczającej 50 tys. hektarów. W relacji do powierzchni całego województwa wynoszącej ponad 35 tys.km.2, czyli 3,5 miliona hektarów to zaledwie 1,5%.
Problem został rozdęty przez wrogą Polsce propagandę bolszewicką i PRL.
Osadnictwo polskie na Wołyniu ma mimo wszystkie trudności niewątpliwą zasługę w
Unowocześnieniu rolnictwa, zacofanego w czasie zaborów. Sadownictwo, uprawa warzyw i upraw kwalifikowanych z chmielarniami na czele to zasługa wielu osad wojskowych, a pieniądze uzyskiwane z innych źródeł dochodów były lokowane w rozwój gospodarstw. Wszystko to zostało zrujnowane przez bolszewików i UPA.
Do dziś można oglądać pozostałe resztki sadów po spalonych osadach.
Ciekawe, że osadnictwo polskie traktuje się jako wrogie miejscowej ludności, ale nie traktuje się tak zjawiska znacznie większego rozmiarami jak moskiewskie osadnictwo Rosjan, a nawet Niemców czy Czechów.
Problem stosunków ludnościowych na Wołyniu i ich skutków gospodarczych i kulturalnych wymaga rzetelnej oceny mając na względzie cały skomplikowany ich charakter. Niestety w filmie oparto się na wrogiej Polsce, ale także i wołyńskiej specyfice – bolszewickiej interpretacji dziejów.
3 komentarz