Zabójstwo policjantki w Belfaście silnie wzburzyło opinię publiczną w Brytanii.
Tytuł jest oczywiście tylko i wyłącznie prowokacją intelektualną. Tak dla wyjaśnienia, żeby nie było wątpliwości z odczytaniem moich intencji.
Co się stało w Belfaście? Właśnie podali na Sky News, że w nocy banda lojalistycznych (wiernych Wielkiej Brytanii) chuliganów zaatakowała radiowóz. Po zbiciu szyby wrzucili do środka koktajle mołotowa. W środku spłonęła żywcem policjantka. Ten tragiczny incydent wzburzył opinie publiczną Brytanii. Wszyscy politycy są wtrząśnięci okrutną śmiercią policjantki i barbarzyństwem tej hołoty. Słów potępienia tego incydentu nie oszczędził tym podłym sukinsynom żaden politk, dziennikarz, uznany autorytet . To znamienne, symptomatyczne zachowanie i bardzo typowe w tym kraju.
Tu nikt ani myśli posądzać wszystkich północno-irlandzkich lojalistów o mordercze skłonności. Tu nikt nie pieprzy o jakimś „faszyzmie” protestujących. Tu nie mają swojskiego niesioła czy palikmiota, który za wszelkie akty chuliganerii, kiboli czy bandytów wini całą opozycję. Tu nikt nie nawołuje do rozprawy z „faszyzmem” protestujących w Belfaście. Tu wszyscy wiedzą, że banda oprychów, którzy zabili w okrutny sposób tę policjantkę, to banda kryminalistów, którzy zawsze się z wielką ochotą do wszelkich zadym dołączają. Z czystej nienawiści do policji, do porządku na ulicach. Taka już jest natura kryminalistów. Na całym świecie.
Tak samo dzieje się przecież w całej południowej Europie. Setki tysięcy ludzi spokojnie (choć wkurzonych jak jasna cholera) demonstruje swój sprzeciw wobec polityki swych rządów i Unii, ale zawsze znajdzie się w każdej demonstracji jakiś nikły procent kryminalistów, którzy chcą glinom dokopać, zgnoić, zabić. Wszyscy na świecie to rozumieją, potępiają i walczą z tym kryminalnym zjawiskiem, a nie z przyczynami protestów. Nikt nie walczy ze zdecydowaną większością protestujących. Nikt ich nie wyzywa od faszystów.
Jak to wygląda w Polsce, wszyscy przecież wiemy. Grupki sprowokowanych zadymiarzy rozszerza się na cały tłum spokojnie demonstrujących. Tuskowe media odium jakiegoś promila chuliganerii sprowadzają na wszystkich demonstrujących „faszystów”. Taka jest róznica między cywilizowanym światem, a Tusklandią i opanowanymi przez urbanowatych esbaków – mainstreamowe mendia.
Gdyby w Warszawie zdarzył się podobny jak w Belfaście przypadek, że jacyś chuligani zabiliby policjanta, to niesioł zaplułby kamerę u Stokrotki, a jadem zabiłby operatora kamery. A pewnie i parę osób przed telewizorami dostałoby zawału widząc wykrzywioną nienawiścią mordę tego obwiesia. Palikot już nawoływałby do linczu na Kaczyńskim. Tusk z Komorowskim w 3 sekundy po incydencie wprowadziliby stan wojenny i walczyliby z „faszystami” z wszelakiej prawicy, od PIS-u po Narodowców. Gdyby w Polsce były protesty takie jak w Belfaście, Grecji czy Hiszpanii – na ulicach polskich miast stałyby juz czołgi. Wsyskie tsy, bo reszta w Afganistanie…