W czasie zaborów Polacy na kresach wschodnich wyhodowali fasolę niepodległości. Na białej łupinie wyraźnie widoczny jest czerwony orzeł z koroną. Uprawianie tej fasoli było zakazane, więc sadzono ją między ziemniakami, chociaż jest rośliną wysokopienną. Kiedy już wydawało się, że fasolka niepodległości jest legendą, okazało się, że przywieziona z kresów przez dr. Zenona Kukiera przetrwała w Małopolsce. Rośnie w gminach Łącko, Podegrodzie i Chełmiec w pobliżu Nowego Sącza. Tradycja nakazuje dodać ją do potraw przyrządzanych na wieczerzę wigilijną. Nasionka dostają tylko ludzie godni zaufania. Fasola jest rośliną wiatropylną i chociaż fasola z orzełkiem okazała się odmianą trwałą, nie powinno się dopuszczać do krzyżówek. Moja siostra dostała cały woreczek i z zapałem szykuje tyczki.
Niedowiarkom mogę powiedzieć, że w 2010 roku fasola niepodległości dostała certyfikat produktu tradycyjnego. Wyszło symbolicznie: trochę smutno, trochę śmiesznie, ale optymistycznie. Przywiązanie do niepodległości jest produktem kresowej szlachty, kultywowanym w Małopolsce. Polacy zdradzani przez własnych przywódców, pokonywani przez wrogów, którzy tajnie się przeciw nim zmawiali, kiedy już nic nie dawało się zrobić, hodowali fasolkę niepodległości. Gdybym miała podać jeden powód, dlaczego mogę mieszkać tylko w Polsce, wymienię fasolkę, chociaż wszędzie mi się podoba, a niektóre wady moich rodaków powodują, że nóż sam się w kieszeni otwiera. Podróbka Polaków jest niemożliwa, nie można ich naśladować, ponieważ nie wiadomo, co wymyślą.
Przydałoby się nam trochę więcej zawziętości właściwej Słowianom południowym. W Muszynie na zgrupowaniu przebywała pierwszoligowa drużyna z Serbii. Zagrali mecz towarzyski z czwartoligową Muszynianką i sromotnie przegrali. Trener się wściekł, zrugał swoich podopiecznych, że nie chce ich znać i wraca do Serbii. Kiedy okazało się, że nie żartował, wyruszyła ekipa poszukiwawcza. Znaleźli trenera, jak twierdzą, w połowie drogi przez Słowację. Maszerował na południe w garniturze i wizytowych butach.
Sądzę, że najważniejszą przyczyną naszych niepowodzeń jest odpuszczanie zdrajcom. Niemoralny obyczaj użalania się nad zdrajcami i pogardy dla ofiar przedstawia się w słodkim sosie chrześcijańskiego miłosierdzia, chociaż każdy, kto miał przynajmniej trójkę z religii, wie, jakie są warunki przebaczenia. Podejrzewam, że za pozornie szlachetną rezygnacją z dochodzenia prawdy i sprawiedliwości kryje się uzasadniony strach, że ci, którzy wygrali, będą się mścić. Wałęsa nie odpuszcza, nęka procesami Wyszkowskiego, a sądy przyznając mu rację jawnie kłamią. W marszach pamięci każdego dziesiątego w Trójmieście nie uczestniczą członkowie Ligi Obrony Suwerenności. Nikt nie musi, ale nazwa organizacji zobowiązuje. Z ulotki dowiedziałam się, że w sprawie suwerenności LOS proponuje odrzucenie dyktatu Unii Europejskiej, zachowanie złotówki, obronę majątku przed zagranicznymi roszczeniami i wycofanie się z Afganistanu. Radykalny program, ale PO i Rosji lepiej się nie narażać. UE i NATO daleko.
Tresowanie społeczeństwa w duchu „racja jest po stronie siły” może się źle skończyć. W państwach cywilizowanych siła tylko dlatego jest po stronie ulicy, że strzelanie do tłumu z ostrej amunicji lub rozjeżdżanie czołgami, jak na placu Tiananmen, nie jest dopuszczalne. Ta psychologiczna i prawna bariera może w każdej chwili pęknąć w obronie pieniędzy i w obawie przed odpowiedzialnością. Na całym świecie, nie tylko w Polsce, trwają przygotowania do tłumienia masowych rozruchów, kiedy wyczerpią się możliwości manipulowania opinią publiczną. W USA Halliburton buduje więzienia i zamknięte obozy, czyli łagry. Światowi mędrcy już dawno oszacowali, że 80% populacji jest zbędna, a teraz głowią się, jak pozbyć się balastu. W ekskluzywnych gremiach jest Zbigniew Brzeziński i jak fama głosi, również Palikot. Współczuję tym mędrcom. Wolę być z pospólstwem, bo nie tylko pieniądze i władza, towarzystwo też się liczy. Poza tym wcale nie wiadomo, po której stronie będzie bezpieczniej.
Nie chcę nikogo straszyć, jestem dobrej myśli. Ludzie zainteresowali się realną ekonomią i słuchanie ideologicznych sloganów, które niczego nie wyjaśniają, coraz bardziej ich denerwuje. Próbują dowiedzieć się, jak degenerował się system finansowy, którego rolą było kiedyś obsługiwanie gospodarki, albo wychodzą na ulice, demonstrują, tłuką szyby w bankach lub lokalach partii politycznych. Niepoprawne politycznie opinie o przyczynach i istocie kryzysu pojawiają się nawet w polskich mediach, często w miejscach nieoczekiwanych. Z biuletynu funduszu inwestycyjnego Pioneer Pekao dowiedziałam się, dlaczego Niemcy forsowali pakt fiskalny, chociaż sami od dawna przekraczali obowiązujące limity zadłużenia. Sztywne limity zeszły na dalszy plan, teraz wymaga się redukcji zadłużenia strukturalnego. Nie bardzo wiadomo, co to jest, więc można swobodnie żonglować interpretacją. Ta polityczna decyzja pozwala karać węgierski rząd Viktora Orbana.
Prezydent Francji rzucił nowe hasło walki z kryzysem – rozwój gospodarczy. Hasło się podoba, ponieważ daje nadzieję na zmniejszenie bezrobocia. Hollanda krytykują przeciwnicy zadłużania – bez nowych kredytów rozwój jest niemożliwy. Ciekawą krytyczną opinię usłyszałam od znajomego Francuza: „We Francji produkujemy wystarczającą ilość wszystkiego, co nam potrzeba, a rozwój, który likwiduje miejsca pracy, zwiększy bezrobocie”. Wszystkie kraje rozwinięte mają nadzieję na sprzedanie nadmiaru towarów produkowanych przy coraz mniejszym zatrudnieniu. Zbędne 80% populacji nie chce się dobrowolnie powiesić, a państwo opiekuńcze według liberałów jest anachronizmem i przyczyną kryzysu. Sytuacja jest patowa. Lud Rzymu domagał się chleba i igrzysk. Same igrzyska nie wystarczą, jakieś minimum chleba jest konieczne. Pytanie, jaki jest cel rozwoju, jest ważne.
W Polsce – przeciwnie niż we Francji – importujemy wiele towarów i usług, poczynając od projektów stadionu, na ziemi do kwiatów kończąc. Po szokowej transformacji straciliśmy całe gałęzie gospodarki. U nas celem rozwoju jest odbudowa polskiej gospodarki, ale pytanie pozostaje: Po co Polacy mają pracować dłużej, za mniejsze pieniądze i przechodzić na emeryturę później, skoro mamy tylu bezrobotnych? Odpowiedzi dostajemy wciąż te same – bo taki jest ogólny trend, bo musimy wygrać wyścig, bo żądają tego światowe rynki finansowe. Rynki nie odróżniają Warszawy od Budapesztu, ale dobrze wiedzą, kto chce się lenić. Na mecie wyścigu jest przewlekły kryzys, ale wszyscy muszą grać w tę grę pod szantażem bankructwa, bo wszyscy są zadłużeni. Średnie zadłużenie państw UE wynosi 60% i można je spłacić tylko pozyskując środki od sąsiadów, ponieważ bilans wymiany z państwami poza Unią jest zrównoważony. Przypomina to eksperyment, o którym opowiadał mi tato, przyrodnik. W szczelnym słoiku zamknął kokon jaj pająka. Wylęgła się chmara małych pajączków, a po pewnym czasie na nitce przyczepionej do wieczka zwisał jeden tłusty pająk.
Wybór socjalisty na prezydenta Francji został w Polsce przyjęty z niechęcią i wywołał zamieszanie. Liberałom socjalizm kojarzy się z prawami pracowników, związkami zawodowymi i znienawidzonym państwem opiekuńczym. Partia rządząca wciąż inwestuje w przyjaźń z Angelą Merkel, ale Niemcy też już się buntują przeciw zaciskaniu pasa, a zmiana układu sił na szczytach Unii może Merkel pogrążyć. Nie wiadomo, czy inwestycja nie okaże się chybiona. Leszek Miller cieszy się, że zwrot na lewo w Europie przybliży SLD do władzy w Polsce. Wybór Hollanda to również zwrot na prawo, ponieważ wzmacnia dążenia do niezależności państw narodowych. Trafnie odczytał tę zmianę Jarosław Kaczyński, który w przeciwieństwie do dużej części swojego elektoratu, z satysfakcją przyjął wynik wyborów we Francji. Miller euroentuzjasta, zwolennik ścisłej integracji, może naśladować Francję tylko w sprawach socjalnych. Na przykład może popierać starania partii prawicowych o pomoc państwa dla kobiet rodzących i wychowujących dzieci. Życzę mu powodzenia.
W Polsce słowo „socjalista” pełni rolę inwektywy, ale rekord we wrogim stosunku do Hollanda pobił Krzysztof Wyszkowski w swoim felietonie w „Gazecie Polskiej” z 16 maja. Zacytuję fragment „…wyciągnięta z partyjnego lamusa kukła z bezbarwnej plasteliny. Jego program jest wielkim łgarstwem bezprzykładnego łgarza, który na swoją obronę ma tylko to, że jest do tego stopnia Monsieur Inconnu, że nawet jego kobiety nie chciały się z tą mieszaniną mydła z szampanem ożenić”. Albo Krzysztof miał zły dzień, albo za długo oglądał Niesiołowskiego. Sensu to nie ma, ale dalej Wyszkowski oskarża „zachodnioeuropejską francę” o zarażenie Ameryki: „Jeszcze, niedawno wydawało się, że po ujawnieniu się okropnych objawów tej choroby (i to szczególnie w ochronie zdrowia) zostanie ona szybko i skutecznie gorącym żelazem wypalona”. Mam nadzieję, że w Polsce nie dojdzie do „wypalania gorącym żelazem” powszechnych ubezpieczeń i publicznej ochrony zdrowia.
Joanna Duda-Gwiazda