Mija 31 lat od wprowadzenia w Polsce stanu wojennego 13 grudnia 1981 r., przez rządzącą wówczas ekipę PZPR.
Prasa, media, jak zawsze będą przeinaczać fakty i kłamać.
Również byli członkowie, działacze i kierujący wówczas obozem „Solidarności” wspominając tamte wydarzenia ograniczą się jedynie do wymieniania skutków, jakie spowodował dla wielu obywateli stan wojenny, a świadomie pomijać jego przyczyny. Ale zwykła, ludzka i obywatelska uczciwość, przyzwoitość, szacunek dla prawdy, dla społeczeństwa, wymagają przypomnienia faktycznych przyczyn tamtych wydarzeń. Przemilczanie ich, ukrywanie prawdy pod pretekstem nie rozdrapywania jeszcze niezabliźnionych ran, jest błędem, nieuczciwością, obelgą przeciw społeczeństwu. Taka postawa toruje bowiem drogę do utrwalania, tylko czasowo, w świadomości społeczeństwa kłamstwa, które wcześniej lub później zostanie zdemaskowane.
Zdumiewające, że zarówno obóz postsolidarnościowy, jak i postpezetperowski bardzo zgodnie dążą do przemilczania, przeinaczania faktycznych przyczyn poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego.
Dzieje się tak dlatego, bo ludzie obu obozów pragną ukryć, przemilczeć lub przeinaczyć fakty dowodzące, że po sierpniu 1980 roku toczyła się zażarta walka o władzę w Państwie. Tylko o władzę, o korzyści płynące z jej sprawowania, o przywileje jakie może ona zapewnić sprawującym, a nie o żadne wartości społeczne, narodowe, moralne, religijne.
Dlatego wywodzący się z ówczesnego obozu rządzącego PRL, a także z III RP, są dziś tak samo przeciwni powracaniu pamięcią do niewygodnych, sierpniowych wydarzeń, do treści Umowy z Rządem, do wynegocjowanych 21 postulatów, przypominaniu przyczyn wprowadzenia stanu wojennego; bo to kompromituje obie strony. Obóz PRL bronił wówczas posiadanej władzy, a kierownictwo Związko-Partii Solidarność występujące pod szyldem Solidarności, chciało mu ją odebrać i dążyć do zrealizowaniu tego, co dziś mamy w kraju. Dziś już wiemy , że stan wojenny nie był spowodowany zagrożeniem z zewnątrz, interwencją Związku Radzieckiego i państw Bloku Sowieckiego. Zagrożenie było wewnętrzne – obawą utraty władzy lub poważne jej uszczuplenie i ograniczenie przez Partię pn. KOR-o- Solidarność.
Ponad 30 latach od sierpniowych buntów pracowniczych i wprowadzenia stanu wojennego elementarna uczciwość obywatelska i zwykła ludzka przyzwoitość nakazują mówienia ludziom prawdy o tamtych wydarzeniach, choć może ona być bardzo niewygodna, wstydliwa i bolesna dla wielu dawnych i obecnych działaczy „Solidarności a także ówczesnego kierownictwa PZPR. Nawet faktycznie doznane krzywdy i cierpienia rozczarowanych i oszukanych działaczy Solidarności, nie upoważniają ich do przemilczania i fałszowania prawdy, w imię rzekomo wyższych celów. Nie ma wyższych celów, niż mówienie Narodowi prawdy. Prawdy domagają się dziś obywatele szczerze i autentycznie zatroskani o dalsze losy kraju, o jego przyszłość, a przede wszystkim oczekują na to nowe postsolidarnościowe i postpezetperowskie pokolenia.
Ponieważ upłynęło już ponad 30 lat od tamtych wydarzeń i wiele faktów zatarło się w ludzkiej pamięci przypomnijmy je.
Po zakończeniu strajków sierpniowych w 1980 r. ruch zawodowy ludzi pracy, przy tajnym sterowaniu nim, od samego początku, przez Służby Specjalne, zwłaszcza SB , centralne kierownictwo PZPR, Kościół opanowany został przez rożne gangi przestępcze, wszelkiej maści szumowinę, karierowiczów, szubrawców i zwykłych łobuzów. Sprzyjała temu naiwność, łatwowierność, nieświadomość, niewiedza, lenistwo myślowe otumanionych przez KOR, i podobnie wrogie siły antynarodowe, które wykorzystały instrumentalnie ludzi pracy pchnęli ich do walki o obalenie istniejącej władzy i zagarnięcia jej dla siebie. W tym celu opanowali kierownictwo Związku „Solidarność i przekształcili go w partię polityczną, nazwaną – enigmatycznie „ruchem społecznym”. Usunęli z Solidarności” aktywnych i zaangażowanych działaczy związkowych, a na ich miejsce wprowadzili karierowiczów, serwilistów, ludzi bezideowych, sprzedajnych, nijakich, obiecując im uczestnictwo w przyszłości w sprawowaniu władzy i korzyściach z niej wypływających.
Zaczęli też systematycznie dezorganizować życie kraju nie pozwolili na poprawę sytuacji w Państwie, gospodarczej, administracyjnej, w tym żywnościowej.
Ówczesny premier gen. Wojciech Jaruzelski prosił tylko o 90 spokojnych, bezstrajkowych dni, by można było doraźnie poprawić sytuację gospodarczą i żywnościową w kraju. Przez 16 miesięcy istnienia „Solidarności” nie było ani jednego bezstrajkowego dnia. Ówczesne kierownictwo „Solidarności np. nakazywało zakładom strajkować z byle jakiej przyczyny, a nawet bez powodu. Wałęsa często żalił się, że jeździ po kraju i gasi strajki, a ktoś je na nowo wznieca.
Wreszcie zmęczona walką narzuconą przez Solidarność ekipa PZPR zgodziła się na podział władzy, ale ludzie faktycznie kierujący „Solidarnością” żądali wówczas nazbyt wiele, zaś PZPR była gotowa podzielić się władzą ale dawała zbyt mało; Solidarność żądała przekazania całej władzy.
Toteż 4 grudnia 1981 r. w Radomiu, Krajowa Komisja Koordynacyjna ”Koro-Solidarności” postanowiła, że sana przejmie rządy w Polsce 17 grudnia 1981 roku ogłaszając strajk powszechny, to znaczy sparaliżuje gospodarkę, administrację i wszystkie sfery życie kraju. To właśnie w Radomiu zapadła ostateczna decyzja podjęcia rozstrzygającej walki o władzę w Polsce i „targaniu się po szczękach”. Tam też Karol Modzelewski zapowiedział zwycięstwo „Solidarności” i klęskę PRL – mówiąc, że „ bój to jej będzie ostatni”.
Generał Jaruzelski uprzedził Koro-Solidaność wprowadzając stan wojenny trzy dni wcześniej.
CZY MOŻNA BYŁO UNIKNĄĆ KONFRONTACJI?
Otóż tak. Trzeba było jednak od początku członkom Związku i społeczeństwu uświadomić, że „Solidarność” powołana została jako związek zawodowy a nie ruch polityczny, partia i powinna być Związkiem Zawodowym, tylko Związkiem i niczym innym. Realizować tylko cele związkowe i spełniać oczekiwania pracownicze. Nie powinna zajmować się polityką, bo temu celowi służą partie i organizacje polityczne. Jeśli było mało partii lub były niewłaściwe, to należało je zlikwidować lub zorganizować nowe. Jeśli ludzie pracy, strajkujący w sierpniu 1980 roku, chcieli uwolnić ruch związkowy od kurateli i wpływów politycznych PZPR, to niewolno było nowemu związkowi narzucać celów politycznych i oddawać jego kierownictwo politykom typu KOR, KiK i podobnym.
Od początku istniały w Związku dwie główne tendencje: jedna słabsza, związkowa, pro pracownicza, prospołeczna, pronarodowa, propolska, występująca m.in. pod hasłem – „socjalizm tak, wypaczenia – nie; więcej socjalizmu, mniej wypaczeń”, która chciała realizować „Porozumienie Gdańskie”. I druga silniejsza, wspierana przez KOR, Zachód, przez jego wywiady, agentury w Polsce, Kościół, „polski ciemnogród” – anty pracownicza, antyspołeczna, antynarodowa, antypolska, pro kapitalistyczna.
Pierwsza chciała, umacniać, rozszerzyć socjalne, społeczne, obywatelskie zdobycze ludzi pracy i budować mocny niezależny ruch zawodowy. Przewodzili jej m.in. Anna Walentynowicz, Jan Zapolnik, Andrzej Gwiazda w Gdańsku, Kazimierz Świtoń w Katowicach, Jerzy Piórkowski i Leszek Skonka na Dolnym Śląsku, Marian Jurczyk w Szczecinie, Bolesław Ćwikła w Lublinie…
Druga tendencja po zakończeniu sierpniowych strajków zmierzała do zerwania Umowy Gdańskiej i pchnięcia związkowców do walki politycznej o zdobycie władzy w państwie. Tej drugiej orientacji przewodził w walce o władzę głównie obóz KOR-u i tacy ludzie, jak Lech Wałęsa, Adam Michnik, Jacek Kuroń, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Karol Modzelewski, Jan Lityński, Janusz Onyszkiewicz, Henryk Wujec, Jan Józef Lipski, Bogdan Borusewicz, Władysław Frasyniuk,Maciej Zięba, Mirosław Chojecki, Antoni Macierewicz, Zbigniew Romaszewski, Piotr Naimski i im podobni. By osiągnąć wyznaczony cel usunęli rękoma naiwnych, nieświadomych związkowców, niewygodnych działaczy związkowych, którzy sprzeciwiali się upolitycznieniu Związku i przekształceniu go w partię, czy ruch polityczny.”
JAK MÓGŁ I POWINIEN POSTĄPIĆ OBÓZ RZĄDZĄCY W GRUDNIU 1981 r.
Na ten temat od 30 lat panuje zmowa milczenia. Solidarność unika tego pytania i odpowiedzi na nie. Czy powinien Rząd PRL 17 grudnia 1981 roku oddać bez oporu władzę w ręce Solidarności, KOR-u, Kościoła? Ale konkretnie, komu? Organizacji, pn. „Solidarność”, ludziom z nią związanym? Ale personalnie, komu? Kuroniowi, Geremkowi, Rulewskiemu, Frasyniukowi, Modzelewskiemu, Mazowieckiemu, Wałęsie? Chodziło także o procedurę techniczno- organizacyjno-prawną przekazania władzy. Czy ludzie z tego obozu pretendujący do przejęcia rządów byli lepiej przygotowani do jej sprawowania i rządzenia całym krajem, państwem, i czy rządziliby lepiej, bardziej sprawnie, uczciwiej, niż obóz PZPR? Dzisiejsza rzeczywistość świadczy, że kierowaliby jeszcze gorzej, jeszcze bardziej nieudolnie, jeszcze bardziej niesprawiedliwie. Dowodzi tego obecna sytuacja w kraju. Czy gdyby wówczas tak rzeczywiście się stało, i PZPR oddało rządy nie oznacza to, że sytuacja, jaką dziś mamy w kraju nastąpiłaby już wcześniej, czyli wszystko byłoby sprzedawane, rozkradane, rozgrabiane, zniszczone 8 lat wcześniej?
Wreszcie pytanie logiczne, pragmatyczne – czy Obóz PZPR mając do dyspozycji takie potencjalne siły, jak wojsko, milicję, SB, sądy, prokuratury, środki masowego przekazu, banki, aparat administracyjny, gospodarkę, poparcie państw ościennych itp. mogła rzeczywiście oddać bez walki, bez oporu sprawowaną przez 35 lat władzę, i to w niewiadome, bardzo niepewne ręce, zwykłym „pętakom”, jak ich w przyszłości nazwał abp Józef Życiński, i ”popaprańcom”, jak ich określi Lech Wałęsa
Jeśli rzeczywiście tak by się stało, to czy dziś nie postawiono by zarzutu rządzącym wówczas w PRL, że oddali lekkomyślnie władzę gówniarzom, hochsztaplerom, oszustom, karierowiczom, miernotom i dlatego ponoszą także odpowiedzialność za obecny stan kraju: bezrobocie, nędzę społeczeństwa, ruinę gospodarczą? Wprowadzając stan wojenny, choć nieudolnie, ówczesna ekipa rządząca ma dziś pewnego rodzaju moralne alibi, choćby we własnym mniemaniu, że nie chciała dopuścić do sytuacji, jaka panuje obecnie w Polsce.
SPÓŹNIONA REAKCJA JANA PAWŁA II NA BŁĘDY SOLIDARNOŚCI
Kościół był od początku bardzo zaangażowany w kierowanie Solidarnością i oficjalnie sprzeciwiał się jakiejkolwiek krytyce jej błędów. Także Papież JPII Papież był pośrednio zaangażowany w tworzenie „Solidarności” i jest odpowiedzialny za skutki jej działania, za powrót zwierzęcego, dziewiętnastowiecznego kapitalizmu do Polski, pauperyzację społeczeństwa, za nędzę i poniżenie robotników, ludzi pracy. To nie JPII i nie Kościół lecz M. Ghandi głosił, że „nie ma większej zbrodni niż doprowadzić ludzi do życia w nędzy”.
Dlatego w jednym z artykułów zamieszczonym w Internecie wyraziłem się, że Papież powinien przeprosić ludzi pracy w Polsce za „Solidarność”. Jeden z czytelników, Pan Opolski, replikował na moją wypowiedź, pisząc: „Odpowiedź na artykuł dra Leszka Skonki – Czy Ojciec Święty przeprosi?”
Myślę że można też zadać takie pytanie, kto przeprosi Ojca Świętego za naciski jakie były skierowane na Jego Osobę.
O ile sobie przypominam, to Ojciec Święty kilka razy oficjalnie krytykował to, co się dzieje za czasów rządów tzw. prawicy. Raz doszło do tego, że wołał podczas audiencji ogólnej – co zrobiliście z Polską, to jest też i moja Ojczyzna.
Nawet doszło do tego, że w pewnym momencie zrezygnował z odwiedzenia Polski; to było wtedy, gdy przyjechał na Mszę pod granicę Polski, o ile wiem, to już wszystko było przygotowane na to, aby Ojciec Święty miał spotkania też w województwach przy granicy z Czechami i Słowacją, po naszej stronie granicy. Jednak Ojciec Święty nie zgodził się. Tak samo raz doszło do sytuacji, że Prymas nie miał zamiaru pofatygować się na powitanie i spotkanie z Ojcem Świętym.
A takim wyraźnym sygnałem, że coś nie jest w porządku była nagła rezygnacja z transmisji na żywo z Watykanu, nawet i Radio Maryja nie transmitowało.
Dopiero zaczęli transmitować, gdy swoje już przeprowadzili, lub Ojciec Święty złagodniał.
Z tym się nie mylę, zresztą sam brałem udział w jednej z Akcji zainicjowanej przez Ojca Świętego.
No cóż później okazało się, że silniejsza od nas jest późniejsze AWS.
Mogę dodać, że dla jednej z gazet katolickich, skończyło się tym, że musieli zawiesić działalność; "byli zbyt dobrzy”…(IAR/PAP, MFi / 2003-11-11 16:15:00)
"SOLIDARNOŚĆ" POPEŁNIŁA BŁĄD
Jan Paweł II wielokrotnie, choć nie od razu, wytykał błędy, mówił: "Solidarność popełniła błąd zajmując się polityką„ – powiedział to Jan Paweł II do dwóch tysięcy działaczy związku, którzy złożyli mu wizytę w Watykanie w dniu Święta Narodowego (11 listopada 2003 r. przyp. L.S). Dopiero po latach Papież wezwał związek do powrotu do korzeni i obrony ludzi pracy. Jan Paweł II zapewnił, „że jak zawsze los ludzi pracy w Polsce jest mu stale bliski" (…) i stwierdził, „że nie wystarczająco troszczy się ona(Solidarność, przyp. L.S) o losy pracowników małych prywatnych przedsiębiorstw, supermarketów, szkół, szpitali i innych podmiotów gospodarki rynkowej, które nie mają tej siły, jaką mają kopalnie i huty". Niesprawiedliwością "wołającą o pomstę do nieba"nazwał papież niewypłacanie ludziom zarobków.
Zdaniem Jana Pawła II "Solidarność zawiodła nadzieje świata pracy, gdy nastąpiło upolitycznienie związku", co "doprowadziło do jego osłabienia".
"Niech mi wolno będzie powiedzieć”, – stwierdził na zakończenie – że dziśSolidarność, jeśli prawdziwie pragnie służyć narodowi, winna wrócić do swych korzeni, do ideałów, jakie przyświecały jej jako związkowi zawodowemu". Czyli do przestrzegania 2-go punktu Umowy Sierpniowej z Rządem, który brzmiał: „Nowe związki zawodowe będą bronić społecznych i materialnych interesów pracowników i nie zamierzają pełnić roli partii politycznej. Stają one na gruncie zasady społecznej własności środków produkcji stanowiącej podstawę istniejącego w Polsce ustroju socjalistycznego…”.
Oczywiście, cenzura rzekomo wolnych mediów III RP zablokowała tę i podobne wypowiedzi Papieża. Szkoda, że dopiero po 24 latach Papież nawoływał do odpolitycznienia Związku i powrotu do jego związkowych korzeni. Pomijając fakt, że powrót taki jest już dziś niemożliwy, choćby dlatego, że w „Solidarności” nie ma prawdziwych, ideowych działaczy związkowych i ludzi, którzy chcieliby i potrafili pozyskać zaufanie i poparcie społeczeństwa. Dziś, żeby odzyskać odrobinę społecznego zaufania, zarówno Kościół, jak i owe resztki „Solidarności” musiałyby zacząć od przyznania się do błędów i naprawienie krzywd wyrządzonych w imieniu Związku i Kościoła, milionom Polaków. W tej hipotetycznej postawie ekspiacji musiałby uczestniczyć szczerze i publicznie przede wszystkim Kościół, jako współwinny nagromadzonego zła.
OŚWIADCZENIE STOWARZYSZENIA OFIAR "SOLIDARNOŚCI"
Spełniając oczekiwania wielu obywateli, którzy doznali krzywd ze strony NSZZ "Solidarność" oraz innych instytucji związanych z tym obozem, Instytut Badań Stalinizmu, Patologii Władzy i Problemów Społecznych, inicjuje powołanie stowarzyszenia pokrzywdzonych przez "Solidarność", pod roboczą nazwą – Stowarzyszenie Ofiar "Solidarności". Celem stowarzyszenia jest działanie zmierzające do ujawnienia sprawców szkód i krzywd wyrządzonych jednostkom i grupom obywateli pod szyldem "Solidarności". Stowarzyszenie wspomagać będzie dążenia osób pokrzywdzonych do uzyskania zadośćuczynienia za doznane szkody materialne i moralne oraz do ujawniania, napiętnowania i ukarania sprawców tych krzywd, niezależnie od tego jakie dziś zajmują stanowiska i kto ich broni.
Inicjatorzy uważają, że w imię sprawiedliwości każda krzywda powinna być naprawiona, a winni ukarani. Jeśli uznaje się za słuszne i sprawiedliwe piętnowanie zbrodni i przestępstw niemieckiego faszyzmu, sowieckiego i polskiego stalinizmu, to nie można stosować innych miar i ocen ani usprawiedliwiać sprawców krzywd wyrządzanych pod szyldem "Solidarności".
Zbrodnia, krzywda, szkoda, nawet wyrządzana w dobrych intencjach, nie intencjonalnie, nie zmienia faktu, że skrzywdzony odczuwa ją jednakowo dotkliwie. Inicjatorzy apelują do wszystkich pokrzywdzonych przez ludzi związanych z obozem "Solidarności" i KSS KOR, o zgłaszanie się do Stowarzyszenia w celu podjęcia wspólnych działań.
Ponieważ wiele roszczeń wymagać będzie rozstrzygnięć na drodze sądowej, a także w Międzynarodowym Trybunale Praw Człowieka, Inicjatorzy Stowarzyszenia zwracają się z prośba do prawników o pomoc.
NADSZEDŁ CZAS ROZLICZEŃ SOLIDARNOŚCI
Po 30 latach kierowania Polską lub wpływu na jej funkcjonowanie ludzi spod przywłaszczonego szyldu "Solidarności" nadszedł nareszcie czas rozliczeń.
Rządząca ekipa odeszła w niesławie z piętnem szubrawców, złodziei, oszustów, łajdaków, obłudników, żegnana z nienawiścią, czego dowiodły jednoznacznie wrześniowe wybory. 56 proc. uprawnionych do głosowania obywateli w ogóle nie poszło do urn, a ci, co poszli odrzucili partie o formalnym, szyldowym rodowodzie "Solidarności. Do Sejmu nie weszła ani AWS ani Unia Wolności. W odczuciu społecznym, a zwłaszcza ludzi pracy "Solidarność" oszukała naród i zdradziła ludzi pracy. Ostatnio np. wielu oszustów porzuciło obóz rządzący i ukryło się pod stworzonym przez siebie śmietniku politycznym pn. Platforma Obywatelska. Szkody, jakich doznał kraj pod tym szyldem "S" są tak głębokie i rozległe, że trzeba będzie dziesięcioleci i ogromnego wysiłku by je naprawić. Dziś naród słusznie oczekuje surowego i przykładnego ukarania winnych. Na szczęście społeczeństwo już zmądrzało na, tyle, że nie liczy na ukaranie winnych przez sądy powszechne, gdyż praktyka dowodzi, że procesy takie trwałyby latami i nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Na razie naród myśli o sposobach sprawiedliwego osądzenia i przykładnego ukarania winnych. Trzeba, więc przypomnieć społeczeństwu sposoby rozliczeń, jakie zastosował naród francuski w 1789 w Wielkiej Rewolucji Francuskiej, czy w Polsce w czasie Insurekcji Kościuszkowskiej w 1794 r. i w 1846 w Galicji. Tylko surowe przykładne, odstraszające kary, nawet kary śmierci, mogą wpłynąć na przywrócenie nadziei i wiary sprawiedliwość i w sens walki ze złem. Tylko sądy i wyroki społeczeństwa wykonane na zdrajcach, oszustach, złodziejach majątku narodowego, gdziekolwiek by się ukryli, przywrócą narodowi nadzieję i przekonanie w sens walki ze złem.
Nie powinni oni korzystać ze zrabowanego narodowi majątku. Być może, że spełnią się zapowiedzi z okresu stanu wojennego -" w słowach , a na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści. Razem z nimi z nowej kliki, kler, Wałęsa i Korniki (Korowcy) (W 1988 roku na zaproszenie Leszka Millera na potkanie w gmachu KC PZPR, jeden z uczestników zacytował to hasło).
WALKA O ZACHOWANIE ZWIĄZKOWEGO CHARAKTER "SOLIDARNOŚCI"
Coraz częściej z ust młodych myślących ludzi pada pytanie, czy członkowie "Solidarności" w 1980-1981 roku nie widzieli, że Związek zmierzał w niewłaściwym kierunku? Dlaczego, ci rozsądniejsi i odważniejsi nie próbowali sprzeciwiać się deformacji ruchu związkowego, przekształcaniu go w partię polityczną? Otóż nieprawda, że nie było głosów i działań rozsądnych, ale były słabo słyszalne, tłumione, a ich głosicieli w brutalny, czy wręcz w bandycki sposób niszczono. Przytaczamy konkretne przykłady z Wrocławia, gdzie był szczególnie silny opór przeciw KOR-owi, A oto przykłady :LIST M. Żaboklickiej "Do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ "Solidarność" we Wrocławiu" w obronie związkowego charakteru "Solidarności" z października 1980 r.) "Na początku wyjaśniam; to, co napiszę dotyczyć będzie zebrania, które odbyło się w piątek ( 17.10.1980), w auli Politechniki, a raczej spraw tam poruszanych. Właściwie powinnam zabrać głos na zebraniu, tak nakazywało mi moje sumienie. Jeżeli tego nie zrobiłam to, dlatego, że należę do osób nieśmiałych, nie umiem przemawiać publicznie, a ponadto zanim wypowiem swoje zdanie, muszę sobie rzecz najpierw przemyśleć. A więc przemyślałam, ale niesmak i przygnębienie, jakie napełniły mnie niektóre fragmenty zebrania, niektóre wypowiedzi, a może jeszcze bardziej reakcja sali na te wypowiedzi nie opuściło mnie dotąd. Wybaczcie, że piszę o swoich osobistych odczuciach.
Cóż mogą one obchodzić Was. Którzy macie tyle i tak doniosłych obowiązków na swoich barkach? A jednak wysłuchajcie, bo to jest głos z dołu", i to głos – wierzę w to, na pewno nie odosobniony, wyrażający odczucie jakiejś części aktywu związkowego.
Chodzi mi tu o sprawę dr Skonki, ale nie o niego "jako takiego", lecz o to, co się wokół tej osoby dzieje, i jak się dzieje. Właśnie jak się dzieje. Z dr Skonką zetknęłam się po raz pierwszy na szkoleniach prowadzonych w pierwszej połowie września (1980 r.) w budynku przy placu Czerwonym, gdy w dusznej, przepełnionej sali po kilka godzin dziennie wykładał takim jak ja "świeżo upieczonym" aktywistom związkowym "abecadło związkowe". Jego widoczne dla wszystkich zaangażowanie i jego trud budziły uznanie słuchaczy.
Wybaczcie mi, że pozwolę sobie znów na osobiste wynurzenia: wstępowałam w tym okresie czasu często do Waszej siedziby, nawet już nie koniecznie po komunikaty, czy konkretne informacje, ale czasem tylko z zewnętrznej potrzeby, jak do miejsca – wybaczcie patos, z którego bije źródło Odnowy. W tym, że taki kult czułam do tego miejsca była niemała zasługa właśnie dr Skonki. Potem były jakieś, niezbyt jasne dla "szerokiego aktywu" oświadczenia, bodaj, że w Komunikacie nr 4 i jakieś jeszcze mniej jasne pogłoski, z których wynikało, że drogi dr Skonki i Prezydium MKZ rozeszły się… Trochę dziwiliśmy się ( mówię o paru osobach, które również bywały na wykładach i z którymi zdarzało mi się na ten temat rozmawiać/, ale nawet nie tak bardzo, bo przecież taki to już teraz burzliwy czas, że ciągle i chyba wszędzie ścierają się poglądy, opinie, przekonania, wybuchają spory i sprzeczki. Potem było zebranie w dniu 3 października, na którym wasze Prezydium przedstawiło się delegatom z zakładów pracy, i na którym omówiono działalność MKZ. Mówiono także o prowadzonym przez MKZ szkoleniu.
Wymieniono jako pioniera p. Skowrońskiego( przepraszam, jeśli pomyliłam nazwisko), a o Skonce nic. Jakby nigdy nie istniał. Byłam niemile zaskoczona, naturalnie nie tylko ja jedna. Sądziłam, bowiem, że niezależnie od tego, czy Skonka się "odłamał", czy nie, należało przecież wspomnieć wkładzie jego pracy, zwłaszcza, że wkład ten był przecież niemały. Ale jeszcze i to przemilczenie można by uznać za gafę, niemiłą, ale wybaczalną, w tym gorącym okresie. Jednak to, czego widownią stała się aula Politechniki, gafą już nazwać się nie da.
To było gorszące i zasmucające widowisko. Już sposób, w jaki niszczył, (bo chyba tylko tak można to określić) Skonkę p. mecenas Kaszubski, nie był piękny, ale cóż p. Kaszubski jest prawnikiem, a oni – wiadomo – przywykli z człowieka, o którym mówią robić anioła lub diabła, w zależności od tego, czy bronią, czy też oskarżają; to już takie ich " skrzywienie zawodowe". Trudno, bardzo trudno uwierzy nam, którzyśmy słuchali wykładów dr Skonki, aby był on agentem, jak to nader wyraźnie insynuował w swoim krasomówczym wystąpieniu mec. Kaszubski.
Oczywiście Skonka mógł nie mieć racji i pewnie jej rzeczywiście nie miał twierdząc, że powinny powstać związki regionalne, a nie jeden ogólnopolski. Ale przecież taki sam pogląd wyznawali podobno – jak to nas chyba właśnie p. Kaszubski uświadamiał na poprzednim zebraniu – przedstawiciele gdańskiego MKZ, a mimo to nikt nie poddawał w wątpliwość ich intencji).
Uważam, że wystarczyło w swoim czasie oświadczyć, – bo jednak ludziom się jakaś informacja należała -, że pan Skonka nie jest już członkiem Prezydium, ponieważ obstawał przy swoich poglądach na niektóre kwestie ruchu związkowego, wbrew zdaniu większości Prezydium MKZ, wobec czego obecnie w tym, co głosi nie reprezentuje już MKZ, a jedynie siebie samego. I to byłoby w porządku), Mniejsza jednak o wypowiedź p. Kaszubskiego, bo to, co było dalej było znacznie gorsze. Wystąpił ten młody człowiek, nazwiskiem chyba Jabłoński (Zenon, przyp. LS) i zaczął dość nerwowo, ale przecież nie obraźliwie, wygłaszać zarzuty pod adresem Prezydium. Z sali zaczęły się gwizdy i protesty. I wtedy, prowadzący zebranie, zamiast uciszyć salę, kazał mu zejść z mównicy.
Nie należało tego robić. I to kimkolwiek mówca by był i cokolwiek chciałby powiedzieć. To się niestety nazywa tłumienie krytyki, a tego Wam, szermierzom demokracji pod żadnym pozorem robić nie wolno. W naszym Związku przecież ma być lepiej, szczerzej, sprawiedliwiej niż w tych starych instytucjach, przeciwko, którym występujemy.
To prawda, że teraz jest czas walki i bardzo ważna jest jedność, ale przecież najważniejsza jest Demokracja. Bo to o nią walczymy. A nie można o nią walczyć gwałcąc jej zasady. Nie mówmy sobie, że to tylko teraz, na razie tak musimy. Jeżeli tak zaczniemy, to później będziemy te metody stosować i zawsze znajdziemy na nie jakieś usprawiedliwienie.
Najbardziej przerażające i odrażające było wystąpienie ostatniego mówcy tego z Kontroli Dochodów Państwa, nazwiska nie zanotowałam). Typowy demagog w najgorszym tego słowa znaczeniu. Miotał się i rzucał obelgami, a ludzie na sali pobudzeni w swoich najniższych (zdajmy sobie z tego sprawę) instynktach, żywiołowo klaskali, zaś Prezydium… słuchało i akceptowało.
A ja słuchałam i przypominały mi się różne wstrząsające sceny z literatury i filmów, np. nazistowskie wiece, gdy Hitler dochodził do władzy; albo obrazek, jak rozjuszony tłum kamieniuje kobietę, dobrze nie wiedząc, za co, to znów, gdy linczują Murzyna i jeszcze inne tym podobne. Powtarzam nie chodzi mi o Skonkę i jego zwolenników, choć oczywiście nie jest dobrze, jeśli ich krzywdzicie, ale nie to jest najważniejsze. Ważniejsze jest to, że historyczny wir wydarzeń wyniósł Was na piedestał. Przypadła Wam ważna i zaszczytna rola. Ku wam wracają się teraz z nadzieja oczy i serca społeczeństwa. Nie zapominajcie, więc co sobą reprezentujecie i jaką stratę poniesie idea, której służycie, jeżeli nie będziecie umieli godnie jej służyć. Powiesiliście na sali, w której odbywało się zebranie Krzyż. Inna sprawa, czy to stosowna okazja, aby Go wieszać, ale jeżeli już powiesiliście to pamiętajcie, co on symbolizuje. Strzeżcie się, aby w imię Krzyża nie zapalać stosów dla czarownic. Jest to, bowiem największa krzywda, jaką człowiek może wyrządzić Bogu. Maria Magdalena, Żaboklicka, Wrocław…
Jak się okazało ostrzeżenie miało proroczy charakter? Istotnie "Solidarność" zapaliła stosy dla nieprawomyślnych Polaków, stosy, które płoną nadal pod tym samym szyldem.
Dr Leszek Skonka
1. Były działacz opozycji demokratycznej, uczestnik Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, współorganizator i współkierujący strajkiem w sierpniu 1980 roku we Wrocławiu .
2. Członek prezydium w pierwszym składzie Zarządu Regionu Dolnośląskiego NSZZ. Organizator i Wolnych Związków Zawodowych na Dolnym Śląsku, prowadzący pierwsze kursy ( jeszcze w czasie strajku) w Międzyzakładowym Komitecie Strajkowym we Wrocławiu na temat organizowania i działania związkowego, a następnie w MKZ po zakończeniu strajku, dla działaczy i organizatorów nowych związków.
3. Stanowczo sprzeciwiał się wprowadzaniu KOR-u i upolitycznieniu Związku, zrywaniu Umowy Gdańskiej, awanturnictwu politycznemu. Chciał by związek nie wychodził poza swój statut. Za swoją postawę oskarżony został publicznie bez jakichkolwiek podstaw o sprzyjanie PZPR, działanie na szkodę Związku, współpracę z SB. KGB, Stasi, usunięty ze wszystkich funkcji, również ze Związku ”Solidarność”, spotwarzony publicznie, bez prawa do obrony, skazany zaocznie na karę śmierci cywilnej 19 października 1980 r. ; do tej pory przez Solidarność nie odwołany.
4. Założyciel i przewodniczący istniejącego od 1988 roku Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce oraz Instytutu Badań Stalinizmu i Patologii Władzy, zbudował w 1989 roku pierwszy w Polsce i na świecie Pomnik Ofiar Stalinizmu we Wrocławiu. Założyciel w 1990 r. Stronnictwa Sprawiedliwości Społecznej…
Adres Kontaktowy 50-046 Wrocław, ul. Sądowa 10/7 Tel/fax (48) 71 7809081, kom. 691830350
e- mail: Skonka.leszek@gmail.com Konto: Deutsche Bank, Leszek Skonka 97 1910 1048 2944 2803 6405 0001
Komitet Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce